Wszystkiego jest za dużo! Notatek, folderów, map, miast, tras, zameczków, ruin, jezior górskich i płytkich, starówek, kościołów, odcieni nieba, słońca, lśnień, ochów-achów. Zdjęć oczywiście.
Kilogramów o parę mniej – dobra reguła.
Najzabawniej masz pod koniec podróży i tuż po powrocie, jeszcze przed zgraniem zdjęć, pierwszym zerknięciem na nie. Gdy wciąż nie chcesz zniszczyć rozmywającego się i z każdą nową chwilą przytłumianego continuum (tak ci się zdaje) na rzecz pokracznej fraktalności, jaką niesie (tak ci się zdaje) te kilka tysięcy ujęć napstrykanych pomiędzy ochami, wąchami, podsłuchami, wzrokowym obżarstwem bezaparatowym (owszem, ostatnie wciąż się zdarza).
Więc ci się myli ten zamek gdzie policja finansowa z tamtym, gdzie rzeźby nowoczesne i dziesięcioletnie. To miasteczko z owym też wymuskanym. Jezioro co ma dwa powyżej z owym, co i owszem, ale jedno i tylko dziesięć metrów w górę. Ołtarz szafowy dlaczego zastąpiono szafiastym? I niech mi się wreszcie przestanie śnić to ciacho z dziwną nazwą niewystępującą (jeszcze) w przyrodzie! Skrzyżowanie, na które niezgrabnie wjechał van z przyczepką zlewa się malowniczo z uliczką, kędy majestatycznie sunął do starego rynku autokar. I po co pamiętać, że oba na polskich blachach, skoro zapomniało się (nieuchronnie!) tyle ważniejszych szczegółów? (Bo było zaskakująco mało polskich blach; węgierskich cztery razy tyle.)
Stopniowo jednak ruszasz do fot, porządkujesz notatki, szperasz znów po przewodnikach, sieci – wszak ma coś zostać, musi jeszcze-znacznie więcej, niż jedynie euforia, odświeżenie-poszerzenie wiedzy, wypas zmysłów, przebieżki po wertepach, blask-powiew-przestrzeń-pęd-zmiana dziedzictwo-polor-patyna-pietyzm cud-iluminacja-opalizacja.
Frazy i frazesy – oganiasz się od nich jak od uprzykrzonych much. Otrząsasz, opóźniasz. Nie chcesz już robić podsumowań, zamykać w krągłych zdaniach tego, co przed chwilą było tym-tam dzianiem się i innym elanem witalnym…
…Żegnalnym – życie nieuchronnie wymusza rekapitulacje. Kapitalne i mniej. Za moment unieruchamianie owada skończy się całkowitym sukcesem. Czytaj – nadzieją, że plastik czy inny pseudo-bursztynowy tombak zalepi lepiej, niż jego analogi (ha!) sprzed ćwierćwiecza.
*** * ***
4 IX
Tam lekko pada, tu wcale. Gdy jednak dojadą tam (niektórzy powrotnie) – wyklaruje się wręcz cesarskie popołudnie. Spożytkują je nie tylko na ostatnie zakupy i tankowanie, lecz też wnóż – szybko, wśród róż. Niby jeszcze nie całkiem podróż, a ekscytacja – już, już!… [Team… Szef…]
*** * ***
5 IX
Czesi mieli kiedyś ładne autostrady (zwłaszcza, gdy się na nie wjeżdżało od polskiej strony). Ostatnio ogarnęli, że nic nie trwa wiecznie. Stąd wielokilometrowe prace drogowe w okolicach Ołomuńca, Prościejowa i Brna. Potem sielanka Lednic i Valtic. Slogan „Ogród Europy” i wyróżnienie UNESCO dla krajobrazu kulturowego, dziedzictwa światowego są wstępną rekomendacją, rusztowania (straszące w ubiegłych latach) zdjęto – tylko podziwiać, wędrować!
Po czym napić się słynnego wina – akurat jest „jego” weekend i każdy winiarz, który akurat nie strzeże niezebranych plonów przed ptactwem, z pewnością bierze udział w sprzedażach, promocjach, wyborach winnych misek i degustacji burczaków. My upajamy się już samą atmosferą winnych okolic. Taniej, praktyczniej, mniej kalorycznie, poza tym wszyscy wiedzą, że spokojne wino 2015 to dopiero będzie coś! [Team… Szef…]
*** * ***
6 IX
Od Wenus Westonickiej do kształtów wspinaczek śmigających po zerwach Devina! Mikulov: formy budowli, dziedzińce, zakamarki; narośla stylów, osadzenie całości w skale, pragmatyzm obronny i prestiż panowania… Winnice jak okiem sięgnąć, marzenie, by choć trochę pomniejszyć analfabetyzm barbarzyńcy z północy. Rzeźby wszędy, starsze i nowsze, ogrody i architektura zieleni, widoki na wsze strony, w słońcu i obłoczności. A jeszcze Muzeum Żelaznej Opony, a jeszcze kolory i faktury przedjesieni. Podglądania Świętego Pagórka – muzyka dobiega, ludzie pną się po schodkach-skałach drogą krzyżową, wyjdziemy i my… Też – podglądania samej siebie tu wędrującej ponad trzy dekady temu. Palava: dziedzictwo i dzianie się, wino i woda, skały niezwykłej czystości, wiatr i chmury, podniebność i przyziemność. Zwyczajność-unikatowość wędrowania, uśmiechniętej niedzieli.
Gdy cię interesuje wszystko… [Team… Szef…]
*** * ***
7 IX
We Widniu jak to we Widniu, panie – oczarowanie-rozczarowanie. Pierwsze zachodnie miasto, ogromne zauroczenie. Następnie okresy tak wielkiej kompetencji B na jego punkcie, że wyżej tylko Londyn i Monachium – później… kiedy to w tematach naddunajskich B się na długo rozmagnesowała. Teraz wspomnienia powracają z siłą, sentymenty odgrzewają się jak winersznycle; udatne frazy podrygują, krytyka do kąta zmyka, skąd łebek wychyla nieczęsto (za to rezolutnie, przemądrzałka jedna, tu i ówdzie tresowana, nie w kasze jej dmuchać, jak choćby te 30 i 1 lat temu). [Team… Szef…]
*** * ***
8 IX
Zapowiadają piękną pogodę – może by tak wysupłać się z czarownych objęć metropolii i uciec w przyrodę? Pokontemplować naturę niecodzienną w tej części Europy: przenikanie się stepu i Alp (ok, jakaś tam granica jest, choćby to słonawe bajoro, nie głębsze, niż 2 metry), pusztę podchodzącą pod Wiedeń, jezioro bezodpływowe a w życie przebogate, z winnicami wokół i bocianami przez okrągły rok na każdym dachu (w pewnym miasteczku). Dwa parki narodowe, UNESCO dodatkowo strzeże cenności dla potomności. Skarby kultury wokół: ruiny rzymskie, średniowiecze, „węgierskie wersale” – wielcy kompozytorzy w nich i poza nimi. Dwa państwa zacięcie walczące o skrawek tej ziemi po I wojnie… I że Burgenlandia może też być tak ładnie pagórkowata! Zawsze się komuś zdawało, że na tle austriackiego bogactwa krajobrazu to nuda do kwadratu. [Team… Szef…]
*** * ***
9 IX
Bez obrazów wszak trudno jest żyć!… Tylko jak żyć z obrazami gdy ma się pięć godzin a potrzebuje minimum całego dnia? Focić czy nie focić? Stać przed Brueglem i Vermeerem wieki, innych nawet nie zaszczycić poślizgiem oka? Wracać-zawracać-nawracać czy nie? (Na końcu można się też przewracać i to niekoniecznie z powodu śliskości posadzek). Gadać (a nawet i do siebie) czy się skupiać w sobie? Przybierać te wszystkie gombrowiczowkie pozy? (Zwłaszcza gdy kilka komnat urządzono jakby specjalnie „pod” jego szyderstwa). Wspominać poprzednie bytności i swe ogólne ach-och obycie? Stchórzyć, dać sobie spokój, ocalić jurki na tort Sachera, rejs Dunajem? — Nie, oni pomaszerowali mężnie, apage przez ramię rzucili pokusom, co im podszeptywały, że lepiej po Belwederach i Schonbrunnach dłużej się poszwędać, niż wykładać ciężk…awą kasę gdy do zamknięcia KHM pozostało… I zostali nagrodzeni pełnią tudzież (prawie) błogością (w trakcie) oraz niebiańsko dobrym samopoczuciem – po wyjściu. [Team… Szef…]
*** * ***
10 IX
Nieraz przestrzegało się znajomych, by nie oceniali Słowaków i słowackości po odwiedzeniu Smokowców. – Wysokie Tatry prezentują poziom na miarę nazwy, dalej jest różnie. Ale żeby i stolica?! Zaniedbane zabytkowe uliczki arcybiskupów i ambasad, domy wołające(!) „odnów mnie”, gnijące ławki na naddunajskim deptaku, zapuszczone parki, nawet skwer pod pałacem prezydenckim. I ci wszechobecni graficiarze! Lecz ogrody prezydenckie piękne, pielgrzymki turystów idą jedna za drugą, pogoda cudo, Katedra, Ratusz, Rynek, Zamek bez zarzutu. Z tego ostatniego znajdą dostatecznie wiele słodko-pocztówkowych widoczków, by wysłać do domu sygnały atrakcyjnego odskoku z „miasta muzyki”. Rzeka bladoturkusowa skusi też do odwiedzenia kilku miejsc objętych Parkiem Narodowym Łęgi Naddunajskie. Co do błot i moczarów – znacznie bardziej zabagnione są do znalezienia 10 minut od domu – z pewnością bez wymuskanych trawników jak okiem sięgnąć. [Team… Szef…]
*** * ***
11 IX
Melk okazał się „taki sam” po latach! Może nieco więcej turystów (reputacja barokowej najlepszości austriackiej albo i światowej), lecz klimaty, wypas zmysłów i umysłu podobne. Za to Krems – zupełnie inaczej: wówczas całodzienne wędrowanie z Melku, Doliną Wachau w cudną pogodę, oddech, refleksja, dziewczyńskie wyznania, decyzje „aż do śmierci”; dziś pośpieszny wjazd, od północy, w mglisty poranek, zero landszaftów, senność. Skoro nie było sensu drapać się na winne wzgórza – samo miasto lepiej rozklepano, dobre i to. Wejść i nie wejść do dobrze znanej wody, skupić się na triumfalnym dziele Prandtauera and Co a jednocześnie na widoku mieć już to, co tygrysy lubią najbardziej… tylko te piątkowo zatłoczone autostrady, tylko te liczne remonty jeszcze liczniejszych tuneli. Widoki coraz lepsze. [Team… Szef…]
*** * ***
12 IX
To się przytrafia większości wysokogórskich wędrowców – idziesz, minut i kilometrów ubywa, widoki coraz szersze ale dość już oswojone, jednorodne, nawet jednostajne się zdają powoli. Trwasz przez dłuższy czas w nastroju, powiedzmy, że w arkadyjskiej błogości, czujesz plus-minus, czego oczekiwać dalej.
Aż tu szok – nagle wyskakuje ci przed oczy pejzaż diametralnie odmienny! Na przykład skaliste zerwy, jakieś dramatyczne podswietlenie, śniegi, przepaści, groza, kontrast, reset, nawet szok. Totes Gebirge. Bywa, że wiesz, czego oczekiwać i „ono” cię nie zaskoczy, bywa, że się nie spodziewasz, jak B w podejściu na siodło pod Almkogel owej zjawiskowej soboty. [Team… Szef…]
*** * ***
13 IX
Salzkammergut. Dlaczego nie wspięli się do kopalń soli? – Bo od dekad globtrotterzy mówą-kadzą (krakowianom), iż niby nie bardzo warto, gdy ma się Wieliczkę pod bokiem. Za to uświadomić sobie – o krystalicznym niedzielnym poranku! – na terenie jak strrrasznie starej kultury się przebywa… historii łyknąć (głównie sporów arcybiskupów salz z książętami baw), przebiec z rozdziawioną buzią po niewiarygodnie uroczym nadjeziornym Hallstatt, śmignąć w pierwszą lepszą boczną dolinę Gosau, przejść się tam bardzo dzielnie jak na powędrówkowy relaks wzdłuż (kolejnych) obłędnych stawów górskich aż pod same lodowce Dachsteinu (no, prawie), potem podjechać do kurortu kaiserów i komponistów, potem nad jezioro mniej górskie, bardziej przestrzenne. Cudo! [Team… Szef…]
*** * ***
14 IX
B była w Salzburgu parę razy. Z pogodą wyszło jej pół na pół, ale gdy Szef zgłosił Miasto Mozarta do konkursu, usłyszał „tylko pamiętaj, że tam ciągle leje!” (Tak jej kiedyś powiedzieli; jedną burzę i jedną ulewę przeżyła faktycznie). Teraz też: grim Grimming rano na pożegnanie Tauplitz i pochmurności przechodzące w kapuśniaczki aż do rozpogodzenia wyjazdowego… i deszczyku na powitanie kolejnej krainy. Reszta jest… Mozartem, ale nie wyłącznie. Bo taka np. B nie zacznie żadnej wizyty w S inaczej, niż od Mirabel Garten. Zaś Szef pozyskał wstępy do wszyyystkich muzeów. Do tego uchodźcy przystopowali ich na autostradzie wjazdowej… [Team… Szef…]
*** * ***
15 IX
Niemcy lubią obznaczać swe wanderungi malarskością, romantycznością, czarownością, etc. Do nadpodaży górnolotnych fraz, poetyckich cytatów i sztalug z przecudnym potworzeniem dodajmy „orle gniazdo” – tam hen na skale (podarowane niewydarzonemu malarzowi na pięćdziesiąte urodziny przez kamratów… i, owszem, ściągające niemałą publiczność). Przemnóżmy przez autobus napchany po dach czerstwymi staruszkami (i kilkorgiem młodszych), zjeżdżający krętą drogą od urokliwego jeziorka: „Jesteście tam wszyscy?” „Jo, jo!” – odkrzykują wesoło sardynki. „Koniecznie muszę odbić do tego Schoenau?” „Jo, jo!” – dynamika odzewu osiąga forte. Park Narodowy Berchtesgaden. [Team… Szef…]
*** * ***
16 IX
Plany Szefa są dopracowane i dążące do doskonałości. Także w tym, że usłuchany jest gdy team perswaduje, że, zamiast pływów porannych z emerytami, lepiej (nawet zanim okręty wyruszą) gdzieś wyjść, zerknąć toniom czarownego Koenigssee z góry do paszczy a potem popłynąć rundkę małą (gdyby im się wciąż chciało). Poszli na Jenner, zachwycili się, dzień wyklarował się jak malowanie, tonie w dole, śpiewy na górze. Tylko te tłumy. Jak nie okręty co dziesięć minut – to staroświecka (i podejrzanie wielkoprzepustowa) kolejka aż pod sam szczyt!
Rejs po tym wszystkim?… – eee, kto by się pchał w taki banał gdy można zakończyć dzień echte romantyczną przechadzką kwadransową na malarski winkiel. [Team… Szef…]
*** * ***
17 IX
Zdalne sterowanie timem; perfect timing wejścia, zejścia, fenu, tęczy, wichury… Po prostu szczyt. Hocheck. [Team… Szef…]
*** * ***
18 IX
Jak to się stało, że z piątku po taaakim czwartku nie wyszła totalna klapa, anticlimax, eszkodagadać? Po nocnej wichurze – szarość, kilka mżawek w drodze; po triumfalnych Alpach – zapuszczona czeka Szumawa z perspektywą „kontynuowania dalej” kierunku NE.
Może to Bruckner spoczywający „pod swoimi organami”, mitologia Psałterza Floriańskiego? Może koronka ołtarza z Kefermarkt? Ekstramocna kiełbasa… kawa wyborcza w Freistadt… – o, już wiem – spacer i zachód słońca nad „Czeskim Morzem” czyli zalewem Lipno! [Team… Szef…]
*** * ***
19 IX
Mówią ci, że więcej turystów, niż Czeski Krumlow dostaje tylko złota Praga, co przyjmujesz z niedowierzaniem, bo to przecież tylko „jakaś” dziura… w polu rażenia zabiedzonej Szumawy… A potem wsiąkasz na amen – w zamek, uliczki, zawijasy Wełtawy, wielopoziomowe szalone plany, visty, ogrody, wieże, czerwień dachów, wszechkolor kamieniczek i domków… Kolejne hity (w dniu jak malowanie i być może najbardziej z dotychczasowych napełnionym niespodzianymi olśnieniami) będą poniekąd stracone po takim poranku! [Team… Szef…]
*** * ***
20 IX
Telcz był absolutnie wart trzech przebieżek po renesansowym rynku jak z najsłodszej bajki dla dzieci (ach co może porządny pożar we właściwym czasie plus sponsor tuż po nim!), w Trzebiczu wystarczyłaby sama rozeta (a nie była sama), legenda kościoła w kształcie gwiazdy (na Zielonej Górze) okazała się nieprzesadzona.
A potem… hm, Czesi mieli kiedyś ładne autostrady… Mieli. Ale żeby dziury w betonie z Pragi do Brna? Kierunek ołomuniecki nie poprawił się za bardzo w ciągu połowy miesiąca, do tego liczne znienacka zamknięte drogi niższego rzędu. A potem wypas ostrawsko-gliwicki, Średnicowa, odremontowana w sporych kawałkach 94. – Vsechno je jinak, deti – przeczytaliśmy kiedyś na murze… [Team… Szef…]
*** * ***
21 IX
Tam nie było słonka, tu wcale. Gdy jednak przyjadą tu (niektórzy odwoźnie) i się wyśpią, okaże się, że dzień szaro-bury może zarówno zdołować, jak i sprzyjać płynnemu wejściu w realność. Więc pójdą na spacer, przekonać się, że skarby na miejscu równie godne i efektowne, jak te miasteczka, lodowce, piękne-modre, skalne i juneskowe, co tuzinami kosili. Na dodatek nie trzeba do nich i dla nich przejeżdżać tych 3046 km ani przesadnie się sprężać, pakować, planować. Wspomnienia wciąż lśnią, opalizują, rozpraszają, delektują na zdjęciach i w głowach… jednocześnie nowe antycypacje wyłaniają się i nabierają pełnokrwistych kształtów… Już, już! [Team… Szef…]
*** * ***
*** * ***
*** * ***
2 X
Owego „tam lekko padającego” poranka Szef, w drodze po swój Team, wstąpił do NOSPRu – po bilety oczywiście. Były pewne korowody, lecz, gdy się stoi w długiej i ślimaczącej się kolejce, najwygodniej jest dokonać zakupu… przez internet! Pierwsze z tak „wystanych” biletów okazały się nieaktualne (niedyspozycja Pianisty), wokół drugich (na jedną z inauguracji „konkursu piosenki szopenoskiej” w wykonaniu Marthy Argerich) udało się zbudować cudo weekend. Znowu pogoda jak malowanie, czeska winieta jeszcze ważna, apetyty na śląsko-morawską Łysą Górę wyostrzone od półtora roku. Niewiele dni upłynęło od zamknięcia poprzedniej imprezy a oni znów w drodze, znów na szlaku! [Team… Szef… ]
*** * ***
18 X
Pamiętają państwo „Podróże wyłącznie duże”, pamiętają „Przeplatanki”? Dróżka przewija się wzdłuż drogi, z niedawno przyswojonego wynika coś nowego, ze sporego małe i na odwrót, z niedokończonego perełka, wtedyś tam niedostępne – dziś osiągalnym się staje… Choć malutki kawałek drogi w remoncie od siedmiu miesięcy – pewnikiem otworzą w przedwyborczy piątek. A kolory spóźniają się nieco – może Pani J umyśliła sobie przyjść w rejony Pasma Łososińskiego dokładnie jak w 1983, dokąd datuje się pewien złotopolski mit przepotężny. I permanentny, jak całe późniejsze wędrowanie. [Team… Szef…]
*** * ***
4 października 2015 o 7:37 pm
Widzi Gospodyni tę pikietę pod jej oknami? Będziemy protestowali do skutku – aż Gospodyni znowu przybędzie! Gdyby każdy z podróży wracał lżejszy, to by nas było coraz mniej, Polaków!
5 października 2015 o 9:03 am
Chyba będzie coś więcej z urlopu?
Podpisuje się zaniepokojony. 🙂
5 października 2015 o 9:31 am
Zdjęcia obojga Autorów obejrzałem, i z przyjemnością. Śląsk pięknieje, zawsze miałem wiele podziwu dla jego mieszkańców. PAK ciekawie pokazuje codzienne aspekty i zarówno atrakcje ziemi, na której mieszka.
Chętnie zobaczę więcej Waszych reportaży z wyjazdu wrześniowego Jak Przedmówca Joszko – byłbym zawiedziony, gdyby Basia postanowiła ich ujawnić gdzie byliście i coście porabiali.
Najprawdopodobniej za opóźnienie należy winić brak czasu i dobrą pogodę, sprzyjającą jesiennym wędrówkom.
Pozdrawiam z nowym rokiem akademickim!
Janusz
5 października 2015 o 10:01 am
Joszko & Ja:
Z tego co wiem, Gospodyni ma plan, by stopniowo uwalniać zdjęcia i opisy. Tak, by jeszcze mieć ewentualny czas na uzupełnienia opisów. I by Goście mogli codziennie coś nowego zobaczyć 😉 😛
5 października 2015 o 12:02 pm
Może Gospodyni pokaże jakieś foty z urlopu, może nie. jej decyzja. ja tu zaglądam raczej dla pisania, jak zaglądam do zdjęć to też raczej dla tekstu niż dla obrazu (choć oko mają niezłe, i Pak, i Basia 🙂 ).
Dziś podoba mi się dwuznaczność: podsumowanie pojedynczego wyjazdu (mniemam bogatego treściowo), ale też rekapitulacja czynnego życia. Mniemam, że Basi to drugie nie grozi jeszcze, i tylko jesień pchnęła ją w klimaty „ostateczne”?
Również pozdrawiam wszystkich Was po wakacjach. Szkoda lata lecz cóż, będą kiedyś następne niemożliwe upały, nie martwmy się! 😉
Ciekawe, kto robi lepsze potrawki z dyni: synowa Joszko czy jedna dzioucha z pokrewieństwa gradusa? 🙂
5 października 2015 o 2:06 pm
Ja pisze: PAK ciekawie pokazuje codzienne aspekty i zarówno atrakcje ziemi, na której mieszka.
Pak4 jest z Marsa (przecież Ziemianie nie noszą takich imion), a Gospodyni z Wenus! 😀
5 października 2015 o 6:24 pm
Otóż proszę Maestra, Polak gęsty i zwarty to Polak wysokojakościowy! Zatem odparowywać wodę, tłuszcz wytapiać, prężyć muskuły i ducha zdrowego hartować w ciele to powinność narodowa dla narodowców, gombrowiczowska dla miłośników Gombro (=> „kraj formy osłabionej”) a puchnięcie i puszystość mogą nam podszeptywać tylko szatany (apage!) i inne nieprzyjacioły nacji i racji!!! 😐
Więcej (i pod innymi wpisami) – wkrótce, bo ta z Wenus zmęczona ogromnie. Nadmieńmy tylko, że Pak4 mógł coś wyczuć i wywąchać z tym uwalnianiem uwięzionych 😉
Tak czy owak wielkie dzięki z gór(y) za oczekiwanie na fotki i relacje, dobre zdanie, zainteresowanie, cierpliwość i wszelkie jakości pokrewne!!! – Do rychłego regularnego! 😎
😀 😀 😀 😀 😀
5 października 2015 o 7:21 pm
PAK, dziękuję, rozumiem, doceniam. Ze zmiany kształtu wpisu, jaką zauważyłam wieczorem, wnoszę, że masz wiedzę łamaną przez przecieki.
Szkoda lata, powiadasz, Gradusie. Kiedy pomyślę o wydarzeniach nadchodzącej jesieni, szkoda mi jeszcze bardziej, Lecz cicho o tym, salonik, jaki stworzyła w Internecie Basia podoba mi się również dlatego, iż Bywający nie dają się zwariować na punkcie polityki.
W to miejsce przebiegnę się młodzieńczo – jak B & P – po włościach Książąt Liechtenstein!
5 października 2015 o 10:44 pm
Dopisywanie dopisów do wpisów jest niedopuszczalne! 👿
6 października 2015 o 7:16 am
Ja, co do niedania się zwariować na punkcie polityki – ludzie, którzy tkwią mocno w życiu i działaniu, pisarsko-czytelniczo pragną odpoczynku, czasem sprofilowanej tematyki, zawsze dystansu. Wydaje mi się, że na ogół potrafię wypełnić tę niszę. Na pewno znam ten „target” 😀
TesTequ, zabronisz bogatemu? 😈 😀
Gradusie, widziałam też pisownię „dziołcha” a w dzieciństwie słyszałam (poza Śląskiem) słowo „dziopa” i to w pluralisie… Barwny jest nasz język, plastyczny!… 😀
Paku4, tak, ma Szanowny rację. Przez najbliższe tygodnie będą mogli codziennie coś nowego 😎 😀
Ja, Najprawdopodobniej za opóźnienie należy winić brak czasu i dobrą pogodę, sprzyjającą jesiennym wędrówkom. – o tak, poniekąd tak. Gdyby siedzieć i cięgiem opracowywać albumy wakacyjne – byłyby gotowe już po kilku dniach. Lecz obowiązki, towarzystwa, rower, jesienne wyskoki pagórskie… – wyważyć zawsze trzeba pomiędzy wspominaniem (nawet rzeczy najmilszych, najspektakularniejszych… gdy cię korci by się podzielić już-natychmiast!) a życiem i działaniem tu i teraz. Tak więc wymyśliłam sobie (jeszcze w trakcie urlopu), iż tym razem publikować będę „miesięcznicowo” (choć zapas opracowanych dni spory 😎 )
Joszko, będzie tyle, ze najwytrwalsi się zmęczą. A jeszcze jutro-pojutrze dojdzie ostatni weekend 😈 😀
Pozdrawiam Państwa przenajserdeczniej! Życzę dobrego dnia! Zapraszam nie tylko do oglądania naszych fotek (to też, dla Kogoś w końcu je pstrykamy, zestawiamy, opracowujemy…), ale i do chwytania pięknej aury (u nas ostatni jej dzień… piękna mgiełka o poranku… – w takich warunkach foty spokojnie poczekają na „lepsze” czasy 😎
😀 😀 😀
6 października 2015 o 8:04 am
Dziękuję!
Ja sobie zdaje sprawę, że nie macie obowiązku spowiadania się z urlopowych „co-gdzie-kiedy”. 🙂
Południowe Morawy są piękne, bardzo już austriackie (jak dla nas) i chyba wciąż nieznane, nieodkryte. Gratulacje, że wybraliście się właśnie tam (lub także tam). Czy magnesem była lista UNESCO? 😉
Październikowe zdjęcia „Pagórskie” też obejrzę, czekam na ciekawe podpisy, czas na poczytanie znajdzie się, lepsze to, niż wałkowanie polityki lub kandydatów do laurów chopinowskich.
6 października 2015 o 8:15 am
Również dziękuję i podpisuję się pod opiniami poprzednika – Ja.
Takich masz Basiu zgodnych komentatorów. 😀
6 października 2015 o 9:11 am
powitac towarzycho po labie!
„najpierw wędrujemy ku minaretowi, potem wężykiem do Zamku Jana.” – nie wiedza, ze fotki mozna pozyskac z okna samochodu? tylko by wedrowali, wedrowali. nuda, monotonnosc, w kompleksy sie wpada, z tego zle rzeczy wychoza!
6 października 2015 o 9:17 am
@Ja:
Magnesem była pewna książka o urokach Czech 😉 A UNESCO tylko ten magnes wzmocniło.
@kij włóczy:
Do Zamku Jana samochodem nie bardzo. Nawet cyklistom piszą by zsiedli z koła. Pieszo, albo stateczkiem rzecznym. Tak więc to mus-przymus.
6 października 2015 o 9:18 am
„wałkowanie kandydatów do laurów chopinowskich” – w okolicach konkursow chopinowskich nie trawie Frycka, no po czterech taktach mam dosc! wy tez?
6 października 2015 o 9:22 am
pak4, na taki mus moja pani gada „jedziemy dalej”:)
6 października 2015 o 9:29 am
wiekszosc kobiet lubi w parku kompozycje kwiatowe i fontanny:P
6 października 2015 o 12:05 pm
Kto zaś lubi oglądać mnóstwo fotek (ręką męską lub kobiecym okiem wykonanych 😉 ) — dziś będzie miał wyjątkową okazję 😀 —
Rzutem na taśmę wgrałam i nawet opisałam ostatni weekend przebogaty:
– Spacer po chorzowskim Wzgórzu Redena;
– Koncert Marthy Argerich w nowym koncerthauzie 😉 NOSPR (nie Chopin 😉 );
– Lysá hora, najwyższy szczyt Beskidu Śląsko-Morawskiego;
– Hukvaldy, miejscowość rodzinna czeskiego kompozytora (niekoniecznie miłośnika fortepianu 😛 ) Leoša Janáčka, gdzie też zamieszkał po zdobyciu uznania (dom, który zwiedziliśmy, pozostawiając w stanie „z czasów”) oraz trzeci co do największości zrujnowany zamek w Rep. Czeskiej;
– Javorniky na granicy CZE-SVK grzbietem głównym a dokładniej granią schronisk;
– Manínska tiesňava i Súľovské skaly w grupie Súľovské vrchy.
— Wystarczy jak na październikowy weekend? Pewnie, że, zwł. gdy pogoda taaaak kooperuje!!!
Zapraszam:
https://picasaweb.google.com/basiainlondon/ArgerichWNOSPRLysaHoraHukvaldyJavornikyManinskaTiesnavaSulovskeSkaly
Kompan czyli Konkurencja:
https://picasaweb.google.com/103892840995890796596/WypadSlaskoMorawskoSOwacki
6 października 2015 o 12:34 pm
A czemu,ja sie pytam tu pisze basiainlondon a tam pisze POL CZE,, SVK?!-Poprawić!;D
6 października 2015 o 2:10 pm
Niesamowite są lednickie komnaty reprezentacyjne Liechtensteinów – jakie cudeńka można wyczarować z drewna! 🙂
Z nowym rokiem akademickim zgłaszam się ochoczo i cieszę się, że w najbliższych tygodniach wykłady i ćwiczenia u Basi będą codziennie. 😀
6 października 2015 o 2:19 pm
Boje sie Celebrytko,że ona nam bedzie zadawac codziennie
i wyklady i cwiczenia (jak dzisiaj;()
6 października 2015 o 2:20 pm
A ile mam nepow na semestr?;D
6 października 2015 o 3:15 pm
Lubicie te Czechy,jak widzę:-D
Piękne fotografie! Obejrzałam trochę,resztę sobie zostawiam na poprawę humoru podczas gorszej pogody.
Podziwiam że Wam się chce wciąż zestawiać albumy,dawać ludziom radość i wiedzę. 🙂
6 października 2015 o 3:23 pm
🙂
6 października 2015 o 6:44 pm
1. Zazdroszczę Wam koncertu w Katowicach.
2. Jankora – nie wiem, gdzie mieszkasz, dla nas z Południa Czechy są zawsze po drodze i może dlatego niektórzy polubili ten kraj, a minimum docenili jego skarby, zaciekawili się innością.
6 października 2015 o 6:49 pm
Robiom te zdjencia, robiom, a potem tynk od budynkuf otpada, politura sie łuszczy, a ludzie duszy som pozbawiani. Wstydzilibysie!
6 października 2015 o 6:52 pm
Serdecznie pozdrawiam Wszystkich Szanownych Państwa – cieszę się, że aż tylu Czytelników uaktywniło się (powrotnie) wraz z nowym rokiem akademickim! 😀 😀 😀
Tak, w najbliższym czasie mogą się Państwo spodziewać wielu wyczerpujących wykładów oraz różnorodnych codziennych ćwiczeń 😐 😐 – najważniejsze, by prężnie wejść w semestr, potem samo poleci 😐
6 października 2015 o 6:57 pm
Na odpadające tynki (i co z tego wynika) poczeka łaskawie Maestro pięć dób… nie, już tylko cztery… 😎
Tak czy owak z Wenusą wiedział, że dzwonią tylko nie wiedział, w którym wykopalisku 😉
6 października 2015 o 7:20 pm
Dziękuję za najnowsze zdjęcia (weekendowe), dziękuję za dzisiejszą porcję „miesięcznicy”.
„Gdy cię interesuje wszystko…” – masz dużo zdjęć, notatek, wspomnień. Gdy ktoś powie „za dużo” – nie przejmuj się bo znajdą się i tacy, którzy z wdzięcznością przyjmą Twe skarby do współużytkowania.
6 października 2015 o 7:23 pm
basia Says:
6 Październik 2015 o 6:52 pm
z tego będzie zaliczenie czy egzamin, pisemnie czy ustnie? 🙂
7 października 2015 o 7:22 am
Czechy i Morawy – czy to południowe, czy bliższe – to niesłychanie bogaty i różnorodny obszar. Wart docenienia nie tylko w trybie tranzytowym, lecz i sam dla siebie. Czy kierujemy się – jak przypuszcza Ja – listą UNESCO? – Poniekąd tak, lecz nie wyłącznie! Gdy w ostatnią sobotę wyliczaliśmy chórem sympatycznemu opiekunowi Domu Janaczka, co znamy w Czechach, on też wtrącił „to wszystko UNESCO!” …lecz przecież spotkaliśmy się w obiekcie, o którym w niektórych przewodnikach nie ma nawet najmniejszej wzmianki! 😀
Mela – Woman, owszem, są bardzo po drodze gdy podróżuje się „klasycznie” czyli lądem. Z powietrza laik widzi zarysy akwenów wodnych, wielkie miasta i ew. lotniska.
…Tak, Jankoro, lubimy Czechy, ciekawią nas, intrygują. Denerwują też.
😀 😀 😀
Kiju Włóczy, pozyskiwanie fotek z okien samochodu też się praktykuje! Czasem nawet przez brudną szybę… zadeszczoną, zaparowaną… 😎
Anonimowa Celebrytko, a propos tego nieziemskiego drewienka i obić, zastanawialiśmy się, jak tam zwiedzali i pracowali w apogeum upałów?! (Morawy i pn-wsch Austria miały największy „hajcung”!)
😀 😀
Gradusie, Joszko, Paku4, TesTequ – także dziękuję!
😀 😀 😀 😀
Kumaty, Pro-fanie, nepów nie ma, będzie ostry egzamin!!! — Dla większej ostrości doda się część sprawdzającą znajomość kandydatów w konkursie szo! 😐
😀 😀
7 października 2015 o 8:32 am
Im gorsza pogoda, tym pilniejszy ze mnie będzie student Basiowych wykładów. Co do ćwiczeń to nie wiem, co knujecie, powiem, że na tego Dewina bym może jeszcze i wlazł, ale na Łysą Górę (patrz – sobota) na pewno nie, kiedyś się chadzało, teraz czas na młodych. 🙂
Zaciekawiła mnie kolorowa pielgrzymka na skały Mikulov. Bardzo ładnie to wygląda na Waszych zdjęciach.
Wielkie dzięki, bo choć w taki sposób mogę podróżować po świecie. 🙂
7 października 2015 o 8:51 am
Dla mnie samolot to nie podróż, droga – to tylko przeskakiwanie z punktu do punktu. I ostateczność w Europie (w przypadku dalszych destynacji nie ma wyjścia).
Widzę, że nie podoba Wam się Konkurs Chopinowski? Ten jeden (a może ta odsłona) czy w ogóle idea „zawodów pianistycznych”?
Dziękuję za nową porcję wrażeń urlopowych (gratuluję pogody i foto-spostrzegawczości). Jak Przedmówca, także zainteresowałam się malowniczą procesją na stromą górę tuż nad czeskim miasteczkiem Mikulov.
7 października 2015 o 8:55 am
@Joszko:
Wiek przeszkodą? Na Łysej Górze widzieliśmy tłumy w każdym wieku — od małych dzieci wnoszonych przez rodziców, po wiek ‚mocno emerytalny’.
Inną rzeczą jest to, że oczywiście nie można zrobić pod 900 metrów deniwelacji tak z marszu.
7 października 2015 o 9:17 am
Otóż to! W temacie zdrowia i kondycji nic się nie da z marszu, zachciankowo (Joszko, Pak4) – tylko stopniowe wchodzenie w temat, czujne słuchanie organizmu, cierpliwość przyniesie efekty!
Ambitne style relaksowe seniorów i starszych seniorów to oczywiście coś cudnego, wieczna inspiracja dla „młodych” (metryką, bo z fizjologią i mentalnością to już różnie bywa…)
Mela – Woman bardzo trudno podchodzić na serio do Konkursu, gdy człowiek w tak młodym wieku jak ja rozczytywał się w „Dziennikach” Gombrowicza i dostrzegł głęboką słuszność w obrazie galopu pianisty i innych stylizacji na natchnioną artystyczną duchowość. A to wszak pojedynczy koncert – tu mamy stuprocentowy wyścig, w którym przegrywa wszystko, co z unikatowością sztuki i „procesu nadawczo-odbiorczego” związane. Przegrywa sam Fryderyk, bo o ile w małych dawkach można z przyjemnością i wzruszeniem wysłuchać tego „wleczenia podtopionych dziewic” — to w mega szufli o zmiennej i nieprzewidywalnej jakości mógłby to być być koktajl nie do wytrzymania. Nawet gdyby się miało czas. Pięć lat temu było wyjątkowo nieznośnie – jeszcze Rok Ch. Miałam nawet pewne wyrzuty sumienia (czemu aż tak nie zachwyca „od okazji”, skoro ma i musi zachwycać?!), które poręcznie uśmierzyłam chadzając już od jesieni 2009 na dyplomowe popisy młodych znajomych…
Inna rzecz to podsłuchiwanie i podglądanie różnych melomanów-raz-na-pół-dekady – jak się napalają i egzaltują. To JEST rozrywka pierwszorzędna, choć pewnie nie dla mądrych starców, którzy targowiska próżności i komedie świata widywali zbyt często, pamiętają za dobrze.
😀 😀 😀
7 października 2015 o 9:34 am
…Gdy mam chwilkę czasu – wolę podglądać aktualne punkciki WTA http://www.wtatennis.com/singles-rankings — Tam przynajmniej nie dają komentarzy, czy pannie wyszedł lepiej podwójny salhof czy poczwórny ritberger (dlatego nie lubię konkursowego łyżwiarstwa figurowego a w skokach narciarskich denerwują mnie „noty sędziowskie”… troszkę 😉 )
7 października 2015 o 10:43 am
🙂
7 października 2015 o 10:45 am
wina wina wina wina dajcie!:)
7 października 2015 o 11:02 am
Nie dadzą – oni tylko chodza po winnicach,białych kamolach,itepe ;D
7 października 2015 o 11:05 am
ja czasem chodze za wyjatkiem kiedydy mi sie nie chce i siedze
chodzi o to by proporcje byli wlasciwe
u b&p nie sa; jest zgroza dla prostego czlowieka;)
7 października 2015 o 11:10 am
Jak jest Kij-włóczy to ma jak śliwa w kompocie;D
7 października 2015 o 11:16 am
Wy nie narzekajcie już teraz:-D Ja coś czuję,że oni pojadą wyżej,wwiększe góry. 😀
Okolice winiarskie przy granicy z Austrią znamy od dawna, z przyjemnością odwiedziłam te miasteczka z naszymi miłymi Podróżnikami.:-D
7 października 2015 o 11:20 am
2 pytania:
Czy w jury Konkursu Chopinowskiego zasiadają spadkobiercy kompozytora?
Czy spadkobiercy Cesarsko Królewskiego Norwida zapłacili już spadkobiercom Chopina za eksploatację instrumentu w publikacjach poety?
7 października 2015 o 11:23 am
Cześć dawno mnie tu nie było, mieli cacy urlopy, ja też, obejrze foty, nie teraz, zalatany masakrycznie, pozdro!
7 października 2015 o 3:21 pm
Dawno Cię nie było,GK! Wpadaj gdy Ci poluzują.:-D
Wracając do zdjęć Basi, mnie jako kobietę ;-)uderzył dziś ten but:
7 października 2015 o 4:24 pm
Hejka!
Witajcie po lecie, nie dajcie się jesieni! 🙂
Jankoro, butki, mój typ!
Pomyślałam przed chwilą, że przydałoby mi się trochę pracowitości Przemka i Basi – mam do opracowania setki wakacyjnych zdjęć rodziny, a kończy się na tym, że wybieram kilka na chybił-trafił i posyłam dziadkom i ciotkom, żeby coś posłać oprócz obrazka z telefonu.
7 października 2015 o 6:14 pm
Pozdrawiam Kolejnych Powróconych! 😀 😀 — spora to osłoda jesieni (nb miał być od dziś jakiś ziąb przeokrutny, lecz albo ja nie zauważyłam, albo się nie zmaterializował 😉 )
Jeszcze tylko wyjaśnię Kumatemu (wczoraj, 12:34), że obrazki wrzucam do basiainlondon, bo tak wypada w/g chronologicznej kolejności 😉 — w pewnym momencie Picasa (Google) dorzuciła miejsca do wszystkich albumów; gdy więc dokończyłam zapełnianie tego, który wówczas użytkowałam – zaczęłam dopełniać pozostałe, od najstarszego (basia.acappella) 😀
Więcej – wkrótce 🙂
7 października 2015 o 8:48 pm
W sprawie Chopina Was zatkało, więc trolluję z innej mańki:
Uprasza się o zamieszczenie nowego wpisu przed ciszą wyborczą, bo jak nie, to blog zostanie zamknięty za niedozwoloną agitację na rzecz partii rządzącej! 👿
7 października 2015 o 8:58 pm
@TesTeq: mnie zatkało, bo się nie znam na dziedziczeniu Chopina. 🙂 na razie kuję do egzaminu historię sztuk, potem się wezmę za laureatów konkursów i za „salon wyrzuconych”. 🙂
8 października 2015 o 7:49 am
Kiju Włóczy, trudno nie otrzeć się o wino i winną produkcję gdy się człowiek włóczy wśród winiarzy w okresie winobrania, burczaków i szturmów… 😀
Kumaty, wszędzie i o każdej porze dnia nie mogliśmy pić. Co więcej, o ile normalnie z Moraw wiezie się jakiegoś św. urbana, teraz doszliśmy do wniosku, że tak naprawdę warto będzie kupić dopiero spokojny płyn z „2015” na etykietce… 😀
…No i są jeszcze winogrona! 😎 Oraz atmosferka tak szampańska, że w zasadzie żaden kielich z zawartością niepotrzebny! (W zasadzie nie piję, ale jeśli już... 😉 )
Jankoro, to, cośmy zaplanowali przejść, w zasadzie nam się udało. Ale nie uprzedzajmy! 😀
Trudno powiedzieć, ile wędrówki to „w sam raz” a ile nadmiernie, niebezpiecznie, itd. Podczas urlopu ruch być musi i to intensywny – pracowaliśmy na kondycję, była, spokojnie weszliśmy tu i ówdzie („w końcu jesteśmy na wakacjach”), nie licząc różnych dojść, podejść, obejść, wielokilometrowych spacerów 😀
TesTequ, czy w jury zasiadają spadkobiercy kompozytora? — Oni się wszyscy mają za spadkobierców duchowych. Czy mają na to papiery – oto jest pytanie.
Kolejne pytanie – czy spadkobiercy CK Norwida cokolwiek dostali (prócz obietnicy późnych wnuków 😈 ) 😀
GK, telegraficzne pozdro zwrotne, zapraszamy, luzów życzymy, cacy-urlopowicze wszystkich krajów łączcie się! 😎 😀
Asiu, to jest plaga i pochłaniacz czasu – opisywanie, podkładanie cytatów (niby szybciej i sprawdzasz przy okazji, jak zredagowane hasła w sieci 🙂 )… Lecz jak nie zrobić, skoro jest tradycja, zapotrzebowanie społeczne (tak zwane) a nawet – sądząc po ubiegłych sezonach – tyle osób inspiruje się naszymi wyborami kierunkowymi i szczegółowymi! 😀
(Gdy naprawdę nie ma czasu – wówczas oczywiście nie warto sobie zawracać głowy fotkami i reportażykami: żyć do przodu, sprawami ważnymi, drobiazgi dorzucać jak drobne kamyczki do słoja 🙂 )
TesTequ, jak rozumiem, mała literka „o” w „Po” rani niepolitycznie uczucia religijne Szanownego?… (Że jakaś formacja jest na schodzącej, dogorywa?… 😮 – no kto by przypuszczał, po ośmiu latach nieskrępowanego (przez sensowną opozycję) bycia u korytka?!)…
Sza!!! (cicho sza, czas na ciszę… już teraz 😉 ) 😀
Pro-fanie, Szopen-apdejt: przeszło aż 43 zawodników, reprezentacja narodowa silnie obsadzona, napięcie rośnie, no chyba, ze ktoś zupełnie się nie napina 😈 😀
Tak, zalecam solidne i systematyczne przygotowywanie się z historii sztuk i dyscyplin pokrewnych! 😐
Gradusie, Jankoro, miło mi, iż wyłuskaliście właśnie te „fotki dnia” 😀 😀 Wszystkim wielkie dzięki za miłe słowa względem naszych fotosprawozdań, także te listowne! 😀 😀 😀
8 października 2015 o 8:23 am
„Szalony Dom” już tak zarósł?
Wiele lat temu syn wrócił z Włoch i Wiednia, pytam go, jak było, co widział i zapamiętał, on, że największe wrażenie zrobił na wycieczce „szalony dom” w Wiedniu. 🙂
Dziękuję za kolejną porcję wrażeń. Doceniam trud, umiejętności i czas włożony przez oboje Szanownych Sprawozdawców, byśmy mogli pooglądać, jak wyglądały miejsca znane i nieznane wtedy, gdy Oni je odwiedzali. 🙂
Tu pięknie lecz bardzo zimno. Napaliłem w kominku, dobrze jest.
8 października 2015 o 8:34 am
Tak, Kunst Haus Wien oraz Hundertwasserhaus zarosły malowniczo. Lub nieprzyjemnie, zależnie od podejścia – bo troszkę mniej widać architekturę; szalone kolory spłowiały.
Lecz domy nadal robią spore wrażenie a ich okolica roi się od turystów 😀
Dzięki za miłe słowa. Robimy to dla Państwa ❗ 😀
8 października 2015 o 8:57 am
seriale sa uzalezniajace – szef goni a jasie musze dowiedziec gdzie pojechali z tego mikulov
nie moglibyscie wrzucac co dwa dni a nie co jeden
8 października 2015 o 9:02 am
Najmniej zarośnięte
🙂
8 października 2015 o 10:25 am
Basiu,w kwestii kilometrażu „na wakacjach” obawiam się,że Wam bym nie dorównała, choć ludzie uważają mnie za”sportówę”. 😀
Asiu, zadbaj,by Wam się nie pogubiły te cyfrowe zdjęcia.Moja córa tak ma, że ostatnio zupełnie nie może odszukać gdy potrzebuje jakiejś fotki.:-(
Nie wiem, czy to jest moje zdjęcie dnia,bo dużo dziś łądnych, jak co dnia.
Wklejam „na szybko”,tam musiało być przyjemnie:
8 października 2015 o 10:27 am
Kij Włóczy, masz rację,ten serial wciąga! 😀
8 października 2015 o 11:53 am
8 października 2015 o 11:54 am
Babci udało się wkleić obrazek, nie święci garnki lepią! 🙂
Masz rację, Jankoro, ten serial wciąga. 🙂
8 października 2015 o 3:59 pm
Uch, obejrzałam ten „Wideń” – pogoda – deszcz – pogoda a oni chodzą! 😯 Ciekawe, kto kogo holuje – Basia Przemka czy Przemek Basię, bo przecież tak się nie da dzień w dzień, jeden okaz przeczy prawom przyrody, a tu widzimy dwa 😆
Czy nie macie, Szanowni Wyprawcy, czasem chętki położyć się na plaży i odpocząć, jak normalni ludzie odpoczywają na urlopach? 😛 (Z takiego dnia byłoby pięć fotek, no góra dziesięć 😛 )
8 października 2015 o 4:34 pm
Ktoś musi chodzić po deszczu, żeby na słoneczku mógł leżeć ktoś. Podoba mi się taki podział ról. Ja leżę, inni mokną…
8 października 2015 o 7:10 pm
Kiju Włóczy, nie moglibyśmy, bo coś się działo codziennie! 😐 Masz kilka wyjść – albo poprosić Maestra o instrukcję, jak wyjść z uzależnienia (on to nazywał „odwiązywaniem”), albo zrobić to i owo z szefem, albo… nic nie robić 😀
Gradusie, tak, fasada Kunst Haus Wien jakoś się broni przed napierającymi krzaczorami 😀
Jankoro, usportowienie niejedno ma imię! Ty jeździsz wspaniale na nartach, ja czasem trochę więcej biegam po górach. Ważna jest przyjemność, endorfiny, zdrowie, znajomości zawierane przy tych okazjach, przyjaźnie zacieśniane, wiedza i czucie świata, życia… 😀
Tak, tam było bardzo przyjemnie. Również walcowanie w budynku figurującym w kadrze było cudowne, przy tym czarująco naturalne, „wielki świat a od razu jak w domu” (lata temu, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby… 😉 )
Anonimowa Celebrytko, widzę, że dla równowagi wkleiłaś drugie dzieło Pana Hundertwassera 😀 — A co do „wciągania” serialu – to dopiero początek 😈
Asiu, a skąd pomysł, że się nie kładliśmy? 😮 I jak to jest, że ja widzę na urlopach samych napalonych, z obłędem (co w oczach się nie mieści) ganiających od atrakcji do atrakcji, z pagóra na pagór. Aż mi wstyd, że sama tak mało, nieambitnie 😉 😀
TesTequ, wypraszam sobie, nie mokną, nie zmokli, nawet w mieście, o którym okolica prawi od stuleci, że w nim stale leje, kropnęło tylko troszeczkę i krótko!… 😀
8 października 2015 o 7:16 pm
@Asia:
A kto powiedział, że plaże Nam obce? 🙂
8 października 2015 o 7:22 pm
Właśnie!!! 😀 — Niech tylko pretekst, lektura i temperatura! 😎
8 października 2015 o 8:47 pm
@basia: reprezentacja narodowa gra dziś, nie wczoraj! 🙂
8 października 2015 o 8:49 pm
Polska! Biało-Czerwoni! 😉
8 października 2015 o 9:01 pm
So far so good, Pro-fanie! 😉 …Ale Ty – wyrafinowany miłośnik tenisa – i futbol? Zdumiewam się… 🙄
„Lewandowski ruszył jak lew…” 😆
9 października 2015 o 9:16 am
Dziękuję Wam za dzień austriacko-węgierki, jesteście niesamowici, a jakoś mało kojarzyłem o tamtych stronach, choć o Austrii wiem sporo. 🙂
Pierwszy przymrozek tej jesieni. Trzeba się przyzwyczaić, trudno.
9 października 2015 o 9:18 am
Poprawka – „austriacko-węgierski”!
(Rano widzę lepiej, ale gafa trafi się i o tej porze!)
9 października 2015 o 9:36 am
🙂
9 października 2015 o 11:59 am
@Pak4: A co to za zdjęcie? Pak4 czyta podręcznik rozpalania ogniska, żeby ogrzać syrenę wyłaniającą się z akwenu? Czyżby to była Gospodyni przemieniona w syrenę? Albo w ponton? 😛
9 października 2015 o 12:15 pm
@TesTeq:
Zdjęcie jest znad Morza Liptowskiego — było w albumach z sierpnia 😛 😉 Znalazłem je przez link na blogu 😉
Co do reszty:
1) Pak4 wozi z sobą zapałki.
2) Pak4 czytał na głos Gospodyni o relacjach polsko-słowackich na Orawie (na zmianę z Gospodynią, ale trudno czytać i robić zdjęcia jednoczesnie).
3) Było tak ciepło i syrena nie potrzebowała ogrzewania, raczej chłodzenie.
4) Gospodyni i owszem, bywała w wodzie, ale:
a) w czasie robienia tego zdjęcia robiła to zdjęcie,
b) jest dużo, dużo, dużo bardziej fit 🙂 co każdy czytelnik bloga powinien już dano wiedzieć 😉
9 października 2015 o 12:29 pm
Testeq, z tego co widzę Pak4 czyta Basi o wieszaniu na suchej gałęzi i przypalaniu żywym ogniem. 😛
Idzie dysc, pooglądam Wasze foty na pewno. 😛
9 października 2015 o 3:37 pm
Czyli ponton. Wygląda bardzo fit! 😀
Podziwiam takie wyciskanie książek w leżeniu! Ale czego się nie robi, żeby zaimponować kobiecie. Nawet dzieła zebrane Słowackiego albo Sienkiewicza można wycisnąć… 😉
9 października 2015 o 6:38 pm
Joszko, dzięki za dzięki i bardzo miło! 😀 Przymrozki może nie są najmilsze, ale obok nich lub po nich mają czasem miejsce dziwy natury – wyyygwieżdżone nieba, południa roziskrzone złotojesiennie… 😀
Gradusie, maszerują w takt (jakiś prosty, plis, panie Komponisto! 😉 ) 😀
Paku4, TesTequ, Mru, gdzież te upały, gdzież te wieczory, które przynosiły tylko jaką-taką ulgę!… Teraz, skoro idzie dysc, można się rozgrzać co najwyżej oglądaniem fotek (własnych też się tak do końca nie dooglądało), czytaniem, jak Azja syn Tuhajbeja… no i ten Słowacki – mały kaganek lecz lepszy, niż nic… 😀 😀 😀
9 października 2015 o 6:54 pm
to są, Szanowna Pani, uniki. wypowiedź powyższa w najmniejszym stopniu nie wyjaśnia nam, tzn. Szanownemu Testeqowi i mnie, kto w istocie jest ‚fit’ – Szanowna Pani, syrena figurująca na obrazku, czy ponton.
proszę o niezwłoczne rozjaśnienie mnie w w/w kwestii!
9 października 2015 o 6:55 pm
a, obrazy – a momenty były?
9 października 2015 o 9:14 pm
My tu gadu-gadu, a od dziś można sobie złoty zegareczek Apple legalnie zamówić w Polsce za 80 tysięcy złociszy (już z VATem). Przesyłka za darmo… 😉
Oglądać też można za darmo: http://www.apple.com/pl/shop/buy-watch/apple-watch-edition/38-milimetrowa-koperta-18-karatowego-żółtego-złota-nowoczesna-sprzączka-kolorze-jasnoczerwonym?product=MJ3G2PL/A&step=detail#
10 października 2015 o 6:39 am
Momenty? No pewnie, i ile, i jakie!!! (Widać że pyta zanim zerknie do obrazków! 😛 )
Fit for purpose? – wszyscy, rzecz jasna 😎
Złoty zegarek? Hmmm dizajn ok ale tylko ok… 🙄
Nb gdyby mnie kiedyś naszły nie tylko taka kasa, ale i blackout na punkcie jakiegoś bezsensownego wydania jej – poleciłabym sporządzenie dla siebie repliki tego drobiazgu (very fit, indeed!):
10 października 2015 o 6:58 am
krokodyla kup mi luby! 😛
10 października 2015 o 10:01 am
Cudowny Benvenuto! Zazdroszczę Wam, choć – jak znam życie – widzieliście „Solniczkę” poprzez grubą szybę.
Złapałam jakieś przeziębienie, piję herbatę, jem chleb z masłem i imbirem, jestem wściekła, bo tyle roboty czeka jeszcze w ogródku, ma spaść śnieg a dziś dzień piękny. Trudno, nie dam rady, jestem cała połamana.
Za to podróżuję z Wami. Widzę, że po ożywieniu spowodowanym nowym wpisem, blog zamarł, więc pomyślałam, że dam głos, choć normalnie wolę podczytywać i odzywać się z rzadka.
Mam ten sam problem z wielkimi muzeami, który zasygnalizowała Basia w jej żartobliwym dopisku. Czasem wydaje mi się, że dziś, gdy wszystko można z detalami obejrzeć w Internecie, wyprawy, by postać przed oryginałem, to jakaś forma religii, nawet sekciarstwa, oraz wywyższania się – stać mnie, pójdę, taką mam „lepszą rozrywkę”, niż inni. Potem kontrargumentuję, że cała turystyka to też jest taka zastępcza religia. Więc w sumie, gdy się da – czemu nie jechać, czemu nie pójść?
Co o tym sądzicie?
Dobrej soboty i zdrowia Wam życzę.
10 października 2015 o 1:05 pm
Sobota piękna. Słońce. +5C. Optymalna pogoda do bicia rekordów. Wykorzystana. 24:40 – personal best na 5k!
10 października 2015 o 1:26 pm
Testeq, brawo!
Ta poza, to wejrzenie!
10 października 2015 o 5:34 pm
@TesTeq:
Złamane 5min/km! No, gratuluję 🙂
Swoją drogą, ja po biegu bywam bardziej zmęczony… 😉
10 października 2015 o 6:04 pm
Gratulacje, TesTequ! 😀
A ja się też pochwalę złamaniem… 😉 — mimo przygód kolanowych, o jakich tu nawet napomykałam, mam po dzisiejszych* 31 km 2612 czyli do 3000 pozostaje tylko 😎 dystans z Krakowa do Widnia. Albo ciut więcej, z objazdami i malutkim zapasem na pobłądzenie 😉 😀
__________
*dziesięć celsjuszów i silny wiatr, ale słońce; lepsze to od 4-5 jutro i solidnego śniegu wieszczonego na poniedziałek – zatem najcieplejszy polar na bluzę dresową pod którą niebieska koszulka „Teamowa” – i jazda!
10 października 2015 o 6:35 pm
@Gospodyni:
> odskoku z „miasta muzyki”
Hummel też muzykiem był :p
> Co do błot i moczarów – znacznie bardziej zabagnione są do znalezienia…
Mam ciągły wyrzut sumienia, że ze względu na zbliżający się zachód słońca wybraliśmy krótszą wersję wędrówki — może większe moczary by się znalazły? Inna rzecz, że jakby one były o 10 minut drogi, to by Nam słońce zachodem swym nie przeszkadzało.
PS.
Gratulacje złamaniowe!!! 🙂
10 października 2015 o 7:50 pm
Mru, jak lubi to kupi – powiadają 😉 😀
Mela – Woman, zdrówka! Też lubię chleb z czymś-tam i imbirem. Tak w ogóle, nie tylko przed-przeziębieniowo 😀
Tak, solniczka za szybą. Ale i tak ładna 😀
A życie blogowe cichnie na ogół w weekendy, co wynika z demografii i stylu życia większości Czytelników. Poza tym zameldowali się a teraz czytają, oglądają 😀
Muzea, galerie obrazów – „tak” czy „nie” — ileż już stłuczono klawiatur na ten dylemat! Osobiście bardzo lubię zobaczyć czasem oryginał w odpowiednim wnętrzu, wśród publiczności w różnym wieku, z różnych kultur… dzieci (te ‚gallery talks’ adresowane specjalnie dla nich!)… Londyńskie muzea mnie straszliwie rozpuściły pod tym względem. A jeszcze połazić z kimś, kto wie sporo, chce, widzi – piękna sprawa! I reset; odpoczynek mimo (ciężkiej) pracy umysłowej i fizycznej (zawsze jestem bardziej zmęczona, niż po dniu w górach 😉 ).
Poza, wejrzenie, strój TesTeqa mówią za siebie czyli za niego – zwycięzcę… I że jest także na Instagramie… 😮 😀
Paku4, wyrzut sumienia nakazuję wyrzucić przez okno prostu w fale dunaju albo innego (ś)cieku. Polecenie prezeski. Wykonać! 😐 😉 😀
10 października 2015 o 9:39 pm
Dziękuję, dziękuję!
Gratuluję tysięcy rowerokilometrów!
Informuję, że zdjęcie sobie pstryknąłem przed biegiem. Już wtedy byłem psychicznie gotowy pobić wszystkie rekordy – stąd poza i wejrzenie. Strój standardowy. 😉
10 października 2015 o 10:05 pm
A to spryt! Przed biegiem! Bo zawsze się może przydać na ewentualność sukcesu! I ten olimpijski spokój (nierozogniony) 😎
Co do tysięcy rowero – cuszsz, jak się wszyscy chwalą to i człowiek bardzo potrzebuje nie być gorszy 🙄 Ale gratulacje przyjmie gdy zdąży przed śniegami te 3000 wykręcić, Jeśli nie – w 2016, będzie niższy rekord do pobicia, tyz piknie! 😎
11 października 2015 o 7:32 am
By nie myśleli, że gradus czyta tylko w robocie!
🙂
11 października 2015 o 6:22 pm
Kompan ujął ten temat lepiej (może ma nieco szerszy obiektyw, ale…):
11 października 2015 o 6:31 pm
Bez urazy, ale co jest lepszego w ordynarnej estakadzie na drugim zdjęciu? Pierwsze jest dla mnie bardziej stylowe, choć może to prawda ekranu, która zakłamuje prawdę czasu, prawda?
11 października 2015 o 6:43 pm
Pierwsze też ma swe zalety, ale ta estakada i zaczynający się na niej Most SNP (albo UFO) to równie ważne (choć boleśnie kontrowersyjne) wizytówki Bratysławy, jak Hrad z którego pstrykamy, Katedra św. Marcina, mce koronacji kilkunastu władców węgierskich, którą widać, Dunaj, europejska rzeka, której u mnie za mało.
Oczywiście obie foty można (było) docyzelować, by wyważyć proporcje, ciążenia, dodać lub ująć słodyczkowatości pocztówkowej… 🙂
11 października 2015 o 8:58 pm
@Gospodyni, obstaję przy swoim. 🙂
Dzisiaj 🙂
12 października 2015 o 6:28 am
Dzień w Bratysławie i okolicach wyszedł Wam bardzo ładnie, z Doliną Wachau może troszkę się nie udało, za to Melk super, jak to mówią młodzi.
Dziękuję.
Zgodnie z zapowiedziami pogody pada deszcz ze śniegiem. Przetrwamy. 🙂
12 października 2015 o 7:38 am
Gradusie, Joszko, dziękuję! 😀 😀
Tu także białawo… I będzie bielić przez cały dzień. Ostatnio śnieg spadł tak wcześnie bodaj w 2009, o ile pamiętam był to dzień nauczyciela, 14.10. Pomnę połamane gałęzie, boć wszystkie były jeszcze ulistnione. Jak teraz – i większość zielona; inna będzie złota-polska, jeśli w ogóle.
— Pelargonia (przepięknie rozkrzaczona i obsypana czerwienią) znalazła się wczoraj wieczorem wewnątrz…
A sześć tygodni temu mieliśmy upały 😀
12 października 2015 o 8:33 am
…białawo… ;D
12 października 2015 o 8:51 am
Śnieg w dolinie Wachau? Kto by pomyślau!
12 października 2015 o 1:47 pm
@basia: z dotychczasowego obrazu, urlop wygląda mi na ciekawy i bogaty w różnorodność. gratuluję, choć sam preferuję inny styl, de gustibus. 🙂
12 października 2015 o 7:42 pm
Bezapelacyjnie! 😀
12 października 2015 o 10:26 pm
Zdjęcie świetne, ale zdradza, kto szponem przekłuwa chmury, żeby padał deszcz i śnieg. 😛
13 października 2015 o 7:17 am
Czytam Was, oglądam sprawozdania z Alp – nie ma lepszej rzeczy rano na poprawę humoru! 😀
Dziękuję za to wszystko.
U nas śnieg jeszcze leży tu i ówdzie, ale nie było aż tak źle. Teraz ma przyjść ocieplenie, tałatajstwo wytopi się, i będziemy mieli jeszcze piękną jesień, taką mam nadzieję w każdym razie.
13 października 2015 o 8:34 am
szef goni
nie basiowy szef a moj
oglondam codziennie
duzo ale od tych zawodnikow nie oczekuje malo
fajne
poszedl bym w gory nie ma czasu
hejka
13 października 2015 o 8:52 am
Kiju, i mnie szef goni, włóczy;) i przeczołgiwuje;D a nie jest to bynajmniej Pak4;D
Oglądam, dużo tego nadziałali, ale oni tak mają,przyzwycaiłem żem się do takiej formy pośredniej(między kinem a slajdowiskiem).
Wczoraj mnie zima dopadła,uwarunkowania complex,w sumie sie wybroniłem;D
Bywajcie zdrowi,cieplutko pzdr;D
13 października 2015 o 7:18 pm
Pro-fanie, opowiedz kiedyś coś o tym guście. Troszeczkę – jeśli się da. Chyba, że nie 😀
Tak, wyjazd był baaardzo bogaty i różnorodny. Choć też typowy dla naszych zainteresowań 😎
Zawado, powitać jesiennie! 😀 Hmmm – bezapelacyjnie fajnie tam byłoooo 😎
TesTequ, ona tylko leciusieńko przesuwa obłoki by raz rozjaśniały a drugi zaciemniały niektóre dramatyczne kadry 😀
Joszko, miło mi/nam z powodu tych pochlebstw (jak i wszystkich innych komplementów). Tu resztki śniegu leżały rano na niektórych skwerach, lecz generalnie okazało się iż z dużej chmury mały deszcz. Cieplutkości jeszcze będą, pewne! 😀
Kiju Włóczy, Kumaty, życzę Wam (jak i sobie oraz nam tu Wszystkim 😀 ) by uwarunkowania pracowe, pogodowe, sezonowe i pozostałe tylko mobilizowały a nie (podstawić co pasuje, np wkurzały 😉 )
Oczywiście kolejny raz nie będę się tłumaczyć z liczby fotek poza stwierdzenie, że interesuje nas „wszystko” 😎 a oglądać je łaskawie pozwala się przez całą zimę (i nawet przedwiośnie 😉 ) 😀 😀
13 października 2015 o 7:52 pm
Dziś bez dwóch zdań. 🙂
Niezły ten Halsztat.
13 października 2015 o 8:04 pm
Macie szczęście do niedziel w połowie września i urlopu. 😉
13 października 2015 o 8:23 pm
Macie Wieliczkę pod bokiem? Nie byłem, ale od współtowarzyszy bochniozwiedzania usłyszałem, że Bochnia to jest to, a Wieliczka to komercja i hipermarket…
13 października 2015 o 9:24 pm
Piękne Alpy, piękne nie do wypowiedzenia!
Oglądam w zachwycie, gratuluję koneserskiego wyboru odwiedzanych miejsc, podziwiam Waszą kondycję, również wiedzę, przygotowanie do podróży, formę udostępniania reportaży, jakość zdjęć. Dziękuję i nigdy nie ustawajcie. 🙂 .
13 października 2015 o 10:34 pm
Melduję się powakacyjnie (widzę, że nastała nowa świecka tradycja 😀 ) i pozdrawiam dubeltowo 🙂 całe Towarzycho.
Podczytuję Was czasem, ale… no własnie, te „uwarunkowania”, o których tu wcześniej wspomniano.
Wakacje mieliście super. Też myślę zabrać rodzinę do Szwajcarii i Austrii, miałem na widoku zimę, teraz widzę, że latem jest tam co robić z dziećmi (i Basiu nie mam na myśli gonienia po skałach 😉 ).
Zdjęcia bardzo ciekawe i udane, moim zdaniem. Nie narzekam na rozmiary reportaży, bo wiem, jak się po nich poruszać, najchętniej zobaczyłbym wszystko, ale jak się nie ma co się lubi… 😉
OK, rozpisałem się. Bywajcie!
14 października 2015 o 6:10 am
Gradusie, bardzo niezły, potwierdzam to obiema rękami! 😀
Asiu, jak na razie – lecz baza statystyczna jest jeszcze wątława; generalnie zawsze trzeba mieć coś na pogodę, na deszcz, większy deszcz, zmęczenie, kontuzję… 😀
TesTequ, mieli duuużo racji a jam dodatkowo rada, że znów podpromowali atrakcyjne miasto w sąsiednim powiecie (do mego rodzinnego). Tyle, że Wieliczka jest bliżej Krakowa (za blisko!!!), wylansowana od stuleci, juneskowa od dekad, włoska od EURO’12 – jeszcze zanim gość z zagranicy stąpnie po polskiej ziemi – już sobie życzy, by z nim tam koniecznie…
A pierwsza (pamiętana) rozmowa z globtrotteami nt wyższości Wieliczki nad okolicami Halllstatt miała miejsce późniejszym wrześniem 1990: para ze Szkocji spotkana w schronisku młodzieżowym w Wiedniu, w Krk zatrzymali się pod naszym dachem (konkretnie w mieszkaniu wynajętym przez Przyjaciółkę, gdzie i ja pomieszkiwałam latem gdy akademik kazał „się wynieść”)… no i zabrałam ich do Wieliczki – i szczęki im opadły, a mieli świeże porównanie! 😀
Od tamtych czasów Bochnia bardzo urosła (choć na południu znana jest dobrze, od lat wykorzystywana jako cel wycieczek szkolnych, miejsce studniówek i konferencji, leczenia, próżnostek – na jak najlepszej drodze do komercjalizacji i hipermarketyzacji 😈 😀 …w czym oboje jej niniejszym pomagamy… 😉 😎
Anonimowa Celebrytko, może nie uwierzysz, lecz ja sama też się wciąż zachwycam. Choć nie bez przerwy już 🙄 😀
Wszystkie liczne komplementy (Twe i innych Oglądających nasze fotki) proponuję potraktować jako przesadzone i będące zobowiązaniem-mobilizacją. Szef się zgodzi, mam nadzieję 😎
Tom, widzę zatem, że zdecydowana większość załogi zameldowała się uroczyście (Najwytrwalsi nie odmeldowywali się 😎 ), odpozdrawiam 2x dubeltowo albo do kwadratu – wybrać w zależności od prognozowanego wyniku 😉 😀
Podróż po alpejskich rajach wysoce zalecana; dziatwa ma tam co robić, troszkę pochodzić jej nie zaszkodzi, a gdy zobaczy gromady rówieśników czyniących to samo – nawet się nie zorientuje i już zdobędzie bez trudu i marudzenia swe pierwsze dwutysięczniki (od podstaw, nie od kolejki 😛 )
Co do liczby (=domniemanego nadmiaru) fotek – nawet miałam zrobić instrukcję poruszania się po zjawiskach obfitościowych 😈 ale wszystkiego się nie da – Może Kiedyś, jak mawia Maestro 😀
14 października 2015 o 6:24 am
Jeszcze jedno o Bochni. Pan przewodnik podał podczas zwiedzania informację, która mną wstrząsnęła i mnie zmieszała. A musi być prawdą, bo Wikipedia rzecze to samo:
Dochody z Żup Krakowskich (Bochnia i Wieliczka) w XIV w. dawały aż 1/3 wszystkich dochodów skarbu państwa. 😯
14 października 2015 o 8:42 am
@TesTeq:
No… W Salzkammergut było podobnie — dlatego władcy tak chronili te okolice (przed wpływami zewnętrznymi, a zwłaszcza władzami zewnętrznymi).
@Gospodyni & Anonimowa Celebrytka:
Się zgadza 😀
@Tom:
Pytanie: co lubią dzieci. Bo myśmy wybierali raczej dorosłe atrakcje, a dziecięce mijali wiele razy, nie odnotowując nawet w fotografiach.
14 października 2015 o 9:11 am
Piękne, bardzo ciekawe, dziękuję!
14 października 2015 o 8:29 pm
Powiedzmy 😉
14 października 2015 o 9:58 pm
Pożytecznie i wartościowo spędzony dzień, mimo gorszej pogody.
Wczoraj dowiedziałam się, że mam się przygotowywać z Salsburga i okolicy, dlatego dokładnie obejrzałam Wasze prezentacje. 😀
15 października 2015 o 7:28 am
TesTequ, musimy się czasem zmięszać i wstrząsnąć… – choć by po to by na nowo oszacować wagę sensów, jakie niosą stare legendy, motywy wędrowne. Cóż pojmie – bez odpowiedniego wprowadzenia – dzieciak z takiego choćby „pierścienia Kingi”… – no sól, no i co, 50 groszy za kilo a jak już .69 to drożyzna. (Szarżuję, dzisiejsze dzieciaki na ogół nie wiedzą, ile kosztują takie rzeczy; co innego zakazane sprajty!
A „starosolne” pieniądze można znaleźć w Salzburgu – w obu rezydencjach książęco-arcybiskupich 😀
Paku4, dzieci nie wiedzą, co mogłyby polubić gdyby tylko je odpowiednio w to wciągnąć – przykładem, szybkim zamotaniem w kręgi rówieśnicze (zanim się malec zdąży ogarnąć – już ma kolegów), mimochodem, podstępem, mimośrodem. Jeśli spytasz charakternego trzylatka, czy czasem by nie spróbował czegoś nowego, nie zmienił działań swych 😉 – każda odpowiedź będzie „nie!”
Dobrze jest jak najwcześniej traktować życie rodzinne, działania urlopowe, wspólne wyprawy, inne prace jako grę rodzinną o określonych regułach, najnaturalniejszych pod słońcem (i deszczem)… I za wszelką cenę zachowywać jednolity front opiekuńczy… — Asia i Tom potrafią, z tego co wiem – Asiu, bardzo miło i do usług 😀 😀 😀
Joszko, Gradusie 😀 😀
15 października 2015 o 7:53 am
Powiem Wam,jesteście lekiem na całe zło świata!-
Wstałam wcześniej,męczył mnie katar i kaszel,obejrzałam Wasze ostatnie albumy, nawet pochmurny Salzburg. Efekt?-znacznie lepiej mi.
Jednocześnie pragnę poinformować, że w zbiorach Paka znajdą państwo wiele innych szczegółów,których nie ma u Basi,i to jest znakomite uzupełnienie!
Gratulacje,Pak! 😀
15 października 2015 o 10:42 am
Naturalnie, dobrze jest czasem skontrolować zeznania teamu u Szefa czyli źródła! 😐 😀
Zwłaszcza, że poza szefowaniem dzierży on parę focących komórek, dwa albo trzy aparaty w tym jeden z dość mocnymi soczewkami (zmiennymi), ma dobre oko do detalu i nie tylko…
…albo podniesie akurat głowę, i zapisze to, co B wiele razy podziwiała minutami, a teraz jakoś zapomniała pstryknąć… (Franciszkanie, Salzburg):
Poza tym ma ujęcia z przejazdów (=z okna samochodu), itede, itepe. 😀
Zdrówka życzę Tobie Jankoro i wszystkim podziębionym!!! 😀 Niech się Państwo nie dają, bronią, uśmiechają wbrew, mimo i na przekór!!!
(Tu pogoda iście salzburska… 😈 …lecz idzie lepsze! 😎 😀 )
15 października 2015 o 10:58 am
Tylko nieposiadacz ajfona dżwiga ze sobą kilka komórek, lustrzanek, soczewek, mikroskopów, peryskopöw, laryngoskopów itp. 😛
15 października 2015 o 11:33 am
Mam wonta.Można?;D
Można.
To się wyłuszczam!;D
Przykłady
-> Następnego dnia rano poszłyśmy na mszę (b wczesną, jak na mniszki klauzulowe przystało, w dniu Grzegorza Wielkiego), potem zaprosiły nas na śniadanie gdzie spotkałyśmy, ku jej wielkiemu wzruszeniu, polską mniszkę (wielce muzyczną, poch. z Bielska…); owa zaprowadziła nas do nieudostępnianego ołtarza szafowego z pracowni Stwosza lub nawet dzieła samego Mistrza. Dostałyśmy też reprodukcje skarbu – wcale spore pocztówki. Potem korespondowałyśmy z nią. Wszystko dzięki zapukaniu wieczór wcześniej i poproszeniu o nocleg…
-> Na dziedzińcu Nonnbergu. O, tam, naprzeciwko – parter, środek kadru, brama, drzwi – i jest okienko pokoju, gdzie nocowałyśmy. Szkoda, że brak czasu by się przejść po schodach, którymi tu wówczas weszłyśmy (późnym wieczorem, mniszki poniekąd nie miały wyjścia, jak tylko dać dach nad głową dwóm chórzystkom, studentkom z Polski… ale że wstaniemy na mszę nie wierzyła ponoć żadna ;)).
Gospo sypie opowiastki pod zdjęcia zamiast zrobić posta na blogu, drugiego, trzeciego.Talent trzeba bardziej lansować,czytało by się to przednio,tam może zgubić się bo fot dużo.-Jak czytam widzę, że nie pierwsza lepsxza z rozdziawioną buzią,tylko wie czego szukać co z czym porównać.Ale temu trzeba pomóc!;D
Pozdro!;D
15 października 2015 o 12:11 pm
Basiu,dziękuję!
Będę”walczyć”,na razie momentami prawie nie widzę na oczy.:(
Zauważyliście,w centrum Salzburga prawie nie ma czerwonych dachów, a ożywiłyby deszczową panoramę.
Kumatyma trochę racji,twierdząc, że małe historyjki umieszczone w podpisach zdjęć,giną podczas oglądania.
15 października 2015 o 7:17 pm
TesTequ, można nawet epidiaskop… byle nie stale jednej i tej samej firmy 😉 😀
Kumaty, oooo, jakie piękne połączenie „wąta” – skrótu od wątpliwości z moich licealnych czasów i angielskiego ‚want’ oraz ‚won’t’! 😀
Co do meritum – doceniam uwagi, komplementy i dziękuję za nie, lecz jestem przekonana, że jedna notka z urlopu to aż nadto. Owszem, odnotować trzeba, zwłaszcza, iż znów udało się pochodzić, ale zachowajmy proporcje – relaksowy objazd po znanych i zadomowionych krajobrazach a często i miejscach. Zadęcie niepotrzebne, kto zechce wejść w szczegóły – znajdzie je 😀
Jankoro, owszem, centrum Salzburga przedstawia się „elegancko szaro” — szare, grafitowe, stalowe itd. także jest piękne! 😀
15 października 2015 o 7:55 pm
Mój typ:
16 października 2015 o 7:07 am
Taaaaa 😀
16 października 2015 o 8:02 am
Jak już Basiu wolisz, Twój blog,Twoje albumy.
Tylko pamiętaj,ja obejrzę bo wiem jaką masz wiedzę o Europie,Alpach,naszych górach, że od dawna podróżujesz i wędrujesz, a nie od przedwczoraj.
Lecz wielu nie dotrze do Twoich skarbów,a mogliby.:(
Dobrego weekendu Wam!:-D
Może wróci piękna pogoda?
16 października 2015 o 8:32 am
Oglądam Berchtesgaden i myślę, że trzeba zorganizować rodzinie wyprawę letnią w okolicę,bo znam ją tylko z nart, i przejazdów na narty.
A zobaczyć te zielone łąki i kwiaty w oknach,słońce,tęcze, skały-„tyz piknie”.:-D
Pomarzyć można. 😀
Bywajcie!
16 października 2015 o 9:14 am
A willa Adolfa w Berchtesgaden jest dostępna? Cały czas planuję odwiedzić to miejsce, ale nie chcę jechać bez gwarancji zwiedzenia.
16 października 2015 o 9:46 am
@TesTeq:
Nie robiliśmy temu panu frekwencji i nie sprawdzali.
Ale skoro pytasz, to i ja sprawdzam — Hitler mieszkał w Obersalzbergu — to wieś pod Berchtesgaden (nie byliśmy w niej, tylko przejeżdżali, a i to świtem i po zmroku), a więc nie samo miasto. Willa, a właściwie cały kompleks „Berghof” został zbombardowany w kwietniu 1945 roku. To co zostało, kazały wysadzić władze Bawarii w powietrze w roku 1952. Miłośnicy ruin znajdą resztki fundamentów. Ostała się więc tylko herbaciarnia na szczycie, będąca zresztą znaczącą atrakcją turystyczną (wł. główna ulotka rozdawana w IT w Berchtesgaden dotyczy „Orlego Gniazda”, choć nie dodaje, kto się za tego berchtesgadeńskiego orła uważał).
W samym Berchtesgaden jest jakiś ‚dom kanclerza’ (nie byliśmy), ale nie podają jakiego. W każdym razie, na stronach internetowych dotyczących nazistowskiej przeszłości regionu o nim cicho.
Niektóre budynki w mieście mają nazistowską przeszłość, ale to z punktu widzenia ‚śledczego willi Hitlera’ płotki. Może największą z nich jest dworzec, który specjalnie rozbudowano by przyjmować gości Fuhrera (nowa poczekalnia i wieża…).
16 października 2015 o 10:38 am
Dzięki, Wikipedia potwierdza, że rzeczywiście Amerykanie wycięli w pień nazistowskie korzenie. Czytam też, że była tam kopalnia soli! Niech to Bochnia świśnie! 👿
16 października 2015 o 2:09 pm
pozdro!
fajna traska, naprawdę ciekawa.
oglądam na bieżąco. 🙂
16 października 2015 o 6:31 pm
TesTequ,
Herbaciarnia na Kehlsteinie, widziana równy miesiąc temu:
Jankoro, koniecznie trzeba zorganizować 😀 niekoniecznie trzeba „coś więcej” robić z podróżami 😀
Mru, pełna zgoda! 😎 😀
Paku4, dzięki za obszerne klaryfikacje! 😀
16 października 2015 o 6:52 pm
ja cie! ale zaludnione góry! 😯
16 października 2015 o 7:55 pm
Niemcy to w ogóle ludny kraj… 🙂
16 października 2015 o 9:21 pm
Dziękuję za herbaciarnię. Ciekawe, jak oni tam dowożą prąd, żeby przyrządzać tradycyjną, góralską herbatę z prądem. 😉
17 października 2015 o 8:55 pm
Może sobie robią zapas podczas burzy? 🙄
19 października 2015 o 8:06 am
Piękne Alpy!
Powroty są nieuniknione. 🙂
Weekend także był udany, przynajmniej nasz, rodzinny.
A teraz wszystkim życzę udanego dnia z kolorami jesieni!
19 października 2015 o 8:26 am
Zrobić 2000 deniwy i wyjść niżej Gerlacha? Co to za ghóry? 😆
19 października 2015 o 8:27 am
Pozwolić, żeby Tim sam poszedł na wyprawę to nie jest „perfect timing”! 😯
19 października 2015 o 8:45 am
@Zawada:
Przed wyjazdem zapomniałem sprawdzić z jakiej wysokości się wychodzi 🙂 A startowało się z ok. 600 metrów w Berchtesgaden (samo Berchtes… chyba trochę wyżej, ale Koenigsee tuż ponad 600, Wimbachklamm — bodaj 638 m n.p.m.).
19 października 2015 o 9:23 am
Joszko, dzięki, miło mi/nam; tu niedziela była bardzo ładna (i udana, jak i sobota! 😎 ) 😀
Zawado, gdyby Szanowny nie pamiętał, są w Europie góry, na które startuje się od poziomu morza (i owo morze widzi z drogi a nawet ze szczytu, co jest/ może być dodatkową atrakcją! Schodziłam ich trochę, tych gór – i doskonale pamiętam, że Ben Nevis to nie Turbacz (z Rdzawki 😈 ) a Inaccessible Pinnacle – nie Leskowiec 😀
2000 Hocheckowe niektórzy tambylcy robią po prostu w dwa dni z noclegiem w Watzmannhaus. W czasach monachijskich znani mi Polacy też sobie rozkładali Zugspitze, o wyższych nie wspominając, na dwa dni… A ja potem „poprawiałam” ich niewątpliwe wyczyny, i to w krótszym dniu.
Pod wiele często odwiedzanych tras i szczytów są kolejki-wyciągi, które też pozwalają zaoszczędzić czas, siły i stawy. Lecz z drugiej strony te niższe okolice alpejskie także są przeciekawe ➡ góry i szlaki są po to, by po nich chodzić, poznać dokładniej, zaznać klimatu poszczególnych pięter, popodziwiać infrastrukturę, wczuć się w pracę pasterzy, pracowników leśnych, w sytuację innych turystów, dla których wyjście od podstaw do jakiegoś huette jest wyczynem… Przynajmniej zrobić to na początku znajomości z danym pasmem (albo po dłuższej przerwie).
…Lecz Ty to wiesz… Podobnie, jak fakt, iż tim nie poszedł sam na wyprawę, a tylko do ataku szczytowego. Kierownik wyprawy robił dokładnie to, co kierownicy wypraw robią w takich razach – kierował z bazy atakiem i powrotem. W czym osiągnął pełny sukces 😛 😎 😀
Paku4, no kto by pomyślał, że Szef czegokolwiek zapomniał, zwłaszcza tak ważnej rzeczy. Na przyszłość proszę nie ujawniać tego typu informacji, bo ona podważa zaufanie podwładnych i w ogóle stawia świat jaki znamy na głowie!!! 😛 😈 😀
19 października 2015 o 9:47 am
Są pagóry i są Alpy. Gdy się już jest w tych drugich – wypadało by coś konkretnego zdziałać! Ale Ty to wiesz. 😛
O wyprawach i roli kierowników dzwonią, tylko nie wiadomo w jakim kościele. 😉
Poza tym piękny poniedziałek w S Poland. A mówią, że tydzień temu mieliście śnieg? 😀
19 października 2015 o 10:04 am
Nieustanie i niezmiennie dziękuję za piękny reportaż z urlopu.
Podziwiam obrazy, choć mam zaległości; jestem dopiero w Salzburgu, a widzę, że mówicie o Bawarii a nawet o wyjeździe z niej.
Winię za opóźnienia weekend, który udał się niespodziewanie dobrze. Dziś w Krakowie wciąż panuje cudne słońce a kolory jesieni osiągnęły swoja pełnię. Bardzo lubię ten czas, zrobiłam trochę ładnych zdjęć komórką, teraz czekam, aż mnie młodzież nauczy pokazywać je Przyjaciołom via Internet.
Zawado, cieszę się, że jesteś! Bywasz ostatnio nieregularnie, a czytasz być może nieuważnie, gdyż nie zauważyłeś wypadku ortopedycznego Basi. Nie „podbechtuj” jej więc, proszę, do JESZCZE ambitniejszych wspinaczek („coś konkretnego zdziałać!”) bo mnie dreszcze przechodzą na widok tego, co wyprawia bez Twoich „rad”!
Podpisano
Starsza pani, Babcia Zosia 🙂
Udanego dnia Wam wszystkim!
19 października 2015 o 10:36 am
@Zawada:
W „naszej” okolicy najwyższy był Dachstein, ale i on poniżej 3000 metrów. Sam wolałem wchodzić bliżej miejsc noclegowych — w okolicach Berchtesgaden watzmanowski Hocheck jest najwyższym szczytem dostępnym szlakiem (nie licząc ferrat); nad Tauplitz wyższy był Grimming, ale na pierwszy własny kontakt pieszy z Alpami nie chciałem wybierać drogi pełnej ekspozycji (jak to pisali w źródłach, które oglądałem). A w drugą stronę, w odległości jednodniowej wycieczki, był dostępny właśnie Almkogel.
19 października 2015 o 11:31 am
19 października 2015 o 11:41 am
Gratulacje dla Gospodyni za wejście i za takie zdjęcia
19 października 2015 o 3:48 pm
Wyjazd bardzo bogaty w doznania estetyczne, można obdzielić trzy urlopy jednym Waszym!
Zawado, a skąd Ty wiesz, jak oni się umówili! Mogli wręcz spisać intercyzę górską, jak inni sporządzają małżeńską? (Basia: „muszę być rocznie przez co najmniej 50 h. w skrajnej adrenalinie!” 😀 PAK: OK, mnie w to nie mieszaj” 😀 )
19 października 2015 o 3:57 pm
Asia, nie chcę Ci być zawadą, 😉 lecz to nie jest język intercyzy. Ani górskiej, ani jakiejkolwiek innej. 🙂
19 października 2015 o 4:44 pm
Aha, więc tylko język niestosowny, natomiast samo zjawisko „intercyzy górskiej” istnieje? 😉
19 października 2015 o 4:50 pm
Fachowiec, zapewniam cie, zarobi na dosłownie wszystkim, co mu tylko wpadnie w łapy. 🙂
19 października 2015 o 4:56 pm
Ważna umiejętność w dzisiejszych czasach.. Ehum.
19 października 2015 o 7:15 pm
Taaaaa… – to się nazywa pozostawić dyskusyjkę samej sobie… 🙄 😆 —
Serdecznie pozdrawiam Komentatorów! 😀 😀 😀 😀 😀
… I przełączam się na wleczenie podtopionych dziewczyn – pono już ostatni* dzień finałowych przesłuchań; w dawce tak homeopatycznej Fryderyk może będzie strawny, nawet gdyby przyszło wysłuchać 4x jednego i tego samego koncertu fortepiano (jest takie zagrożenie, słyszę… 😉 )
_____
[*wieczór okazał się przedostatnim, 3x emol… koncert taki Panafryderykowy 🙂 ]
20 października 2015 o 7:48 am
Anonimowa Celebrytko,
czytam uważniej, niż myślisz i nie mam zaległości w sprawach tutejszych (rwany dostęp i brak czasu podczas wyjazdów to nie przeszkody w doczytaniu, co tu się dzieje, wystarczy „zrzutka” i pół godziny na tydzień 🙂 ).
Chodzi mi o dokładnie to samo, co Tobie – bezpieczeństwo.
Kontuzje powstają i odnawiają się na drogach prostych technicznie a żmudnych, gdzie siada koncentracja a zmęczenie pogłębia się. Dlatego nie ma sensu deniwelować dwóch tysięcy żeby wyjść na 2600 – to żadne osiągnięcie a ryzyko spore.
Z drugiej strony każdy wybiera sobie trasę i styl jaki mu odpowiada w towarzystwie jakie mu odpowiada. 🙂
20 października 2015 o 8:05 am
Widzisz, Zawado, wiele po prostu zależy od tego, gdzie dostrzeżemy-zidentyfikujemy „problem techniczny”. A jednocześnie przyjemność. Może nim(i) również zostać ładne, bezpieczne zejście tych 2000.
Jak wiesz, nie miałam nigdy kłopotów z przestawieniem się na linę i haki, z łańcuchami polskimi, ferratami alpejskimi… Nigdy też nie marzyłam o siedzeniu godzinami w zimnej, mokrej, ciemnej ścianie, by zrobić ją jako dwudziesta czy dwusetna zdobywczyni… ani zresztą jako pierwsza 😀 (choć literaturą taternicko-alpinistyczną szpikowałam się od dziecka!) …jeśli, to już raczej szybowce… 😉
Miło, że nas podczytujesz nawet gdy nie możesz dawać głosu!
Wczoraj S Poland miała przecudny złotopolski dzionek. Szkoda, że musiał być spędzony w 90% pod dachem! 😉
20 października 2015 o 8:14 am
20 października 2015 o 8:15 am
Pełna zgoda, Droga Pani Gospodyni! 🙂
„Tudzież” przyjemność 😉
20 października 2015 o 8:28 am
😀 😀
20 października 2015 o 11:54 am
– Raz piszesz „team”, raz „tim” – dlaczego?
– Zapożyczeń jest w języku za dużo.
– Proszę o odpowiedź. Pozdrawiam.
20 października 2015 o 1:18 pm
Też uważam, że złazić, żeby wleźć to… nie dopowiem z grzeczności. Zamawia się helikopter i fru na drugi szczyt. A widoki jakie – orle, że tak powiem!
20 października 2015 o 2:07 pm
Z dedykacją dla Basi i PAKa, by utrzymali zdobycze czyli utraty kilogramowe:
http://www.dailymail.co.uk/health/article-3280696/Desperate-lose-weight-Tidy-kitchen-Leaving-food-worktop-make-nearly-2st-heavier-fruit-bowl-trim.html 😉
20 października 2015 o 7:44 pm
A’Polo, witam Cię serdecznie! 🙂
Dlaczego? – Bo mi „tim” pasował do „timingu” 😉
Oraz by zilustrować chwiejność pisowni w okresie przejściowym zapożyczanego słowa. Są argumenty i za jak najdłuższym utrzymywaniem odczucia obcości, i za jak najszybszym spolszczeniem… 🙂
Nie, nie sądzę, iż zapożyczeń jest za dużo (czy było kiedykolwiek) — Jest dokładnie tyle, ilu użytkownicy potrzebują. Inną rzeczą jest frekwencja ich występowania, wchodzenie bądź nie do języka eleganckiego, oficjalnego, konserwatywnego… niezrozumienie tego procesu przez sporą część społeczeństwa (zakłamywanie przyczyn niezrozumienia) – temat-morze! 😀
TesTequ, naprawdę ma się czasem żal do swoich własnych planów i strategii: np gdy w środku lata schodzisz nisko w doliny by następnego dnia świtem pędzić do góry sąsiednią doliną… – pszesz pod kosówką z orłami i niedźwiadkami byłoby praktyczniej i przyjemniej! 😎 😀 …Czy z helikopterami? – Oto jest pytanie… 🙄
Asiu, święta prawda z tą sterylną kuchnią pomiędzy posiłkami! Ma być pusto, ani okruszka, wszystko w szafkach, zapachy wywiane i pochłonięte! Takie kuchnie miały/mają zarówno moja najfajniejsza pracodawczyni londyńska, jak i monachijska. Nb, obie prowadziły bardzo otwarte domy – zawsze chętne do pomocy, ugoszczenia, podzielania się, dania dachu nad głową… 😀
21 października 2015 o 5:19 am
Ciekawe te Czechy, kto by pomyślał.
A Wasz urlop tak bogaty w wydarzenia, że bez problemu obdzielilibyście trzy turnusy. Pogoda dopisała, chodzenie dopisało, Basia pewnikiem zadowolona! 😀
Dobranoc. Dzień dobry. 🙂
21 października 2015 o 5:55 am
Prawda, kto by pomyślał! 😉
Zdecydowanie dzień dobry! 😀
21 października 2015 o 7:12 am
A czemu tam, w tych Czechach, wcale Czechów nie ma. Ani ludzi. Ani zwierząt? Opustoszałe place, ulice. Wyemigrowali? Uciekli przed Gospodynią i Szefem? Co jest?
21 października 2015 o 7:33 am
Owszem, myśmy się nie jeden raz zastanawiali nad tą pustotą. (Zresztą niecałkowitą, bo np. w kościołach byli, wbrew reputacji czołowych ateuszy Europy, lecz jednak bardzo zauważalną). W niedzielę dostaliśmy odpowiedź cząstkową – wielu dało się widzieć-słyszeć w różnych przybytkach piwnych (np w Holaszowicach powitały nas stereo-wybuchy rechotów śmiechu dobiegające z różnych gospód 😀 ) …a już najwięcej luda sunęło ową dziurawą autostradą z Pragi do Brna… Dlatego i boczne drogi świeciły nadspodziewaną pustką (i nie dziwił się człowiek aż tak bardzo gdy nagle szlaban… i objeżdżaj! — no bo skoro nikt nie używa za wyjątkiem incydentalnych polskich turystów… 🙄 )
…To jest naprawdę fascynujący kraj ❗ 😎
PS, widuje się ich też stadami na trasach rowerowych. I w Krumlow strrraszne tłumy – ale wielokulturowe, momentami z przewagą wyglądów „azjatyckich”.
21 października 2015 o 8:04 am
Testeq, zwierzęta widział żem w górach. (Łysa Góra albo cuś w podobie). 🙂
Gwiazda to faktycznie odjazd:
21 października 2015 o 9:59 am
jestem
pa
bede ogladal
do grudnia
pa pa
/wykrz/
21 października 2015 o 10:10 am
@TesTeq:
Zerkam na zdjęcia — rzeczywiście bezludne, ale choćby taki pan-Czech o poranku:
21 października 2015 o 10:11 am
@TesTeq:
Czeskie zwierzę w Holasovicach:
21 października 2015 o 10:12 am
@TesTeq:
Czesi na imprezie ‚średniowiecznej’:
21 października 2015 o 10:29 am
Pan Czech na łódce fajny, tylko bidulek pod górę musi wiosłować. Nie dość, że wyboiste autostrady mają, to i taflę wody pochyłą… 😉
21 października 2015 o 10:53 am
Testeq,tafle pochyłą i bardzo dużo krzywych wież;D
21 października 2015 o 12:08 pm
Nietoperku, nie siedź w pieczarze, przycupnij z nami, choćby na odrzwiach. 😀 :
Kumaty, pokaż Twoje obrazki, jakie są idealne! 😀
21 października 2015 o 6:50 pm
Gradusie, tak, zgadza się – w Beskid Śląsko-Morawski szły zwierzaki wielu rozmiarów, ras i kolorów! 😀
Oooo, Nietoperek! 😀 – pojawia się i znika a my tak często o nim wspominaliśmy! W zasadzie ile razy trafi się jakaś gawra jego kompanów… 🙄 z okazji, jaką wkleił Gradus oczywiście także! 😀
Paku4, piękne i rzeczowe dowody! 😀 Maestro powinien się poczuć stuprocentowo usatysfakcjonowany naszymi zeznaniami! 😎
TesTequ, powiedziałabym, ze niepochyła tafla wody jest tylko w bezfalowym jeziorze bezodpływowym… tak sobie kombinuję… 😀 😉
Kumaty, bo to jest wszystko stara Europa – krzywa, w ruinie, degrengoladzie i depresyjnie-perwersyjnej dekadencji pseudoartystów takich, jak hundertwassery, paki i acappelle… 🙄 😀
21 października 2015 o 7:27 pm
Teoria względności Alberta Einsteina podpowiada, że jeśli tafla wody nie była pochyła, to może Szanowny Pak się chwiał? Oj, psotniki, psotniki!
21 października 2015 o 7:29 pm
To mogło wyglądać tak…
21 października 2015 o 9:11 pm
Tak potwierdzam, że mogło! Pak jest ostatnio w bardzo niechwiejnie wysokiej kondycji, która nie wyklucza chwalowania pochyłego! 😎 😀
Ojej, a ja chcąc wysłuchać jeszcze raz emola, muszę słuchać kolejnej drętwej mowy o brand szopę… oj wreszcie będą grali, ale jeszcze nie emola a mini risajtls… dobre i to, byle wrrrrrreszcie grrrrrali!!!
22 października 2015 o 6:27 am
Bardzo dziękuję za Wasz reportaż w odcinkach! bardzo!
Musze powiedzieć nawet więcej – nieco się uzależniłem od codziennego tu zaglądania, podczytywania „co zrobią dalej”. Może Wy macie jeszcze kilka dni w zanadrzu? 😉
22 października 2015 o 6:30 am
„B’ w drugim „Bardzo”. „Muszę”. Wstyd!
Dziękuję też wszystkim Komentatorom, a zwłaszcza Gradusowi, za wklejanie „fotosów dnia”.
22 października 2015 o 6:57 am
Ja też nie wyobrażam sobie, że nastąpi przerwa. Proszę o kronikę codzienną – nie obcych krain, ale naszej Ojczyzny. Nawet jeśli to będzie Mało-, a nie Wielkopolska.
22 października 2015 o 7:35 am
Taaaak… tylko by w uzależnienia popadali… Codzienne donosy… 🙄
Dziękuję za życzliwe słowa. Bardzo, bardzo 😉 😀 😀
Jak widać, sprawozdanie jest domknięte (i nawet dwiema listewkami tzw. tamy kompo 😉 )… więc trzeba by naprawdę usilnie sprawdzić, czy tutaj da się cokolwiek zrobić… 🙄
22 października 2015 o 8:03 am
Basiu,
1. Czy „tama kompo” to coś trwalszego, niż „rama kompo”? Jeśli tak – czemu „listewkami” – w umyśle czytelnika rodzi się poczucie niespójności.
2. Czytałem gdzieś, że nowe nawyki zaczynają się utrwalać już w trzecim tygodniu rygorystycznego wprowadzania ich w życie. Choć może po trzech tygodniach, dokładnie tego nie pamiętam. Tak czy owak, doprowadziliście nas sprytnie na krawędź uzależnienia, a teraz nie chcecie ponieść konsekwencji?
22 października 2015 o 8:10 am
ja w sumie nic nie mówie,bo jeszcze mam to i owo do przejrzenia. tylko dopiski pod wpisem codziennie – to była nowość i człowiek chętniej zagladał na bloga:)
22 października 2015 o 8:12 am
Uzależniony od wklejania 😉
22 października 2015 o 8:14 am
gradus, uwazaj na kleje!:)
22 października 2015 o 9:08 am
nietoperki ok
zaleglosci duze
sory
pozdro
dzieks
/wykrz/
22 października 2015 o 11:45 am
Basiu pisz sikłel!
22 października 2015 o 12:15 pm
Lepiej dwa!
22 października 2015 o 12:27 pm
Trzy!;D
Gradus, nie trzeba chyba pokazywać swojego prostego,żeby powiedzieć że cudze krzywe!;P
22 października 2015 o 1:03 pm
A ja proszę o prekłel. I żeby o dinozaurach było. 😛
22 października 2015 o 1:13 pm
Też mam chętkę podziękować długo i wylewnie za ten trzytygodniowy festiwal dla dobra blogosfery polskiej, lecz obawiam się, że mógłby to być pretekst dla Basi: „OK, mowy wybrzmiały, ja moje armaty ukryłam już w krzakach, czego chcecie, o droga Publiczności Czytająca?”
A tu chyba chodzi o to, by i Basi było na blogu więcej, i czytelnikom chciało się jak najczęściej napisać, co myślą o zaproponowanym temacie. 🙂
Jeśli więc o mnie chodzi – może być i pięć sequeli/-ów. Literatura widziała niejedno przesilenie i ścisła forma, pointa, konkluzja nie stanowią już dawno wymogu de rigueur… 🙂
22 października 2015 o 1:15 pm
O dinozaurach, o morawskiej Wenus, o wszystkich ruinach i pozostałościach rzymskich, do jakich pielgrzymowali!
22 października 2015 o 1:35 pm
@TesTeq:
Zadowolony? 😉
22 października 2015 o 3:37 pm
Wniebowzięty! Dziękuję i już o nic więcej nie proszę, bo jeszcze się doigram… 😉
22 października 2015 o 5:23 pm
Strach się bać! 😆
Mimo to czekam na „sikłel”. 🙂
22 października 2015 o 6:30 pm
Czego się nie robi dla swych Wiernych i Pochlebczych Czytelników!… 🙄 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀
22 października 2015 o 6:43 pm
O! 😆 Jest dopisek – mówisz, Aśko i masz! 😎
22 października 2015 o 6:45 pm
A, przepraszam, że zapytam, co tto jest „konkurs piosenki szopenoskiej”? Nie kumam. 😦
22 października 2015 o 6:48 pm
Nie konkurs a festiwal. Gospodyni użyła nieprawidłowej nazwy. 😉
22 października 2015 o 7:02 pm
Dopisek za dopiskiem, a wszystko po Po. Czarno widze. 😉
22 października 2015 o 7:22 pm
GK, TesTeq już wiele dni temu zauważył wydźwięk polityczny notki i postulował zlikwidowanie jej przed wyborami. Poczytaj do góry, zobaczysz. 😉
Asiu, pewna część polskich wykształciuchów uwielbia się gorszyć, że to co w jakimś momencie interesuje ich, niekoniecznie kręci całą resztą świata. Media to wiedzą, i czasem się podlizują wykształciuchom tzw. „kwiatkami”. Chodzi oczywiście o tzw. Konkurs Chopinowski, który wczoraj zakończył się w Warszawie rozdaniem nagród w obecności Głowy Państwa i Pierwszej Damy. 🙂
22 października 2015 o 7:27 pm
Ja, Zawado, dziękuję Wam! 🙂 🙂
22 października 2015 o 7:31 pm
Poczytałam do góry i stwierdzam, że „to” było do samodzielnego wymyślenia. 😳 Ale tak to jest na emigracji. 😦
22 października 2015 o 7:38 pm
Nie przejmuj się. Żyjesz tam, skupiasz się na rodzinie, małych dzieciach. Po co sobie narzucać konieczność załapania jakiegoś żartu tutejszego? Ty żyjesz TAM.
22 października 2015 o 7:43 pm
Wychowanie i wykształcenie narzuciło mi ten obowiązek.
I teraz widzę, jak szybko można zaśniedzieć na obczyźnie – żyjąc wygodnie w porównaniu z moją mamą, ale jednak żyjąc w kieracie.
22 października 2015 o 7:45 pm
Za to inne sprawy idą do przodu. A dzieci rosną (do góry 🙂 ).
Coś za coś.
22 października 2015 o 7:48 pm
Masz rację. Dlatego na ogół się nie przejmuję, a tylko gdy mnie coś najdzie. Teraz zorientowałam się, że aluzje o Konkursie były rozsiewane tu, pod notką co jakiś czas, lecz ja czytałam wybiórczo, bez skupienia i spostrzegawczości.
22 października 2015 o 7:51 pm
Bo inne sprawy i aspekty życia interesują Cię wiele mocniej (np. gdzie pojechać z rodziną na wakacje).
I tak jest dobrze. 🙂
22 października 2015 o 7:54 pm
Dobrze. 😀
Oddalam się do spraw i sprawek. Dziękuję za dobre słowo.
22 października 2015 o 7:55 pm
Znam trochę temat.
Powodzenia!
22 października 2015 o 8:31 pm
Nie było jeszcze nic z 5.9. Czas to nadrobić 🙂
22 października 2015 o 8:49 pm
Ciekawe, czy to zadziała. Prześmieszne! Może to jakiś Czech wybił się nad poziomy… 😀
https://vine.co/v/e9KbUHqpOiI/embed/simplehttps://platform.vine.co/static/scripts/embed.js
22 października 2015 o 8:53 pm
Prześmieszne. Kto będzie orbitował w poniedziałek?
22 października 2015 o 10:31 pm
@TesTeq: wychodzi na to, że oni zjechali Czechy znacznie dokładniej, niż ja znam Polskę. więc powinni wiedzieć i odpowiedzieć na Twoje pytanie.
zabawne, owszem, ale jakoś.. niespokojnie się czuję. 🙂
23 października 2015 o 7:43 am
Uzależnienie od podróży pięknej, długiej i ciekawej – to może nie jest aż taka zła rzecz.
Ale – rzeczywistość skrzeczy.
Ubarwiają ją tylko kolorowe liście, raz po raz podświetlane przez kapryśne promyki jesiennego słońca.
Serdecznie pozdrawiam Towarzystwo. Jesteście „lepsze” promyki – nie uciekacie, można Was poczytać ponownie i znów uśmiechnąć się. 😀
23 października 2015 o 8:14 am
Zawada, widzę.
TesTeq ogólnie bystry gość, i z poczuciem humoru. Z takich, co z nim lepiej zgubić, niż z innym znaleźć. 🙂
23 października 2015 o 8:20 am
Podstawa, żeś Ty się cudownie odnalazł – długo Cię tu nie było, myślałem, żeś nie na bieżąco. 🙂
23 października 2015 o 8:50 am
Bez obaw, nie jeden Zawada umie doczytać w pół godziny. 😛
Moje:
23 października 2015 o 9:16 am
„Niedyspozycja Pianisty” – czy chodzi o jednego z polskich zwycięzców KCh? Miał wystąpić w NOSPR.
Czy ta niedyspozycja to coś poważniejszego?
Chylę czoła przed dorobkiem urlopu. Jak już napisałam Basi prywatnie, oglądam bardzo powoli, czytma linki i moje stare przewodniki przy okazji. Imponują mi niektórzy tutejsi goście, sprawiający wrażnie, jakby już znali wszystkie albumy na wylot.
23 października 2015 o 9:43 am
Pada i jest paskudnie. Zabieram się za „piątkowe” leczo z pieczarkami. W przyszłym tygodniu zabulgocze mi grochówka wojskowa albo bosmańska, jeszcze nie zdecydowałem. 🙂
A Wy? 🙂
23 października 2015 o 10:07 am
Zawado, pochwalę się, u mnie od wczoraj bigos. 🙂
Robię jeden jedyny raz w sezonie, w ogromnym garnku, zakupionym w czasach, gdy potrzebowały go dzieci (w domu i na zewnątrz, na akcje skautowe, duszpasterskie i podobne).
Produkuję bigos przez trzy dni, sobotę wieczorem dzielę na sześcioosobowe porcje i zamrażam. Będzie na Święta Zmarzłych, Mikołaja, Boże Narodzenie, Nowy Rok, Zapusty, a dalej to różnie, czasem braknie, muszę pilnować. 😀
Czym się różni Twoja grochówka wojskowa od bosmańskiej? 🙂
23 października 2015 o 10:13 am
Mela – Woman, ja też oglądam powoli i nie staram się sprawiać innego wrażenia. 🙂 Ale cieszę się, że są tu zawodnicy dotrzymujący tempa Basi i Przemkowi.
A teraz uciekam do kuchni, na zakupy, do sprzątania. Stara pani robi wszystko strasznie powoli, nawet gdy się bardzo stara. 😉
23 października 2015 o 10:14 am
@Mela-Woman:
> „Niedyspozycja Pianisty” – czy chodzi o jednego z polskich zwycięzców KCh?
Tak.
> Czy ta niedyspozycja to coś poważniejszego?
Sam chciałbym wiedzieć…
23 października 2015 o 10:30 am
Pak4, dziękuję i za tę cząstkową odpowiedź, bo wiesz, jak to jest gdy ci się zaczyna wydawać, że wszyscy coś wiedzą a tylko ty nie wiesz.
Ciekawe, czemu nagle zrobiłam się okropnie głodna?
Na działalność w kuchni nie mam jeszcze czasu. Pracuję przy wyborach, inne sprawy schodzą na boczny tor.
23 października 2015 o 10:35 am
PS.
„Sam chciałbym wiedzieć” zabrzmiało dość enigmatycznie, więc tłumaczę, że po odwołaniu koncertu było sporo ‚podśmiechujek’, że to choroba taktyczna, bo pianista się nie przygotował do koncertu. Wkrótce później jednak, niektórzy podśmiechujący wzruszali się, że ten sam pianista próbuje mówić, choć ma z tym problemy… Ale nie powiedzieli, czy problemy były czasowe, czy trwałe, ani jak rokujące.
23 października 2015 o 11:31 am
Cieszę się, że mój postulat został spełniony, i z aktywności na blogu- ciekawe rzeczy piszecie!:-D
Moja córa nazwała kiedyś rozgrzewające potrawy „pogrobowcami”. Akurat uczyła się w gimnazjum o dynastii Piastów. Gdy zobaczyła, że nas to rozśmieszyło, bo ogłosiła”odkrycie językowe” po powrocie z cmentarza,,zaczęła powtarzać dowcip na lewo i na prawo. Długo małżonek nie mógł jej wytłumaczyć,że trzeba uważać, że można kogoś urazić.
U nas w domu jest to repertuar kuchni polskiej:żurek, krupnik, bigos, czasem coś ostrzejszego z kuchni węgierskiej ale małżonek nie przepada za pikanterią na stole.”Dwie komnaty dalej, to tak”- powiada.:-D
Mela-Woman, ja też pracuję w komisji wyborczej.Pojutrze. 😀
Dobrego dnia Wam!:-D
23 października 2015 o 12:11 pm
W piątek przedwyjazdowy ona walczy ze słońcem. 😯
Mela – Women, nie przejmuj się, niektórzy robią to, byle nie robić czego innego. 😉
23 października 2015 o 12:51 pm
Co do zapożyczeń i języka – mam swoją opinię.
Podziwiam wszakże inteligencję, pracowitość, pogodę ducha autorki bloga.
Dziękuję za przywitanie, będę czasem zaglądał. Nigdy nie jest tak, by się czegoś nie można było nauczyć od ludzi, przestrzegam tylko przed stylizowanie się na młodzieżowość gdy się już jest w wieku dojrzałym.
Pozdrawiam.
23 października 2015 o 1:08 pm
@Jankora: ‚małżonek nie przepada za pikanterią na stole.”Dwie komnaty dalej, to tak”- powiada’ – you’ve made my day with it, darling! 😉
też nie przepadam za najostrzejszymi wytworami kuchni meksykańskiej, jeszcze mniej za ostrzem dalekiego wschodu, a stale wypada mi próbować takie specjały tu, gdzie pracuję. gdy im tłumaczę, że to, co mi podają miało sens przed wynalazkiem lodówki, patrzą jak na nienormalnego. zrozumcie, nie, że nie lubię bo polubiłem, ale po co przyzwyczajać podniebienie do najostrzejszego natężenia?
jest jedno „ale” – dwie komnaty dalej w restauracji jest zupełnie inne pomieszczenie, niż które prawdopodobnie miał na myśli Twój małżonek @Jankoro. 😆
___ _ ___
poza tym wyrażam zadowolenie, że na blogu @basi zrobił się taki ruch. ma się wrażenie, jakby poczytać o Czechach 😉 wrócili wszyscy, jacy tu kiedy kolwiek pisywali! cool. tak trzymać!
23 października 2015 o 1:42 pm
@GK: Dziękuję za zaskakująco miłe słowa. Liczę na „dowód miłości” w postaci zakupu mojej śweżutkiej książki „Teraz!” http://teraz3.pl
(komentarz zawiera lokowanie produktu) 😉
23 października 2015 o 3:59 pm
Yyyee, wiesz, mama mi kupuje mądre książki dosłownie przy każdej okazji, a ja nawet nie mam czasu zajrzeć. To może najpierw przeczytam porządnie Twojego bloga? Bo widzisz, dziś w sieci jest wszystko. Tylko czasu nie ma. 🙂
Albo jak mi mama tego nie da pod choinkę – to się zastanowie – dobra? 😉
23 października 2015 o 4:44 pm
ło ludzieński, a coże tu dają że taki rejwach i ścisk?
Gospodyni majestatyczna
za nią Piękne Panie
Pak4 i TesTeq rządzą z nadania szambelania
zawada rządzi i dzieli a w każdym razie próbuje
GK szczery aż do bólu
nietopliwy przemknął jak meteor
gradus dostał wreszcie magistra sztuki
pro-fan dla odmiany nie o tenisie
Joszko i Ja z godnością senatorów
Kumaty kij włóczy giermków
a czy w tym nowo urządzanym kraju znajdzie się miejsce dla małego, zastraszonego mru? 🙄
23 października 2015 o 4:56 pm
Mru i zastraszenie?! Nie chodzą w parze! 😛
Poza tym starego druha nie powitał! Zniewaga!
Poproszę o specjalne fanfary przebłagalne! 😛
23 października 2015 o 5:41 pm
@GK: Miło by mi było, gdybyś przeczytał moją książkę, ale nie jest to warunek konieczny mojego materialnego ubogacenia. Szanowna Mama może Ci ją kupić, a Ty możesz ją przekazać (książkę, nie Mamę) bardziej potrzebującym i mającym więcej czasu.
WSZYSCY BYWALCY TEGO LOKALU TEŻ MOGĄ TAK ZROBIĆ!
Mogą nabyć nawet po dwa egzemplarze. Albo trzy! I rozdać!
*** I jeszcze jedno: nie znajdziesz w sieci tego, co jest w mojej książce. To całkiem nowa treść, a nie zrzut BIZNESU BEZ STRESU! ***
23 października 2015 o 6:01 pm
Niesamowite!
Zdumiewam się jak Mru – ile Gości, wątków, stylistyk!!!
Pozdrawiam Wszystkich Państwa baaaardzo gorąco. Na razie!
😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀
Podpisano
Jej Majestatyczny Majestat 😐
23 października 2015 o 7:57 pm
Nie, czemu, TesTeq, nie myślałem o zrzucie z bloga ani niczym podobnym. Tylko widzisz, tam na blogu będą podobne rzeczy, ogólnie. Gdy długo piszesz, nie da się ukryć poglądów, nie możesz być „ja” i równocześnie „nieprawda że ja”. Pisałem w tym sensie.
Widzę, że to może być ciekawa i pożyteczna książka. Serio pomyślałem, by podrzucić pomysł staruszce (nie bardzo starej i dość ogarniętej), no więc coś powinno z tego być, jak nie dla mnie, to dla kogo innego. 🙂
Pozdrawiam 🙂
23 października 2015 o 8:04 pm
Leczo wyszło smakowite. mam nadzieję, że dzieła Sz. Pań także. 🙂
Mru, za takie insy psem poszczuję, z byka zajadę albo naślę takie bydlę:
23 października 2015 o 8:27 pm
Co do wątków jesienno-żywieniowych — bardzo spodobali mi się zarówno „pogrobowcy”, jak i odsyłanie pikanterii „dwie komnaty dalej” 😀
Osobiście – owszem, lubię w chłodniejsze dni dosmaczyć. W skalach „prawdziwie ostrych nacji” nie wyjdzie to poza ‚mild+’ ale w Polsce trzeba prosić o ‚medium’ i wyżej. Jeszcze nie robiłam tej jesieni chili con carne, ale potrawkę z dyni przyprawioną curry – praktycznie co drugi dzień. Dziesięć minut – i lekka, rozgrzewająca kolacja gotowa.
Na leczo szkoda mi ostatnimi laty papryki – jakkolwiek tania by nie była w sezonie, wole ją schrupać na surowo 😎 — lecz obiektywnie pyszna rzecz. Bigos? – Słowem wydać trudno… 😉
Wielkie dzięki za wszystkie inne wątki, ślady kolorów przeklejane tu z picasy, itd. Miejmy nadzieję, że weekendowa pogoda umożliwi większości Państwa także innego typu aktywności 😉 😀 😀 😀
23 października 2015 o 9:08 pm
(Mru szuka zaczepki, Mru ją kiedyś znajdzie! Nie teraz, bo pazurki ostre, widzę. :twisted:)
*** *** ***
Od Salzkammergut do… Wieliczki?
23 października 2015 o 9:16 pm
wiem, mam się bać, bardzo bać.
wiać, bardzo wiać => => => => => =>
24 października 2015 o 6:23 am
Grochówka wojskowa – dodajesz wędliny, kawałki mięsa.
Grochówka bosmańska – skwarki podsmażonego wędzonego boczku.
Nie wiem, czemu takie nazwy, może one związane ze sposobem przechowywania, dostępem do produktów? Tak mnie nauczyły moje kobiety, a utwierdził jeden kolo na wyjeździe, tak więc się trzymam terminologii.
Przepraszam, nie zauważyłem pytania, lepiej przejdę na odbiór. 😉 (Zwłaszcza, że za kilka dni znowu mi czas w drogę. 😕 )
24 października 2015 o 7:06 am
Zawado, co Ty tu robisz o godzinie, której nie ma?! 😮 …Okej, dodajmy polubownie, że nie ma jej z pewnością w sobotę… 😆
Co do boczkowej bosmańskości – coś musi być na rzeczy: od dawna znam przepis na kaszę jęczmienną po bosmańsku i właśnie boczek figuruje tam w wersji oryginalnej (ja go zastępuję czasem a to kurczakiem, a to koźlęciną, indykiem, nawet świnkowizną 😉
Co do przeoczenia opinii lub zwłaszcza skierowanego wprost zapytania – lepiej oczywiście czytać uważnie, mieć czas i nigdy nie być zmęczonym (nawet w jesienny piątkowy wieczorek kapiąco-niżowy 😀 )…lecz jak już się zdarzy – trzeba wstać w sobotę rano jak Zawada 🙂 (albo wyżej podpisana 😉 ) i uzupełnić przynajmniej niektóre wątki zaś innym dać jak najmocniej do zrozumienia, że się je uważnie przeczytało i usilnie przemyśliwa. Co niniejszym czynię ❗ 😀 😎
A’Polo przestrzegam tylko przed stylizowanie się na młodzieżowość gdy się już jest w wieku dojrzałym.
Po tak krótkiej znajomości nie jestem pewna, co miałeś na myśli: stylizację językową, modową może… albo lajfstajlową?…
Tak czy owak, jestem tu zwolenniczką podejścia brytyjskiego, zdystansowanego, teatralno-kostiumowego. Nawyki „przyjmują się na nas” znacznie szybciej, niż myślimy (byle konsekwentnie powtarzane w początkowym okresie).
Jeśli młodzieżowość to optymizm, aktywność, witalność, ciekawość prawdziwego świata (a nie słodyczkowatej jego atrapy), otwartość na nowe doświadczenia (języki, style komunikacji, …) — to daj Boże zdrowie i taką młodzieżowość jak najdłużej każdemu i każdej z nas!!!
Nie zapominajmy, że „oni” wygrywają z nami już na starcie – metryką – i to my musimy ich rozumieć, nie na odwrót!
Poza wszystkim, nastolatek widzi obok siebie starców dwudziestoletnich, zramolałych trzydziestolatków, potem jeszcze starsze próchna (gdy już nie potrafi dobrze ocenić, czy ono 40 czy 60 😉 ), ale zawsze szybko doceni, gdy się go nie ruga a słucha, rozmawia po partnersku i zapewnia (deklaracjami lub samą tylko uważnością), że on z dobrej strony kąsa tę bryłę, że fajne i potrzebne rzeczy wnosi do procesu komunikacji, że…)
Z drugiej strony istnieje naturalna powinność starszych – przekazywania dziedzictwa, postaw „konserwatywnych”, dorobku logiki i spójności myślenia ➡ przywiązania do wartości poświadczonego życiem. I tu najczęściej przegrywają z kretesem ci wszyscy pohukiwacze, co to niby (DEKLARATYWNIE!) czują się wciąż osiemnastolatkami, tyle że całkowicie nie czują i nie rozumieją podstawowej prawdy ŚWIAT NIGDY NIE STAŁ W MIEJSCU (A zapewnianie kolegi osiemdziesięciolatka, że obaj są wciąż osiemnastolatkami, jest… co najwyżej rozczulająco zabawne 😀 )
…To tak w telegraficznym skrócie… 😉 😎
24 października 2015 o 7:43 am
PS, 17 września na szczycie Hochecka czułam się bardzo „młodzieżowo” – nie dość, że byli tam akurat sami studenci (monachijscy), to jeszcze faceci, jedna dziewczyna i ja. Natomiast w podejściu od i zejściu do Watzmannhaus spotykałam towarzystwo przeważająco młodsze, jednak rówieśnicze i nieco starsze także dało się dostrzec 😀
Nb, niektórzy „po pięćdziesiątce” wyszli na szczyt wcześniej bo wycieczkę rozłożyli sobie na dwa dni, z noclegiem (zwłaszcza, iż pogoda miała się „łamać” już po południu 17.9, z czego szczegółów, np. fenu, my nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę) – ot rozsądna młodzieżowość, rozważna i romantyczna 😎
Gradusie, tydzień temu nie tylko Wieliczka przypominała o szlakach solnych 2015 (ale i 2014!) — na trasie naszego objazdu parafię Ujanowice (i nie wyłącznie tę) fundowała sama Księżna Kinga 🙂
24 października 2015 o 8:29 am
Młodzieżowość? Ech, najgorzej jest, gdy dochodzisz do tego momentu, kiedy zdajesz sobie sprawę, że we wszechświecie jest więcej ludzi młodszych od ciebie niż starszych…
24 października 2015 o 8:43 am
Pomyślmy tylko, jak musieli się czuć pod koniec życia Miłosz czy Bartoszewski…
A z wierszy tryskały odkrywczość, czucie pulsu życia i języka (przy całej refleksyjności, gravitas, „zestawianiu” summy życiowej, niewielu przyszłoby do głowy (jako pierwsze wrażenie), iż późne wiersze M. pisał „starzec”, tym mniej „staruszek”)
…A z życia tryskały spontaniczność, zaangażowanie, optymizm…
24 października 2015 o 9:10 am
Dzień bez młodzieży – to dzień stracony! 😀
24 października 2015 o 9:44 am
młodzież prosto na grobowiec, nawet nie trzeba stawiać krzyżyka. 😛
tak to bywa z Gradusami-lizusami. 😛 😉
Zawada, kupiłżem wczoraj kilo boczku, zastanawiam się, co dalej, czy nie stać się tygrysem na ten przykład. 😀
24 października 2015 o 9:28 pm
Szpiegus i lizus nie ustaje i się nie daje!
24 października 2015 o 10:27 pm
Ładne tylne koło. Roweru.
24 października 2015 o 10:35 pm
Przednie też niczego sobie – pochlebiam sobie… tzn rowerku memu 😀
24 października 2015 o 9:53 pm
😀
Hm, zastanawiam się czasem, czy Picasa-Google ma jakieś inne sposoby powiadamiania (znane mi działają ostatnio dość… erratycznie 😉 ) — czasami niektórzy Państwo wydają się dopadać fotek w sekundy po ich uwolnieniu… 😮
Tak, to było piękne popołudnie…
https://picasaweb.google.com/basiainlondon/WMiescieKrakowCoWidacSYchacICzuc#
25 października 2015 o 7:23 am
Piękne przednie koło, nie przeczę. Tylko rodzi się pytanie, czy bezpiecznie jest jeździć na rowerem, którego jedno koło chce do lasu, a drugie nad wodę?
25 października 2015 o 7:43 am
To może oto być pytanie! Nawet (geo)polityczne… 😮
25 października 2015 o 7:56 am
[…] widzisz? – widzę… dziwujesz się? – dziwuję się… « Po […]
18 lutego 2017 o 7:13 pm
Mnie dopiero dzisiaj uderzyło, że każdy słyszał o krumlowskim zamku 😉
19 lutego 2017 o 6:22 am
Taaakkk… Rzeczywiście!
A w noc świętojańską (albo w dzień 😉 ) HV skończy 70 lat – niewiarygodne!
https://en.wikipedia.org/wiki/Helena_Vondr%C3%A1%C4%8Dkov%C3%A1
12 stycznia 2018 o 2:39 pm
O Vondrackova, a jakoś kojarzę i jodłowanie.
No to Czech jodłujący:
12 stycznia 2018 o 5:38 pm
😎 ❗