#cze

Wpis gościnny. Autor: Pak4

Czasem droga wiedzie w chaszcze. Wiedzie i tyle.

Historia znajomości Teamu i chaszczy jest długa. Już na pierwszej wycieczce się poznaliśmy. Ruszaliśmy z Łopusznej, niebieskim przez Bukowinę Waksmundzką na Turbacz. Mieliśmy przejść na Kiczorę i zejść czarnym do Łopusznej. Ale czarnego nie było. W miejscu podejrzewanym o skrywanie czarnego szlaku leżały bez ruchu martwe drzewa. Z trudem pokonaliśmy pierwsze dwa, czy trzy, po czym nastąpiła decyzja o odwrocie. Wspięliśmy się więc znowu na Turbacz (choć zaprawdę, wystarczy że się wchodzi na Turbacz raz dziennie, dwa razy dziennie to już lekka przesada) i tym samym, niebieskim szlakiem wrócili do Łopusznej.

***

Ponad rok później przyszła Mała Fatra. Piękny wrzesień, piękna wycieczka. Ale najpierw szlak na Snilovske Sedlo nieczytelny (cóż, wszyscy jeżdżą kolejką, takich oryginałów jak my, by wchodzić na nogach wielu nie ma), ale jakoś doszliśmy. Potem pięknie weszliśmy na Krywań (fatrzański), przeszli grzbietem przez Chleb, zeszli ślizgając się w błocie na Gruń. A potem drogę do samochodu zagrodziła tabliczka z napisem, że przejścia nie ma bo jest ścinka drzew. Ale padła decyzja: „Co?! Polski turysta nie przejdzie?!” I tak, niosąc dumną tradycję zwycięstw husarii (ze szczególnym uwzględnieniem wiedeńskich szarży wśród chaszczy) zeszliśmy szlakiem zawalonym drzewami.

***

Początki są najbardziej pamiętne, ale każdy rok coś nowego przynosił. Wyjątkowo dużo przyniósł 2017, a każdy przypadek był inny.

Na Fabovej Holi, którą wspomnieliśmy w sobotę, las iglasty padł pod ciosami szkodników. Szlak co prawda poprzecinano, niemniej szło się dość uciążliwie. GPS pokazywał, że już tuż, tuż, że 100 metrów do szczytu, że płasko. I było płasko, ale wśród powalonych drzew szło się ciężko, niczym w labiryncie, wciąż zmieniając kierunek by ominąć pnie. To było długie 100 metrów.

Na Fabovej Holi myśmy byli OK, opiekunowie szlaku byli OK (no prawie…), mapa była OK, GPS był OK, tylko taki mieliśmy klimat. Na Stebnickiej Magurze i my byliśmy winni, i zarządcy szlaku, i GPS, i mapa. Zgubiły nas pycha i lenistwo. Zamiast skręcić we właściwą drogę (dobrze rozpoznaną, ale straszliwie błotnistą), postanowiliśmy pójść skrótem wykazywanym przez mapę i GPS, bo skrót prowadził drogą lepszą niż szlak. Tak to wówczas widzieliśmy. Droga jednak robiła się coraz gorsza i wkrótce znaleźliśmy się w chaszczach, wyszukując jakichś sarnich ścieżek. GPS pokazywał, że szlak blisko, ale szlak szedł równolegle, więc nie chciał się przybliżyć. I szedł niżej i za głębszymi chaszczami niż te przed nami, więc brnęliśmy przez „łatwiejsze”, licząc że prędzej, czy później linie równoległe się spotkają, bo to góry a nie euklidesowska geometria. I mieliśmy rację… Ale trochę to trwało, a trochę w chaszczach to całkiem dużo.

Przypadek z Szilvasvarad był dość podobny, choć jednocześnie różny. Nie szliśmy na żadne skróty, mapa i GPS były OK. Z tego miejsca wciąż czuję się zobowiązany by przesłać im podziękowania. Ale jakoś nie przetłumaczyliśmy z węgierskiego napisu, który mówił, że szlak zamknięty. (Choć czy nas by to powstrzymało? Mala Fatra przesyła swoje wątpliwości.) Niby nawet „z terenu” mogliśmy dostrzec, że na szlaku trwa ścinka drzewa. A mimo to szliśmy, bo odwrót byłby jakiś taki niehonorowy… I doszliśmy, choć czasem chaszcze wypuszczały nas w trudniejszy teren. I potem zachwycaliśmy się, bo to piękna sobota była, choć pierwszy odcinek kazał nam zwątpić w przekonanie o łatwości węgierskich gór.

***

Sobotnie chaszcze to coś jeszcze innego. Postanowiliśmy wyciąć pętle tam, gdzie nie ma pętli szlakowej. Ale ogląd mapy pokazał, że jeśli tu pójść trochę asfaltem, a tam podpiąć się na chwilę pod szlak rowerowy, to już domknie się pętlę i to trochę nową dla nas, choć bliską.

Jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy. Co prawda nadzieje na łatwe podążanie drogą, jako szlakiem rowerowym szybko się rozwiały, bo choć charakterystyczne elementy krajobrazu kultury (pomnik pacyfikacji z 1944 i kapliczka z 1813) łatwo się znalazły, tam gdzie miały być, to znaków szlaku rowerowego brakowało. Cóż, poszliśmy wg mapy i GPSa, co się nawet przez kilkaset metrów, a może kilometr, sprawdzało, bo droga była wyrażna i wygodna. Ale potem przyszło rozejście się dróg. I co dalej?

W prawo po błocie, trawersem? Czy w lewo, grzbietem? Mapa podpowiadała, że jedno i drugie, bo tak wieść miała droga — najpierw grzbietem, potem trawersem na przełęcz. Ale gdzie byliśmy? Jeszcze na odcinku „grzbietem”, czy już odcinku „trawersem”?

Pomógł GPS Pomógł i zgubił. Pomógł, bo pokazał, że w zasadzie wszystko jedno. Że to rzeczywiście rozejście się dróg, ale obie nas prowadzą do celu. Że w lewo dojdziemy na Patryję, a w prawo na Weszkówkę — przez obie przechodził żółty szlak, który był dalszym etapem. Poszliśmy więc wygodniejszą drogą. I to był błąd. I trzeba było słuchać napomnień, by nie iść przetartym szlakiem*. Bo to co było łatwe i przyjemne na początku, szybko zmieniło się w diretissimę. Najpierw nawet fajną, bo suchą (a baliśmy się błota w ten weekend), na której szybko nabieraliśmy wysokości, ale potem zachaszczoną przez powalone drzewa.

Pierwsze można przejść. Drugie też. Ale po trzecim łatwiej nie jest. A po piątym, już się nie wie, czy łatwiej jest zawrócić, czy pchać się do celu. Tymczasem GPS mówił, że blisko. Że gdyby tak na wprost to może z 200 metrów? No… 300, może. Ale jak iść na wprost przez powalone pnie, skłębione gałęzie i kolczastości? Wśród nich zadawała się wieść to tu, to tam ścieżka. Ścieżka wciąż zwodząca w bok, pozornie tylko przybliżająca do celu, bo po zerknięciu do GPSa wciąż wychodziło 200 metrów.

Dłużyło się te 200 metrów. Ale wciąż znajdując kompromisy między mylnymi ścieżkami i naszym kierunkiem, trafiliśmy powoli w teren mniej zachaszczony, choć wciąż napakowany igłami ostrężyn. Potem… odnaleźliśmy właściwą ścieżkę nawet, tzn. tę „diretissimę”, którą przegrodziły nam drzewa. Długo nią jednak nie szliśmy, bo oto pojawiła się droga jeszcze właściwsza — żółty szlak, którym mogliśmy już kroczyć na legalu i w pewnym komforcie dobrych oznaczeń.

Potem… potem było 3/4 wycieczki. Może 4/5, ale bez chaszczy, co znaczy. że i bez przygód. Może dlatego, że każde chaszcze są inne, a szczęśliwe drogi podobne do siebie? Na tych dobrych drogach były kartki z podpisami na drzewach szczytowych, było tłumne schronisko, było obserwatorium astronomiczne i schodzenie wśród tablic o sławnych polskich astronomach, albo co najmniej pulsarach. Nawet pokazały się Tatry i Babia, o wyspowej meneżerii ze Śnieżnicą, Ćwilinem, czy Luboniem nie wspominając. Wszystko fajne, przyjemne, ale gdzie tu przygoda bez chaszczy?

Zdjęcia: basia i Pak4

[7.4.2018: Węglówka (nowy kościół) – Patryja – Przeł. Weska – Łysina – Kudłacze (zejście czarnym) – Łysina (czerwonym) – Lubomir – przeł. Jaworzyce – Węglówka. (ślad GPS)]

_________
*)

Komentarzy 61 to “#cze”

  1. basia Says:

    Oczywiście mniemam, że tytuł „cze” to także żartobliwy przed-rebus dla „Kudłacze”…

    …A że co… że niby „#cze”?… achaaaaa… 💡 😮

  2. TesTeq Says:

    Że co? Że niby #cze to hashcze? Przecież każde dziecko wie, że #cze to sharpcze! W przeciwieństwie do flatczy. 😉

  3. pak4 Says:

    Uhm. Wstawię odpowiedniego sharptaga 😉

  4. TesTeq Says:

    Uhm? Universal Hashtag Manager? 😀

  5. basia Says:

    Na szarpcze też się zgadzam skwapliwie bo łydki mam dość poszarpane od tych ostrężyn wszechwładających wykrotami, wiatrołomami i innymi wertepszczami „problemowej” części wędrówki… 🙄

    …I nawet nie zdokumentowaliśmy tego… 😮

    Lecz i tak fajnie było – mimo wszystko, ze wszystkim, wbrew wszystkiemu! 😎

  6. pak4 Says:

  7. pak4 Says:

    Krzyż „od święcenia pól”:

    Starszy z kościołów Węglówki:

  8. pak4 Says:

    Punkty orientacyjne wymienione w tekście — upamiętnienie pacyfikacji z 1944:

    I kapliczka z 1813:

  9. pak4 Says:

    Zamleczone Tatry:

    Zatłoczone dziećmi Kudłacze:

    Kocurek kudłacki:

  10. pak4 Says:

    Basia na śniegu:

    Ludny Lubomir:

    Śnieżnica, Ćwilin itp.:

  11. pak4 Says:

  12. pak4 Says:

    Nowszy z kościołów Węglówki:

    I most pod-Dobczycki:

  13. TesTeq Says:

    Patrzę na to świetne zdjęcie białej trasy narciarskiej wśród wiosennej zieleni i się dziwię, że nie wymyślono dotąd ciepłego śniegu. Serio. To byłby przełomowy wynalazek!

  14. pak4 Says:

    Ja tak sobie właśnie słuchałem o tym, jak Amerykanie zapragnęli żarówek bezszkłowych, zamówili (ogłosili konkurs) i znaleźli się młodzi i ambitni. I zrobili. A może by tak TesTeq się zabawił w anioła biznesu i ufundował grant na realizację ciepłego śniegu? Serio, skoro z żarówką bez szkła wyszło, a ciepłe lody są znane od lat 😉 to ciepły śnieg też powinien wyjść. To się nawet nadaje do współfinansowania przez UE (chyba, że będzie powodować wycinkę drzew pod trasy ciepłośnieżne…).

  15. basia Says:

    TesTequ, w przypadku czarownej Śnieżnicy ten kontrast może być jeszcze „lepszy” – śliwy, jabłonie, tulipany kwitną jak szalone a ta kreska w dalszym ciągu śnieżnobiała… I podejść sobie nią można na szczyt w upale upalnym szalenie a nie pół- jak wczoraj… 😎

    Paku4, wielkie dzięki za wszystkie cudne fotki i o inspiracje nt żarówek bezszkłowych… ech, za jakiś czas życie będzie zupełnie nie to samo… 😮 😀

  16. basia Says:

    …I troszkę moich foteczek! —

    Węglówka ze starszym kościołem:

    Wierzbanowska Góra i Śnieżnica za plecami… a nam zaczynają się chaszcze – tych najgorszych oczywiście nie ujęliśmy, walczyliśmy o życie i zdrowie kończyn ;-D:

    jest Śnieżnica, są śnieżynki!

    inne kwiecia typowe dla wczesnej wiosny na wysokościach:

    Obserwatorium Astronomiczne na Lubomirze:

    schodzimy – Śnieżnica, Lubogoszcz, głębiej Mogielica, Ćwilin itd.:

    to był pięęękny dzionek!

  17. basia Says:

    PS, hmmm, a może wręcz tak? —

    (…czekając na kurczę pieczone… 😆 )

  18. pak4 Says:

    A ja dorzucam dzisiejszy Kraków wiosenny:

  19. pak4 Says:

  20. pak4 Says:

  21. pak4 Says:

  22. pak4 Says:

  23. TesTeq Says:

    Ja dorzucam biedroneczkę budzącą się ze snu zimowego…

  24. basia Says:

    Ach, cały ten weekend był tak przepysznie budzicielski!!! – biedronki, ptaki, forsycje, tarniny, mirabelki, …
    :
    w sobotę rano uśpione podprzymrozkowo, w niedzielny balsamiczny wieczór w glorii i rozpędzie!…

    I ci opalający się po dachach i nad Wisłą!…

    🙂 🙂

  25. pak4 Says:

  26. pak4 Says:

  27. basia Says:

    Tak, to było wczoraj… Tak pięknie było wczoraj!… 😎

    Dzięki! 😎

  28. Jaś Beskidzki Says:

    https://photos.google.com/share/AF1QipPKpC-2g-VUFat1a74MYr9uxpMOmNre954yWSy_KlRfRF7IHE_4FyYT8xq63NVPTg/photo/AF1QipNA8zOHQU0SmRFiTDrwXtzJpaH8f8CA-6L6maI8?key=WE1hb01JU096dWxYWXpCamRzM0RLUDJneEJXVTVR
    – a co to za padnij – powstań? 🙂

    Dziękuję za wycieczkę na Lubomir, chadzało się.

  29. basia Says:

    Ależ prosiemy bardzo! 😀

    A padnij-powstań to w tych dniach chleb nasz powszedni — wąchactwo darmowe i zdrowe albo (i/lub) focenie różnych przyziemności! 😎

    Oto kolejne pozyski — Rynek Podgórski sprzed paru kwadransów!
    Pola tulipanowe różnokolorowe! — Voila!

  30. pak4 Says:

    Wczoraj:
    https://photos.google.com/share/AF1QipPKpC-2g-VUFat1a74MYr9uxpMOmNre954yWSy_KlRfRF7IHE_4FyYT8xq63NVPTg/photo/AF1QipNrah5a194GCss7uSkYaZ5OJDbXpYOaFF1BG1n9?key=WE1hb01JU096dWxYWXpCamRzM0RLUDJneEJXVTVR
    (A jaki dzisiaj piękny był Wawel we wschodzącym słońcu… Że też człowiek tak często nie ma aparata, jak wyjątkowe pięknoty widzi…)

  31. basia Says:

    Taaakkk…

    A wczoraj, gdy przed czwartą pi-em spojrzałam na lokalizacyjny wyświetlaczyk smartfona, on powiedział mi, że w cieniu jest 27 celsjuszów (i wcale nie było odczucia nagłego, duszącego upału, jak czasem w takich razach na wiosnę i w szybkim ruchu, uliczno-rowerowym się przemieszczaniu w popołudniowym szczycie – fajny wietrzyk powiewał)…

    …Że też człowiek nie może czegoś takiego zakapsułkować i podzielić się z zasługującymi na taki dar!… … … 🙂

  32. wkur--- Says:

    Ale kogo to obchodzi !

  33. nietoperek Says:

    obchodzi
    tych
    ktorzy
    zareaguja
    /wykrz/

    postraszylbym
    ale
    mi
    sie
    nie
    chce
    .
    .
    .

    hu hu

    Lubomir
    fajny
    rzeczoczywista

    hu hu hu hu

  34. basia Says:

    Wiosna obchodzi wszystkich — to aksjomat 😎

    (Tyle, że jednych szerszym a innych muśnięciowym łukiem… 🙄 )

    😀 😀

  35. owcarek podhalański Says:

    A to pierwse zdarzenie to było po Świętym Wojciechu, a przed Świętym Michałem? Cy po Świętym Michale, a przed Świętym Wojciechem? Bo w tym pierwsym przipadku wystarcyło Wom pod tym Turbaczem odsukać mnie (o co nietrudno, trza było ino rozejrzeć sie za owcarkiem cytającym ksiązke abo pozirającym do laptopa) i popytać o droge. W drugim przipadku – wystarcyło pockać do Świętego Wojciecha, a potem postępować tak jak w pierwsym przipadku. No, mozno było tyz nie wracać sie na Turbacz, ino zejść do Knurowskiej, stamtela do Knurowa, a z Knurowa do Łopusznej to juz wiadomo jak. Ale rozumiem, zeście nie fcieli iść na łatwizne? Ba mogliście tyz zajść jesce dalej, cyrwonym ślakiem, minąć Knurowskom, minąć Studzionki, a potem skryncić na Hube i wte po drodze moglibyście orzeźwić sie wodom ze źródła Urban, nad ftórym downo, downo temu, jakiesi 2-3 roki po nieinternowaniu Prezesa, mój wysłannik i jego dwók braci (jeden rodzony, drugi ciotecny) umieścili tablicke wyryktowanom w cynie społecnym. A tablicka przedstawiała własnoręcnie wyryktowanom karyktature ówcesnego rzecnika prasowego rządu, ftóremu z usu tryskała woda. Rok później tablicki juz nie było. Ciekawe co sie z niom stało? Moze kiesik na jakimsi Allegrze sie nojdzie? 🙂

  36. basia Says:

    😆 😉 😀

    No doprawdy nie wiem, czemuśmy tak nie uczynili?!!! Za/na wszystko odpowie Szef Wycieczki… 🙄

  37. pak4 Says:

    Tak. Po św. Wojciechu było. 1000 lat z okładem po.
    Tak. Przed św. Michałem. Do Szalowej pojechaliśmy później…
    Ale. Ale żeby kombinować nad zejście do Hubego, albo z Przełęczy Knurowskiej, to trzeba by lepiej znać Gorce niż ja wówczas znałem. (Nawet teraz sprawdzałem na mapie, by wiedzieć co piszesz.)
    Co do tabliczki, to są gorsze, np. podobno ta była do zbierania donosów dla władzy.

    W sumie więc szkoda… Bo lepiej, gdy władza coś daje — choćby wodę lejącą się z ust. Niż zabiera. Choćby donosy, albo tabliczki.

  38. TesTeq Says:

    Basia pisze: A wczoraj, gdy przed czwartą pi-em spojrzałam na lokalizacyjny wyświetlaczyk smartfona, on powiedział mi, że w cieniu jest 27 celsjuszów (i wcale nie było odczucia nagłego, duszącego upału)

    To jest właśnie fajne w smartfonach, że nie trzeba wychodzić na dwór albo pole, żeby wiedzieć, jak tam jest. Można siedzieć sobie w klimatyzowanym pomieszczeniu pod dachem albo w piwnicy i relacjonować zewnętrze, patrząc jeno na mikrowyświetlacz!

  39. pak4 Says:

    Poranne:

    (Całość: https://photos.google.com/u/1/share/AF1QipPKpC-2g-VUFat1a74MYr9uxpMOmNre954yWSy_KlRfRF7IHE_4FyYT8xq63NVPTg/photo/AF1QipPCzCHuJAvuRm2KCbzRswwupTZiQztMeKTY08ip?key=WE1hb01JU096dWxYWXpCamRzM0RLUDJneEJXVTVR )

  40. GK Says:

    Super zdjęcia, PAK!
    Wpis również niczego sobie.

  41. basia Says:

    Owczarku, Paku4 😀 😀 – a propos złotoustej i miodopłynnej władzy: my sobie opowiadaliśmy w tamtych czasach dowcip „dlaczego na prowincji matki ciągną dzieci za uszy? – w celu urbanizacji wsi”… sumie równie dobry (albo zły, albo abstrakcyjny), jak „płyną uszy po rzece, czy to wodnik? – nie, to rzecznik”…
    A teraz nawet nie wiem, jak się nazywa, wygląda, jakiej jest płci, itd. analogiczny propagandysta…

    TesTequ 😀 – nie trzeba, ale można. Tak było właśnie w poniedziałeczek ów. Inna rzecz, że często żyje się znacznie łatwiej (prościej, oczywiściej, naturalniej) z niewiedzą temperatur (zarówno otoczenia, jak i np. podwyższoną ciała). A podobnie jest z wysokimi nutkami: łatwiej jest je zaśpiewać nie patrząc w „kwity”, nie pamiętając, że to „już” wysokie a albo b, albo c, albo cis…

    Paku4, cuuudne foteczki, przecudne!!! 😎

    GK, podpisuję się! 😀

  42. pak4 Says:

    @Basia, Owczarek i rzecznik:
    Da się wygooglać (sprawdziłem 😉 ), ale nie podaję — bo po co tu polityka dzisiaj?

    @Foteczki:
    Ciąg nieustająco dalszy:
    https://photos.google.com/u/1/share/AF1QipPKpC-2g-VUFat1a74MYr9uxpMOmNre954yWSy_KlRfRF7IHE_4FyYT8xq63NVPTg/photo/AF1QipMr1Nktf9JSnjlynVsxzBflWIs8YJdHDPo2ly0n?key=WE1hb01JU096dWxYWXpCamRzM0RLUDJneEJXVTVR

  43. pak4 Says:

  44. pak4 Says:

  45. basia Says:

    Dzięki!!!

    Pięęęęęknie!!!… …Tam było!

    😎 😀 😎

    *** * ***

    PS, apropos wiosny i jej klimatów — wczoraj w okolicznych ogrodach przydomowych po raz pierwszy dosłyszałam kosiarki do trawy…
    A zapach fiołków od kilku dni porusza nawet dwudziesto-i-dwumiesiecznego miłośnika wszelkich zjawisk warczących i silnikowych 😀

  46. pak4 Says:

    Ba! Idę sobie rano i słyszę głośne silniki elektryczne. Pierwsza myśl: odkurzacz. Ale skąd dobiega? Znad Wisły, a tam dalej Norbertanki. Ale potem się zastanawiam: jak wielki, przemysłowy odkurzacz by musiały mieć, bym tak go tu słyszał. No i kto odkurza takim przed 6-tą rano? Spojrzałem więc w niebo, a tam: dron. Ale uciekł, gdy zacząłem w niego celować obiektywem.

  47. basia Says:

    Tymczasem ku środkowi dnia, oprócz zachwytów nad żółtym kożuszkiem trawników na Plantach, podziwiać można musznego Wawelskiego 😎

    Kogóż on mobilizuje tą sezonową elegancją swą, no kogo? 🙄

    https://photos.google.com/share/AF1QipNMg9SY9_SgfkK6Z3mmZTagw-2Of_iJScAr8-JSpkGHwN_3p_lNlpTr-P5x8uUpQA/photo/AF1QipOz6_lxwl0XpzdO6LFiaF6bT4i_z-fCvCz5jEdA?key=a2tFYkpCUHBGZk8tTVN1TXAySExWWmtfcnZCcnhR

  48. kij włóczy Says:

    wiosna radosna, bliskie górki, smoki i zwierzynieckie tajemnice,
    cymes, chce się żyć!:)

  49. pak4 Says:

    Fajny smok!

  50. basia Says:

    A jak Planty pachną tarninami, żonkilami, itp.!!!
    Zwłaszcza nocą…

    A jakie koncerty „fortepianowe” tuż pod SmokiemW słyszałam wczoraj przejeżdżając na próbę a potem wracając z niej!…

    😎

  51. pak4 Says:

  52. basia Says:

    …Juź czternasty… 😎

  53. pak4 Says:

  54. pak4 Says:

  55. TesTeq Says:

    Możliweż to?
    „Dzisiejszy widok z jasielskiego pogórza: wieże warzyckiego kościoła Św. Wawrzyńca, kościół Franciszkanów i #Jasło. W tle widać #Tatry Wysokie: Łomnicę, Lodowy i Durny Szczyt, Sławkowski, Wysoką oraz Rysy. Odległość do Rysów wynosi 124km Autor FotoMat Mateusz Smyka” – @MeteoprognozaPL

  56. pak4 Says:

    @TesTeq:
    Ociągasz się z tą niwelacją, więc naturze wciąż zdarzają się takie wybryki.

  57. basia Says:

    Myślę, że dla miłośników idei totalnej niwelacji terenu (TNT) tak dalekie i ostre widoki są dodatkową ostrogą… 😀 😀

    Super obrazki!!! 😎

  58. zawada Says:

    Przeczytałem uważnie.

    Rozumiem, w czym problem, sam go miewam. 😉
    Ale jako przewodnik muszę tu z naciskiem zaznaczyć, iż nawet doświadczeni turyści powinni respektować informacje o zamkniętych szlakach. Po coś się to odbywa, najczęściej służy bezpieczeństwu wędrujących, co należy mieć na względzie, zwłaszcza gdy zamknięty szlak prowadzi terenem stromym i trudnym.

  59. pak4 Says:

    @zawada:
    Nie wiem, czy to Gospodyni zamierzyła, ale zasadniczo warto czytać tę notkę wraz z „Ukarać celebrytę”. Bo bynajmniej nie chcemy tu nikogo przekonywać do chodzenia na skróty. Zresztą poza przypadkiem malofatrzańskim, bardzo szczęśliwym (ten zakaz rzeczywiście był na wyrost; tzn. owszem, dla rodzin z dziećmi był on OK, ale turysta często na świadomie poprowadzonym, „otwartym” szlaku ma wieksze trudności niż tych kilka powalonych drzew), nigdzie nie wkraczaliśmy w taki teren ze świadomością łamania zakazu. No… może w Górach Bukowych, bo nie znając węgierskiego jakoś te karteczki z sytuacją w terenie mogliśmy skojarzyć, ale też tam mieliśmy przegląd sytuacji i wiedzieli, że trudności związane z zakazem powinny się skończyć za kilkadziesiąt metrów, że gdyby roboty trwały, to co innego, ale tak wszystko się składa na bezpieczne przejście. (Tam większym problemem było to, że powyżej „odcinka w wycince” były zaniedbane oznaczenia szkalu, właśnie ze względu na świadomość zamknięcia go na pewien czas.)

  60. pak4 Says:

    PS.
    Próbuję sobie przypomnieć, gdzie świadomie ominęliśmy szlak, jako zamknięty. I tu przypominają mi sie Jesioniki, czyli maj 2012, gdy wybraliśmy szlak otwarty zamiast bardziej widowiskowego, ale zamkniętego (ze względu na pozimowe zniszczenia). Oczywiście idealną sytuacją jest wywiedzenie się, o stan szlaku przed wycieczką. Ale nie zawsze to jest możliwe.

  61. basia Says:

    Zawado, Po coś się to odbywa, najczęściej służy bezpieczeństwu wędrujących, co należy mieć na względzie, zwłaszcza gdy zamknięty szlak prowadzi terenem stromym i trudnym.
    — Tak, wydaje mi się, iż Pak4 niedostatecznie podkreślił, iż inaczej brnie się przez chaszcze po plus-minus równym, niż gdy każdy krok do przodu (i jednocześnie przez – oślizgłe, gnijące, zarośnięte, zamaskowane – pnie drzew, pokrzywy, ostrężyny itp.) oznacza jednocześnie jakieś 30 cm do góry, w pionie, po kamolach, osypującej się lub rozmokłej ziemi. Takie przeprawy też miewaliśmy.

    Był również* kawałek bez szlaku bardzo gęstym młodnikiem, wcześniej albo później w wysokich gęstych trawskach (ale wiedzieliśmy – raz jeszcze dzięki turystycznemu gps-owi – że znaki idą tuż obok, jakieś 50-80 m na prawo). To oddzielne zagadnienie – mając dość precyzyjne narzędzie i wielodekadowe doświadczenie – wędrowiec, zgubiwszy szlak, nie chce się „klasycznie” cofać po własnych śladach, ale doszukuje się znaków nieco aktywniej i ekonomiczniej…
    _____
    *spacer w Niżnych Tatrach, sierpień 2017

Dodaj komentarz