— trzeba było wielu kłusowników – twierdzi Władysław Krygowski w gawędzie wspomnieniowej O capie, który nie chodził znakowanymi szlakami.
Rzecz dzieje się w epoce placków owsianych zwanych moskalami. Chłopiec, który uwielbia je jeść podczas zakopiańskiego letniska, ma siedem lat i żywy temperament, co pozwala mu któregoś dnia odkryć w starej, przyprószonej wiórkami skrzyni, piękny sztucer. Po latach ojciec rozświetli tło i klimaty związane z tajemniczą bronią.
Tylko kilka pokoleń czujnych, szczwanych capów-strażników stada i płochliwych kozic przeminęło (oraz pokoleń ochroniarzy, last but not least ;/) – i dożyliśmy czasów, gdy piękne zwierzęta-symbole żerują, przechadzają się a nawet hasają tuż przy szlakach – ba, na samych ścieżkach. Zaś gatunek Homo sapiens poluje równie chętnie, jak zawsze. Broń coraz precyzyjniejsza, tyle, że w tym przypadku bezkrwawa…
4 października 2013 o 7:00 am
To co w polowaniach dobre — kontakt z naturą, ćwiczone oko i pewna ręka — pozostaje 😉
No i ścieżki 😉
4 października 2013 o 7:12 am
…Ścieżki coraz bardziej wyautostradowane. Zdaniem niektórych – za bardzo… 🙂
4 października 2013 o 7:25 am
Wstałem wcześnie bo taki piękny mroźny ranek, pierwszy raz szron na samochodach i trawnikach.
A tu i pod blokiem pobudka. 😉
Piękna opowieść i w duchu franciszkańskim ona. 🙂
4 października 2013 o 7:26 am
pod blogiem
(Pod blokiem pieski z właścicielami na chrzęszczącej trawie. 🙂 )
4 października 2013 o 7:34 am
Tak, lokalnie pierwszy szron na samochodach i trawie (bo na dachach już ze dwa razy widziałam) 🙂
Cieszę się, jeśli tekścik się spodobał 🙂
4 października 2013 o 7:41 am
Może nie powinienem „przy święcie”..
Ale – nie wyobrażajcie sobie, że kłusownictwo to zamierzchła historia!
Nasz lud wzbogaca dalej swą dietę o dziczyznę, a narzędzia ma czasem daleko mniej „eleganckie”, jak sztucer, o którym mowa we wspomnieniu powyższym! 😦
4 października 2013 o 7:53 am
Powinien Szanowny Komentator, jak najbardziej powinien! 🙂
Czy sobie wyobrażamy sielankę?
W żadnym razie!
Nie dalej, jak tydzień temu natknęliśmy się na coś wnykopodobnego (eksplorując młodnik, ot z 200 metrów od domu, w dzieciństwie była to doskonała górka saneczkowa).
Z drugiej strony, skoro sarny (młode i starsze) przebiegają o dowolnej porze dnia i nocy w dowolnej bliskości drogi asfaltowej, obejść, malin, ciebie w malinowym chruśniaku tuż-poddomowym… Oczywiście rujnują plantacje młode, starsze…
Czasem trzeba siły charakteru (plus zupełnego braku tradycji jakiegokolwiek „łowienia” dziczyzny, jak w naszej rodzinie), by tylko się irytować (lub zachwycać, jak mieszczuch w gościnie)… 🙂
4 października 2013 o 8:02 am
Ci, co wiedzą, to wiedzą.
Ja do tych, co nie wiedzą.
🙂
4 października 2013 o 8:06 am
Ktoś o 7:25 wstał? Tak „wcześnie”? Toż to prawie połowa dnia!
Szron jest dobry, bo ludzie skrobią szyby w samochodach i przed szóstą pusto na warszawskich ekspresówkach. I zwierzyny mało…
4 października 2013 o 8:17 am
TesTeq,
Mimo wieku sen mam dobry, nie narzekam na bezsenność, to raz. 🙂
Za to oczy i palce, oj inna pieśń, to dwa. 🙂
Wstałem po piątej, przeczytałem nowy wpis i całą opowieść, inne rzeczy w kilku miejscach, wróciłem na blog Basi, wystukałem moje kilka słów. Tak zeszło starszemu panu, nie dziw się. 🙂
4 października 2013 o 8:28 am
O, to wnioskuję, iż na dalekiej północy szron pokaźniejszy. Tu dziś wystarczy podgrzać auto z minutkę i umyć szyby… 🙂
Ja „też”, choć lubię wstawać rano, nie narzekam ostatnio (i w ogóle) na bezsenność… aż musiałam znów zacząć uaktywniać budzik (5:55)… — czasem wstaję przed nim, ale równie często nie 🙂 Ach ta jesień, niech nawet wysokociśnieniowa! 😎
4 października 2013 o 8:56 am
5:55? Już lepiej, ale gdzie budzikowi Szanownej Gospodyni do mojego ajfonika 4:44… 😉
4 października 2013 o 9:10 am
Ach, wiem, przepaść kosmiczna! Lecz mojego sony-eriksonka (soniaczka-eriksoniaczka?) darzę tak stałym sentymentem (dźwięk, pobudkę, aparacik, radyjko, mp3, latarenkę… wszystko!), że nie oddam go ani nie sprzedam nawet za dziesięć najbardziej wypasionych apgrejdów… 😈
…I powiada Maestro, że 4:44… no no… 😮 😀
4 października 2013 o 11:21 am
@TesTeq:
No i jak można zerkać do wpisu Gospodyni tak bez golenia, budząc się równo z jego zjawieniem? O_O
4 października 2013 o 12:41 pm
@pak4: – Ja to, proszę pana, mam bardzo dobre połączenie. Wstaję rano za piętnaście trzecia. Latem to już widno. Za piętnaście trzecia jestem ogolony, bo golę się wieczorem. Śniadanie jadam na kolację. Tylko wstaję i wychodzę. 😀
4 października 2013 o 1:59 pm
A właściwie to dlaczego w Polsce nie upowszechniły się wyroby spożywcze z owsa? Nawet w kulturze górskiej tego nie ma, albo zanikło?
Niedawno kuzynka żony przywiozła ze Szkocji fantastyczne ciasteczka owsiane, do kupienia w sklepie.
Po białym poranku mamy zupełnie niezłe południe.:-)
4 października 2013 o 4:58 pm
PAKu & TesTequ, Panom Szanownym jako odwiecznym Gościom tego miejsca nie muszę chyba przypominać o odwiecznym-niepisanym punkcie reglaminu, stanowiącym, że do czytania wpisów (a już zwłaszcza nowych stron) przystępujemy wyświeżeni, uśmiechnięci, przy biurku i nie garbiąc się. Oraz ćwicząc w tymże samymże czasie grupy mięśni, jakie domagają się doćwiczenia… 🙄
😀 😀
Ja, ciasteczka owsiane można kupić nie tylko w Szkocji ale nawet w Londynie. W supermarketach również. Są marki popularne (większość biskitowców produkuje), można też wykosztować się na ekskluzywne wyborowości znanych firm, w tym organiczne albo z logo księcia Karola. Polewane czekoladą – doskonałe!
Może tym sposobem (importu wyspiarskich pomysłów) trafią do Polski (jak kuskus i wiele innych mód), bo na razie najpopularniejszą owsianą delicją kosztowaną w Polsce są wciąż dla mnie home-made „kotlety dla ubogich” — przebój Dyrygentki mojego chóru (wiecznej innowatorki kulinarnej) sprzed wieeeelu już lat… może dwudziestu… 😀
(Wstyd przyznać – natychmiast wzięłam przepis i jeszcze nie odtworzyłam go… :oops:)
4 października 2013 o 5:00 pm
Nb, tu też dzionek był/jest śliczny. Słońce (jak wczoraj i przedwczoraj), nieco cieplej (albo się już przyzwyczailiśmy?…)
Aż strach pomyśleć, co będzie, gdy już przyjdą te wieszczone dwudziestostopniowości… takie rozhartowanie przed zimą?! 😮 😉
4 października 2013 o 5:36 pm
jak by mru miał siedem lat i żywy temperament, to jak by znalazł flintę w starej skrzyni, to by sobie trochę postrzelał, jednak.
Chyba żeby przyszły prawnik, to wtedy nie. 😛
do wyobrażenie sobie mru jako siedmioletniego przyszłego prawnika wyobraźnia mru nie sięga. 😯
4 października 2013 o 5:51 pm
mru, co widać, słychać i czuć, zasiada do czytania wpisów gospo wyperfumowany górną półką, wymanikurowany i wypedikurowany żeby nie drapnął, z buzią w ciup i rączkami w małdrzyk! 🙄
4 października 2013 o 6:08 pm
To było za cysorza (dokładnie za wielkiej wojny, czyli cysorza kończącego się ale jeszcze nie skończonego), kiedy dzieci – nie tylko z dobrych domów albo dość dobrych, albo przyszli juryści, albo… -były nauczone moresu i nie rusz co nie twoje a jak już masz jedną przygodę (odkrycie) to niech cię diabełek nie kusi do drugiej… przynajmniej w tym samym dniu… 😉 😀
Tak, czujemy uperfumowanie Mru i widzimy rączki w małdrzyk! 😀
😛
5 października 2013 o 2:35 pm
Napisałbym co, ale co się będę wysilał – tu w sobotę z nikim nie pogadasz, mają lepsze rzeczy do roboty. 😉
5 października 2013 o 7:57 pm
No wie Tom, jak już nawet Mru przybieżeli to można spokojnie zasnąć na 2-3 tygodnie… 🙄
A co ja miałam i mam dziś do roboty?…
Uuuummmmm… opowiedziałabym, tyle, że wówczas nie miałabym czasu na robotę właśnie… 😉 😀
6 października 2013 o 8:33 pm
W jaką sobotę, Tomie? Przecież dziś niedziela… będzie dla nas…
6 października 2013 o 8:58 pm
Była dla nas… I to jaka!
W okolicach, gdzie przyrodę chroni się na wszelkie sposoby.
…Padammm, padammm…
Lecz gdy powstanę, to coś oczywiście opowiemmmm… 😀
7 października 2013 o 7:18 am
Wcale nie tam, gdzie się chroni przyrodę! Biegaliśmy w centrum miasta!
7 października 2013 o 7:24 am
A my po ekscentrycznych wertepach 😎
Dla odmiany 😈
Jednak najważniejsze, że niedziela była dla nas.
Wszystkich.
Bardzo!
❗
😀
7 października 2013 o 8:19 am
kozice,świstaki, sarny, wiewiórki,ptaki różne -wszystko zatraciło instynkt zachowawczy (tak przynajmniej mówi mój kumpel,oblatany w firmach leśnych:)
czekam na twoje reportaże z”wertepów”.
opisy są fascynujące:)
7 października 2013 o 8:53 am
@TesTeq:
Spróbowałbyś w centrum miasta poszczuć psa na sarenkę — zaraz ktoś psa i sarenki będzie przed Tobą bronił.
A w ścisłym rezerwacie nikt nie przeszkodzi 😈
7 października 2013 o 10:18 am
Reportaże będą, tylko muszę się trochę „odrobić” (także z zagospodarowywaniem pożytków pozyskanych w wertepach).
Sarenek nie spotkaliśmy (mają ‚tam’ troszkę więcej kryjówek, niż na Zakrzówku albo w mojej rodzinnej miejscowości 😎 )
Tu od rana glorious sunshine, co nie jest bynajmniej oczywiste w tym mieście o tej porze roku 🙂 — oby letnia jesień zagościła na jak najdłużej! 😎
Pozdrawiam serdecznie!! 😀 😀 — i wracam do pożytków a potem do pracy 🙂
7 października 2013 o 11:18 am
Współczesny człowiek lubi czuć się „w porządku”,ale małym kosztem. Także wobec przyrody. Na przykład nikt albo prawie nie protestuje,gdy sejm uchwala, nowelizuje prawo*, a gdy nadchodzi chwila zmierzenia się z konsekwencjami prawa, człowiek,a w każdym razie Polak,liczy,że jakoś to będzie,prześlizgnę się,przecież to kompletnie nieżyciowe.
To taka uwaga, aby nam się nie wydawało,że wszystko jest cacy z ochroną natury.
Pozdrawiam słonecznie. 🙂
*Przykład z tego bloga: https://basiaacappella.wordpress.com/2012/10/04/z-psem-w-gory/
7 października 2013 o 12:11 pm
Sarenki biegły też. Psów nie widziałem.
7 października 2013 o 5:10 pm
Jankoro, nie dalej jak wczoraj pod tłumnie odwiedzanym schroniskiem podsłuchaliśmy, jak para, którą wiódł na smyczy duży piesior, wymieniała uwagi nt kagańca: ‚Eee, po co’ (on) ‚Teraz jest wśród ludzi* musimy założyć’ (ona) 😀
TesTequ, o to dobrze! Kiedy biegły – nie podgryzały (najprawdopodobniej) liści buraczanych ani koniczyny perskiej… 😀
_____
*bo dochodzili do schroniska (od strony szczytu czyli ~ lasu…) 😉
8 października 2013 o 12:58 pm
jakie zasnac
/pyt/
jakie zasnac
/pyt/pyt/wykrz/
nietoperek jeszcze nie przybiezeli
/wykrz/wykrz/wykrz/
biora sztucer
i sie beda bawic
/pyt/
8 października 2013 o 5:53 pm
No wiesz, Nietoperku – gospo do tego stopnia pamiętała, że jeszcze nie przybieżeli, iż w oczekiwaniu na Ich obszerny i merytoryczny komć wstrzymała publikację następnego posta… by i pod poprzednim wdzięczną zapłatę otrzymać mogli… 🙄 😀
9 października 2013 o 11:35 am
@temat:
widzę, że czeka się też na pro-fana.
który jednak we wszystkim, tyczącym się broni, jest zaprzysięgłym anty-fanem.
mieszkając, gdzie mieszka – wie, o czym mówi.
nie zachwyciła mnie opowiastka o strzelbie w góralskiej skrzyni, ani scena męskiego spotkania po latach.
„z antycznego widowiska” – wypraszam sobie! autor nie wie, o czym pisze!
9 października 2013 o 5:24 pm
Myślę, że nieco nieroztropne jest przykładanie dzisiejszych miar (i naszych neuroz, często podkręcanych przez media i pokrewne „instrumenty” globalnej wioski) do tamtych czasów, także do realiów miejsca.
Sprawne posługiwanie się bronią należało do niezbędnego „wyposażenia” mężczyzn z wielu grup społecznych – to czasy formowania się Związków Strzeleckich i marzeń o walce zbrojnej w celu odzyskania niepodległości.
Z drugiej strony umiejętność polowania czy rabsicowania mogła pomóc w przetrwaniu rodziny zimą, odpędzeniu zagrożenia od domu czy zagrody w terenie odludnym czy górskim…
11 października 2013 o 9:27 am
jeśli na gradusa czekali z nowym wpisem – gradus przybieżeli i przeczytali. 🙂
co do dylematu z 9 października – bliżej mu do @basi, niż @pro-fana, choć zabaw z bronią nie pochwala (ani na papierze/monitorze, ani w realnym życiu).
bezpiecznego weekendu. 🙂
11 października 2013 o 10:13 am
mru za:
najbezpieczniej łykać słońce i liście metodą kropelkową! 🙄
😛
11 października 2013 o 5:24 pm
Gradusie, basia a nawet Basia też nie pochwala… 🙂
Mru, nie jestem „tak do końca” pewna, czy SzanPana należycie rozumiem, ale brzmimi ta metoda nader poetycznie, więc przyjmuję ją na wiarę w dniu niesłychanie pięknym, tak złotopięknym, że aż strach! 🙂
Mam nadzieję, że i u Państwa równie cudnie było/jest i że zdołali Szanowni uczynić z tego piękna jak najlepszy użytek (w danych uwarunkowaniach czasowo-organizacyjnie-innych :)) 😀 😀 😀
Jeszcze po kropelce, jeszcze po kropelce… ?… 🙄 😉
13 października 2013 o 11:26 am
Przez Wasze powtarzanie „przybieżeli” poczułam się świątecznie – nie szkodzi, barszcz na kuchni, za oknem na razie złociście i świetliście, że użyję ulubionych słów Gospodyni. 🙂
Do Betlejem przybieżeli też nasi „mniejsi bracia”, rzecz jasna. 🙂
13 października 2013 o 4:30 pm
Może powinnam zmienić nazwę blogu na „przylotnie-przybieżnie-przyjściowo”?… 😀 (A Boże Narodzenie? – Ani się obejrzymy… ;))
Złociście i świetliście? – Mówisz i masz! 😀
Świeżynki – nie dość, że dzisiejsze to jeszcze popołudniowe! 😎
https://picasaweb.google.com/100017103147766566592/ZOtaPodwawelska#5934240681329168866
(Wczorajsze upały też będą… :))
14 października 2013 o 8:20 am
😳 — Chyba a może z pewnością nie dałam jeszcze linki do wędrówek sprzed tygodnia — strrrrraszna gapa ze mnie!!! 😳
Obiecane wyżej fotorepo z Wielkiej Pętli Radziejowskiej:
https://picasaweb.google.com/100017103147766566592/RadziejowaPrehyba?noredirect=1
Z soboty najniedawniejszej też będzie, wpisy będą i wogle biznes es jużual… 😀
Serdecznie Wszystkich Państwa pozdrawiam! 😀 😀 😀
PS (wieczór), oto fotki z przedwczoraj:
https://picasaweb.google.com/100017103147766566592/JaOwiecMedralowa
Ja nie chcę nic sugerować, ale… to była pięęęęękna wycieczka! 😉 😀
14 października 2013 o 8:12 pm
Basia, brawo, fotki super, zuch Dziewczyna! 🙂
Te z Przehyby też ładne, alem je widział kilka dni temu, już spowszedniały. 😉
Piękne dni. W Ojcowskim PN, gdziem się wczoraj wybrał rodzinnie tłumy, no jakoś się wszyscy pomieściliśmy, lecz ciężko było! 😀
15 października 2013 o 7:24 am
Dziękuję, dziękuję! 😀
(Zuchem też oczywiście była zanim harcerką została ;))
I owszem, cudo weekend — pogratulujmy sobie wszyscy, którzyśmy go doświadczyli i coś „zdziałali” w plenerze w taki czas, w taką pogodę… 🙂 🙂 🙂 – Ojcowski Park Narodowy jest legendarnie malowniczy złotą polską jesienią; wtedy tam jeszcze nie byłam i niniejszym poczułam się wysoce zainspirowana, dzięki! 😀
15 października 2013 o 9:17 am
Tak, pogratulujmy sobie! 🙂
Foto-sprawozdanie z OPN wysłane na priv.
„Zuch Dziewczyna” nie oznacza poklepywania po ramieniu (czy czym innym). Znam okolice, odległości, zdjęcia dają wiarygodną informację, jak dobrze szła Szanowna Wędrowniczka. 🙂
Sam bym nie wyrobił lepiej. 😉
Z poważaniem
zawada
16 października 2013 o 7:31 am
Dzięki, piękne! 😀
Sam bym nie wyrobił lepiej. – Mów do mnie jeszcze, może uwierzę… 🙄