500% normy

Poważne kuny zainwestowali? – Zainwestowali.
Do schroniska kanionem Velika Paklenica dowędrowali? – Dowędrowali.
Mimo wichru dującego, w porywach podcinającego, na górkę tysiącmetrową weszli? – I bezpiecznie zeszli.
Pogoda dopisała? – Że niemożliwością było lepiej. (Zwłaszcza uwzględniwszy wczorajsze wyczynki jej).

W samozadowoleniu wielkim równiejszą ścieżkę osiągają, na biwakowisku-ogniskowisku ucztują do woli (bajerancki zegarek Kompana właśnie zameldował 300% wysiłkowej normy), dowcipkują nt rejestracji wypasionych aut zaparkowanych w wyasfaltowanej części kanionu… (bo musisz wiedzieć, drogi czytelniku nasz, że kanion ów tak drogocenny nie tylko z powodu filmów Winnetou, ale i popularności wśród skałkowców z całego kontynentu).

Maszerują. Dnia jeszcze sporo, słońce i oświetlenia obłędne…
O, esemesy wreszcie przymaszerowały.
Dzyń, dzyń… Plum, plum.
On zwolnił, czytajęcy, ona dalej podczytuje blachy monachijskie, norymberskie, wiedeńskie…

…J pisze przed południem, że Basia zostawiła dokumenty i pieniądze w schronisku w górach…

— słowa bliskiej osoby nie mogą dobiec z dalszej i abstrakcyjniejszej oddali…

W pierwszej sekundzie, bo w kolejnej robisz plecakowi takie łaps, że najbardziej przyśpieszony slapstik by się zawstydził… Jeszcze szybciej zaczynasz przetrząsać przednią komorę jego…

— …Rzeczywiście…

Prawdopodobnie czarny portfel pozostał na ciemnej ławie w rogu schroniskowej jadalni (wyjęty wraz z książką pieczątek).

Czemu wieści akurat od Brata? — Przez przypadek w „okienku” portmonety (co w niej – nawet nie będziesz wspominać pokąd nie dostaniesz na powrót do ręki!)… — Przez przypadek lub zrządzenie losu w „okienku” tuż przed wyjazdem umieszczono osiem numerów telefonów. Na wypadek utraty komórki.
Numer J wpisał się pierwszy z tego banalnego bezmyślenia, iż używany jest od czasów, gdy najpotrzebniejsze siedziały w pamięci. Dalej imię Męża, Mama…

Piąta pm. Śmigają międzypaństwowo podziękowania i prośby o poinformowanie schroniska o natychmiastowym wymarszu; zasięg tam kiepski, najlepiej via Skype.

Podejść przychodzi więc dziarsko trasą dopiero-co zdescendowaną luzacko… Podziwiając spektakularny kanion przedzmierzchowo. Przed siódmą w progach schroniska: na powitanie słyszą od Chatarki, że zostali niniejszym pasowani na lokalsów; ciepła rozmowa* i żarty z prowadzącą obiekt rodzinką towarzyszą herbatce, jarzębinopodobnym owockom… ot, 20 minut na odsapkę.

Pod samochód docierają kwadrans po dziewiątej. Jak co noc podczas tego wyraju, księżyc cudnie uzupełnił blask czołówek…

A na pro-aktywnościowym zegarku wyświetla się 500+ procent normy. Zgodnie z przewidywaniami.

____________________________
*poza plecami wędrowców porozumieli się ~rówieśnicy (on – miłośnik Chorwacji od półtorej dekady) mający dzieci w podobnym wieku (z dokładnością do kwartału, apostolskiej dwuwersji imienia pierwszych i płci – drugich potomków) – tematów było więc multum!

Zdjęcia: Pak4 i basia

[25.9.2018: Starigrad – Velika Paklenica* – schronisko Parku Narodowego w tę i wewtę dwukrotnie, Crni vrh tylko raz tam i z powrotem. Ślad GPS (…się urwał, bateria wyczerpała;-/)]

Kończy się infrastruktura asfaltowa

Klimaty iście baśniowe

Większe góry na horyzoncie

TO SCHRONISKO…

Tymczasem idziemy na wygwizdaną wichrem górkę niewielką

Widoki obłędne

Pierwszorzędne…

Detaliczne…

Ilustracje – Pak4

Komentarzy 19 to “500% normy”

  1. pak4 Says:

    Ja tylko dodam, że ślad się nie tylko urwał ze względu na wyczerpanie baterii, ale także ze względu na wąwoziastość wąwozu. Wśród skał sygnał GPS bywa odbity i odbiornik szaleje.

  2. basia Says:

    O, tak, powiedzmy dobitnie: bałkańskie wąwozy, jak i inne wąwozy, gubią ślad*. Więc mapę trzeba mieć, umieć i potrafić czytać nawet w erze mapowych cudeniek elektronicznych… nawet gdy mamy dwa niezależne i multum baterii do podmiany… 😀
    _____
    *powodów „niezawinionej dezorientacji” jest trochę: od klasycznych zakłóceń klasycznego kompasu/busoli z powodu wysokiej zawartości żelaza w skale** …aż po… wszelkie inne 😀 …może trzeba usystematyzować kiedyś…
    **z odwiedzonych przeze mnie – Black Cuillins na Isle of Skye w Szkocji
    https://en.wikipedia.org/wiki/Cuillin
    https://www.isleofskye.com/skye-guide/skye-places/the-cuillin

  3. gradus Says:

    porządne ludzie są wszędzie.

    że też się im chciało dzwonić, teksty słać i inne skajpy.
    bardzo ładnie świadczy o jednostce, i wpływa na obraz okolicy parku narodowego, brawo!

  4. basia Says:

    Jej się chciało!… P. Irenie! —
    — Zapracowanej szefowej schroniska.
    Gdyśmy przyszli, po zbagatelizowaniu „wichrowego zagajenia” — mocno to wiało wczoraj — wzięła się do pucowania szyb okiennych… i tym sposobem natychmiast znalazła portfel na ławie… zresztą zaraz wybiegła na zewnątrz by sprawdzić czy jeszcze się tam nie kręcimy, ale jak to my – poszliśmy żwawo ku planom swoim)…
    — I mamie dwóch chłopców poniżej 2 roku życia (starszy dzień przed urodzinami, młodszy miesięczny)…
    (Mającej do pomocy dwie bliskie osoby płci męskiej… w tej czy innej kulturze większość drobnych, detalicznych, gościnnościowych „pamiętań i skupień” spada na niewiastę… z reguły, nie wiemy expressis verbis jak to się tam układa, ale podziwiamy ją – wdzięcznie! – tak czy owak!!!)

  5. Szpila Says:

    niektorzy maja farta

    a ile dali znaleznego

    ?

  6. basia Says:

    Mają… Niekiedy wiedzą, JAK wielkiego.
    (Bo nie zawsześ świadom, że i jak bardzo).
    Bardzo doceniają, pamiętają, starają się uczyć na ostrzeżeniach losu…

    200% polskiej stawki zwyczajowej 🙂 Ze świadomością, że 500% też by nie było kwotą nadmierną i przydałoby się tym miłym ludziom (którzy b. się wzbraniali przed jakimikolwiek pieniędzmi).

  7. Przelotny Gość Says:

    oj znam ten bol
    tarabanic sie jeszcze raz w gore
    bo sam zgubiles bo ktos sie zgubil

    jak to jest najlepiej opowiedza ratownicy po akcjach o nietypowej porze roku albo dnia

    wasza kondycja sie przydala

    a nie dalo sie nie kusilo zeby jutro?
    (nie wiem jakie mieliscie plany i rezerwacje)

    pozdro z krakowskiego rynku:)

  8. pak4 Says:

    @Przelotny Gość:
    Płacić drugi raz za wstęp? 😯
    Jeśli kusić, to kusiło umówienie się na odebranie pocztą. Ale jednak na granicy lepiej mieć dokumenty.

  9. Renata Says:

    Super Babeczka!I reklama dla jej miejsca pracy.
    Miałaś dużo szczęście..

    A jaka to była dokładnie odległoś?Ta którą musieliście wrócic?

  10. pak4 Says:

    8 km plus ok. 500 metrów przewyższenia. Oczywiście w jedną stronę…

  11. Yankee Says:

    Przepraszam, czy można by wprowadzić zwyczaj, że ludzie wypowiadają swoje opinie pod ostatnim felietonem, a nie żeby musieć skakać po całym archiwum? Ułatwiło by to życie, nie sądzicie?

  12. pak4 Says:

    @Yankee:
    Druga szkoła mówi, że bliskość tematyczna też ma sens dla podtrzymania kontekstu 😉

  13. basia Says:

    Przelotny Gościu, bo sam zgubiles bo ktos sie zgubil
    …lub też „bo ktoś coś zgubił”… 😀
    — Czasem szukamy i odnajdujemy blisko, kiedy indziej jak w stogu siana (i szczęście też się zdarzy)… 😀
    Kondycję faktycznie mieliśmy… Może nie jakąś wyśrubowaną, alpejską, a taką „w sam raz z zapasem” 😆

    nie kusiło, żeby jutro? — P. Irena proponowała też przekazać zgubę na recepcji wejścia do parku narodowego (tam, gdzie te sute opłaty), ale rzeczywiście woleliśmy nie czekać na (co najmniej) przedpołudnie kolejnego dnia, bo plany pierwotne opiewały na dalszą jazdę tego dnia (25.9, wtorek) Magistralą, aż pod miasto R jeśli tylko czasu starczy. Oczywiście, przybywszy pod samochód po dziewiątej musieliśmy zmodyfikowac plany (a jeszcze wiatr poza kanionem i na wysoczyznach – bo chcieliśmy z widokiem Starigradu – był… wciąż… znowu… b. porywisty… więc umoszczenie się zabrało kolejne kwadranse (i zieloną torbę śpiworowo-prysznicową też zabrało 😆 ))
    No ale rankiem następnego dnia wyruszyliśmy sprawnie. Magistrala była pustawa przez pierwsze godziny, bo wciąż duło gooodnie na styku morza i lądu… No to jechaliśmy ostrożnie, focąc, zachwycając się przepięknymi widokami, przypominając sobie zeszłoroczne przeżycia (ten odcinek już znaliśmy, choć kierowca był rok temu inny – teraz miał dla obrazków dwie ręce i całe oczy przez cały czas 😎 ).
    Nb, taki detal: by prowadzić, zwłaszcza w obcym kraju, dobrze jest mieć ze sobą prawo jazdy 🙂

  14. basia Says:

    Renato, szczęście doceniam, cały czas.
    A z tą odległością… Cyferki i suma deniwelacji podane przez Paka4 to nie wszystko: trzeba pamiętać, że choć ścieżka była wygodna, to wapień jej mocno śliski miejscami, nawet za dnia, co dopiero nocą, po taaak pracowitym dniu. Uważaliśmy na każdy krok i udało się 😎
    Nb, zawsze buntowałam się przeciw „niesprawiedliwości” GOT-wskich przeliczeń zejściowych w górach skalistych: kilometrażu żadnego prawie, a punktów za 100 m drogi w dół nie dolicza się (choć też mogą być b. b. męczące)… tylko za podejście… 😀

    Paku4, Yankee, umówmy się (dla mnie oczywistość od samego początku podglądania-uczestniczenia w cudzych, a potem pisania własnego blogu… – 2006, 2007) — są miejsca tematyczne, problemowe, zagadnieniowe… — są także społecznościowe. O ile nie mam specjalnie wiele przeciwko tym ostatnim (tyle osamotnionych jednostek błąka się po sieci, tyle niedowartościowanych jednostek cieszy się i nastawia na frekwencję, ruch, kadzidła, ba, idolatrię… na to „ciepełko obory”, jak powiedziałby Thomas Mann, Doktor Faustus) — to sama nie umiem i nie chcę robić centrum rozmowy czegoś innego, jak tematu właśnie. To on daje (powinien dawać) dyscyplinę, nerw… to on przyciąga wartościowych komentatorów… co więcej, służy wypracowaniu dystansu do „ja wirtualnego” w opozycji do realowej tożsamości, przeciwdziała utożsamieniom w tej kwestii… przeciwdziała nieporozumieniom, konfliktom. Po prostu mamy jakąś opinię na jakiś temat (lub ją gramy… odgrywamy)… nothing personal… at all 🙂

    A jak sobie wyobrazić połączenie pod jednym wątkiem (którym?) zagadnień „Radwańska kończy karierę” i „nadprogramowe przejścia podczas wycieczki w chorwackie góry skaliste”?… Doradź, Yankee, bo nie wiem. I ci, co latami idą do wyszukiwarek po wpis ale i merytoryczną dyskusję, też mogliby nie wiedzieć… 😀

    Nb, przymieszki społecznościowej się nie uniknie. Ale istotny jest ten punkt wyjścia, wokół którego się rozmawia, rdzeń, zrąb, do którego się wraca (nawet po miesiącach, latach… znów serio, choć wcześniej było już lekko, żartobliwie, abstrakcyjnie, off topic i „podtrzymująco rozmowę jeno”).

    To naprawdę ważne — umieć pisać na temat i w konwencji. Umieć przechodzić, przeskakiwać pomiędzy tematami i konwencjami wypowiedzi. Ważne i ładne, powiedziałabym 😎

  15. Renata Says:

    Tak, Basiu, dla mnie, gdy mam formę, podejście jest 2 x mniej niebezpieczne,niż schodzenie z gór.
    A gdy nie mam formy,to nawet się nie wybieram.:-)

    W TYM BLOGU podoba mi się, nie tylko rozmawia się na temat,a czasem długo po opublikowaniu nowych postów*. Ale że tak dużo zagadnień jest udokumentowane zdjęciami. A to znaczy, że autor / autorzy przeszli i przemyśleli, a nie przepisali coś od kogoś innego własnymi słowami.

    „Społecznościowo” nie muszę za wiele mówić,prywatność jest dla mnie ważna.Ale czasem człowiek ma chęć czymś się pochwalić, itd.
    Dziś pójdę w ślady Rafinowanego, i powiem, że jestem setki km gdzie indziej, niż wczoraj, mróz tu większy, piszę z komputera gospodarzy, za oknem puszcza,i pięknie jest,kawa paruje.. późne śniadanie za chwilę.
    Bywajcie!

    *) bo ktoś nie ma czasu czytać na bieżąco, i gdy nadrabia zaległości to coś mu przychodzi do głowy.

  16. basia Says:

    Renato, ogromnie mi miło… A chyba też – nam miło!

    A skoro już o aspekcie społecznościowym, wszelakich sieciowo-realowych „grupach wsparcia” — odkąd pisuję na swoim, pod swoim, pod cudzym, marzy mi się, żeby wartościowe wpisy nie były „zamulane” przez bezmyślne lub wręcz toksyczne osobowości: niemające nic merytorycznego do dodania, niemające stylu, ciekawego, zajmującego wnętrza, za to posiadające multum wolnego czasu, z którym nie ma co zrobić… I mnóstwo problemów z samymi sobą mające — a co z tego szybko wychodzi… ech…

    A wystarczy(łoby) tylko skupić się na pociągnięciu, rozwinięciu myśli autora… Jakiegoś wątku komentatorskiego.
    Imię aproposów jest legion…
    Bo wszak, gdy mi coś dolega, jak mi źle, osowiale, a idę na próbę, na warsztaty tańca, ceramiki, czegokolwiek — nie truję, że i jak bardzo mi źle, jest ogólnie źle — ale relaksuję się i odstresowuję skupieniem na przedmiocie dalekim od „problemowego”, na doprowadzaniu (jakiejś) mojej innej umiejętności do biegłości, jakiegoś „dalekiego” zadania do zwieńczenia…
    Albo – na wyrażeniu się w tym przedmiocie.
    Bo czasem wychodzą cuda: opowiadano mi przed wieloma laty jak koleżanka poszła na próbę niewielkiego zespołu w dniu, w którym dowiedziała się o nagłej śmierci mamy na drugim końcu Polski… — „jakżeż ona pięęęęknie śpiewała tego wieczoru!!!”
    Przypuszczam, że mogło jej to przynieść ulgę, dodać sił przed wyjazdem do domu następnego poranka… Ale nie zdemolowała swoim żalem programu pracy pomyślanego na wieczór – włączyła się w uskrzydlony sposób, „skanalizowała” ból…

  17. Bardzo Pretensjonalny Anglofil Says:

    >>> poza plecami wędrowców porozumieli się ~rówieśnicy

    o ile mam się założyć, że się po angielsku porozumieli?

  18. Bardzo Pretensjonalny Anglofil Says:

    po angielsku, chociaż Słowianie

  19. basia Says:

    Nie prowokuj, Bardzo Pretensjonalny Anglofilu 😆 — wszak nawet najbardziej zapalczywie-zaślepieni tropiciele-tępiciele cudzego szczęścia* płynącego z odruchowej używalności języka innego, niż ojczysty, nie mogą nie zauważyć, że próba porozumienia się w ważnej sprawie i to na odległość w narzeczu zgadywanym a nie znanym byłaby stratą czasu… w najlepszym razie.

    A na miejscu, wieczorem też gadano po angielsku. Bo tak wybrali Gospodarze (zwłaszcza pani I. posługuje się językiem Szekspira bezbłędnie… w ogóle Chorwaci posiadają b. dobrą anglelszczyznę, statystycznie rzecz ujmując)… „Za to” smakowity był wątek buntu dwulatków – z „ja” i „nie ma” jako podstawowymi frazami tego czasu… Cytowanymi rzecz jasna po polsku/chorwacku 😎 😛

    Nb, jakżeż to od września poszło do przodu u obu maluchów!!! 😎
    _____
    *=spokojnej pewności siebie – nothing special 😛

Dodaj komentarz