Nie-gotowość

Problem wydaje się być szerszy-głębszy, niż niegościnność —
— Podczas ostatnich (krótkich i niereprezentatywnych!) próbkowań bieszczadzkich wyszło na to, że wschodnia – otwarta i życzliwie-zaśpiewna – dusza odeszła, schowała się, przyczaiła…

Zaś póki co, w bystre choć sprzyjające oko rzuca się apatia, brak ‚zależy nam… na was… na czymkolwiek poza pieniędzmi’… aż do nieżyczliwości w stosunku do przybywających z ‚lepszego świata’.
Instytucjonalnej i personalnej tudzież na styku.

Przejawia się to na przykład w nietajonej niechęci do:
– wchodzenia w przygodne konwersacje (bodaj o pogodzie)
– informowania (nawet o porze mszy – gburliwe ‚nie jestem stąd’ pań muzealniczek w Dukli; ‚nie chodzę tam!’ pana sprzątającego otoczenie kościoła Św. Marii Magdaleny – o jedynej dukielskiej konkurencji, odległej o kilkaset metrów)
– small-talku o oczekiwaniach turysty wobec pracy, za którą odpowiadamy i bierzemy pieniądze (staroświecka, bałaganiarska, przepełniona ‚świętopolskimi’ oczywistościami a zaniedbująca hity historyczne regionu ekspozycja w tejże Dukli).

Przejawiać się może w zdecydowanie za długim oczekiwaniu na posiłki w nielicznych (i pustawych) lokalach gastronomicznych.
W głupkowato-dowcipnym lekceważeniu – i to przez sprzedawców biletów wstępu na pojedynczą trasę Bieszczadzkiego Parku Narodowego!* – zapytań o szczegółowe warunki meteo dla regionu, na którego obrzeżach mają swe posterunki.

W nonszalanckim, wcześniejszym zamykaniu cennych części ekspozycji skansenowej (Sanok). Nie obejrzeliśmy tym sposobem wnętrz żadnej z przeniesionych nad San cerkwi… ani wystawy ikon (m/in z ikonostasem z Ulucza; sam Ulucz – zresztą filia sanockiego skansenu – to kolejny przykład gnuśnego lekceważenia: ‚opieka klucza’ twierdzi, że nie pójdzie (na sporą górkę) bo w obiekcie są konserwatorzy; ci akurat uciekają wcześniej, bo piątek przed długim weekendem; turyści zostają ‚na lodzie’, pocieszając się, że najcenniejszy obiekt zobaczą w Sanoku…)

W apriorycznym i aroganckim założeniu, że skoro Bieszczady są jedyne, wyjątkowe, opiewane – turysta zapłaci dowolnie dużo za parkingi** i wszystko, co mu prowincjonalny marketingowiec podsunie a jeden czy drugi funkcjonariusz wymusi w porozumieniu ze ‚swoimi’; zapłaci dwa zdzierstwa w jednym – boć lekką przesadą są godzinowe stawki za parking na wybojach w Majdanie plus nie-najmniejsze ceny za luksus bieszczadzkiej kolejki wąskotorowej.

Odnosi się wrażenie: my jesteśmy najbiedniejsi, sezon krótki, nasze góry najpiękniejsze — ktokolwiek do nas (jeszcze) przybywasz, popamiętasz (np. bezsens ustawienia w Wołosatem DWÓCH punktów poboru opłat za wstęp na szlak(i) w odległości może 50 metrów od siebie). Bo tak czy owak nam jest tu najgorzej, najbezrobotniej (mimo dotacji unijnych i innych ‚wyrównań rachunków krzywd’).

Gdybyż jeszcze towarzyszyły temu procederowi uśmiech, dowcip, ożywiona i zrelaksowana twarz, bystre oko, chętne do nawiązania jakiegoś kontaktu, nici porozumienia!

Bieszczady i ich przedgórza nie są bynajmniej puste! Wciąż przybywają tam ludzie ciekawi piękna, przestrzeni, dzikości, historyczno-kulturowych obciążeń, konfrontacji wspomnień i mitów z realiami.

Można postawić (przy okazji czy głównie – nie przesądzam) na specyficznego turystę – przemieszczającego się swobodnie i nieskrępowanie. Okolice, gdzie kilometrami wypatrujesz bodaj przydrożnego krzyżyka, powinny sprzyjać takiej specjalizacji.

Postawić – choćby w braku alternatyw – w Londynie przez dłuższy czas obracałam się w licznym towarzystwie Polaków pochodzących z tej części Podkarpacia; międzynarodowe autokary (z nazwami przystanków właśnie dotkniętych stopą i kołem) przemykają codziennie stadami przez moje miasto w drodze do celów belgijskich, brytyjskich, niemieckich, francuskich, włoskich…

Ale jakie warunki będą potrzebne, by odnowić oblicze ziemi – tamtej ziemi? Jakie nowych ludzi plemię, skoro jedni w londynach, brukselach i paryżach… A inni, co to, po powrocie z dalszego zachodu, chcieli, jak bliska koleżanka londyńska, zainwestować w jakiś podkarpacki biznesik – szybko otrzeźwieli (kliki, korupcja, zawiść) i postawili (na)… domek na atrakcyjnych przedmieściach Krakowa.***

Jeśli porównać czujne (w porywach – nadskakujące) zabieganie o KAŻDEGO klienta i maksymalnie przyszłościową innowacyjność, energiczność, wielostronność, jakie widzę u krakowskich nauczycieli, pracowników kultury, handlowców, kelnerów… z niechętnym i zniechęconym letargiem bieszczadzkim — wnioski nie są zbyt optymistyczne…

_____________
*nie tanich, 6.8 PLN na Połoninę Wetlińską, 6 z Wołosatego na Bukowską; w polskich Tatrach wciąż 4PLN za dzień; Słowacy, po eksperymencie ‚wstępowym’ TANAP z 1992 (akurat na nim ‚ucierpieliśmy’… 3 osoby całe dwa tygodnie ;D) doszli do wniosku, że na dystrybucji ładnych pocztówek i zatrudnianiu do tego ludzi Park wychodzi na zero a niektórzy turyści się zniechęcają – i zaniechali poboru opłat
**porównajmy 3PLNy za godzinę pod Połoniną Wetlińską z 20PLN za dzień (jakich łatwo udaje się uniknąć) w Palenicy Białczańskiej czyli ‚u wrót’ Morskiego Oka i Pięciu Stawów Polskich ;/ …a miejsca jest w Bieszczadach duuuużo…
***dekadę temu, rowerując po Tyńcu, Podgórkach i okolicy, miałam niekiedy wrażenie, że jestem w Rz. – tyle podkarpackich numerów rejestracyjnych zdobiło pół-gotowe czy się-budujące rezydencje…

Komentarze 32 to “Nie-gotowość”

  1. basia Says:

    Dodajmy obiektywnie (obiektywizująco), że, choć bawiliśmy się świetnie – pogoda była nie najlepsza a pobyt krótki.
    Zatem ogląd powierzchownym nazwać należy…
    Lecz pewne typowości (i mocne kontrasty z przyzwyczajeniami zarówno z miejsc zamieszkania, jak i innych odwiedzanych okolic górsko-pagórskich… polskich i obcych, w tym zachodnich, także relatywnie ubogich) rzucają się w oczy nawet a może zwłaszcza w pierwszych wrażeniach-zderzeniach…

  2. nietoperek Says:

    okres przejściowy
    staropolska gościnność wyszła z mody

    nowej urzędowej uprzejmości uniwersalnej jeszcze nie zasiali

    dobry tytuł
    nie widać gotowości do zasiania

  3. nietoperek Says:

    ..nie wiedząc kto i gdzie pozbiera plony 😛

  4. TesTeq Says:

    Ktoś z tym musi zrobić porządek! Niemiec? Rosjanin? Bruksela?

  5. nietoperek Says:

    z czym testeq?
    z automatycznym ustawianiem mięśni twarzy w stosowny grymas?
    /przyjazny; zainteresowany; ożywiony/

    he, he ;]]]

  6. gradus Says:

    Kuuursy gotowania i gotowego uśmiechu prowaaadzeee! 😀
    (Mówią, że różne kursy zdziercze teraz w modzie. 😉 )

    Mru (pod wcześniejszym wpisem) – nie czepiaj się tylko sam bywaj ile tylko możesz! 😀

  7. TesTeq Says:

    Ktoś musi zrobić coś z tym wszystkim. Nawet na grymas twarzy powinna istnieć jakaś europejska norma, niemiecki rozkaz lub rosyjski ukaz. Bez tego w Polsce ani rusz!

  8. zawada Says:

    Wbrew pozorom, jest bardzo dużo krajów i biznesów nie-gotowych na turystę innego, niż taki, co przyjedzie w dany region raz i tylko raz… 😦

  9. zawada Says:

    Jednak w słońcu żniwo lepsze a gospodarz chętniejszy do uśmiechów. 🙂

  10. basia Says:

    Nietoperku, powiedzmy, że sieją… i nawet tu i ówdzie kiełkuje… ale powoli… (i może się chowa, gdy pada deszcz? ;))…

    TesTequ, swego czasu był ukaz, aby panie na poczcie (polskiej, sa) się uśmiechały do klientów… bardzo cytrynowe były owe uśmiechy i skończyły się wraz z pilotażowym impaktem-momentumem 😉 ukazu… 🙄

    Gradusie, „kursy zdziercze” – masz na myśli szkolenie za 5K jak się robi tipsy? Wszyscy teraz o tym piszą… 😈

    Zawado, zdaję sobie sprawę, lecz wymiana myśli (np. z udziałem internetu) oraz konkurencja (np. Egipcjan stających na głowie w nadziei jednodolarowego napiwku) sprawia, że wielu może nie zajrzeć w pewne piękne regiony nawet ten jeden-jedyny raz… A szkoda by było… 😦

  11. basia Says:

    Do katalogu małych i większych niegotowości dorzucę jeszcze zjawisko coraz trudniejszego wstępu do prowincjonalnych świątyń atrakcyjnych kulturowo:

    – Biecz w zeszłym roku… choć wewnątrz kręci się parę osób (w tym zakonnice o ile pamiętam) – zwiedzanie od dziesiątej i szlus. Dawniej pozwolono by bodaj na zerknięcie od progu* – teraz klapa… urzędowa bezwzględność pachnąca poprzednią epoką…

    – Wiślica, piękna sobota na początku listopada. Już w ramach godzin otwarcia, ale nikogo nie ma tam, gdzie powinien czekać. Dobijamy się do jakiegoś urzędu gminy czy czegoś. Osoba jest, zwleka jeszcze trochę… przychodzi wreszcie (i nawet pasjonatem się okazuje, ale wątpię, czy zdaje sobie sprawę, że takim podejściem urząd daje jedno więcej świadectwo zapyziałości… już nie do pomyślenia w wieeeeelu małych instytucjach kulturalnych prowincjonalnej Małopolski – gdzie wiedzą, jak ostro trzeba walczyć o każdego klienta, o wizerunek placówki)

    – Św. Jakub w Sandomierzu – ‚internet’ podaje od której zwiedzanie, ale na miejscu okazuje się że w piątek wyjątek – sprzątanie do dwunastej… no, bądź mądry i pisz wiersze… a świątynia super-ważna… 😦

    ______
    *i tak potrafił się zachować kilka kwadransów wcześniej proboszcz remontowanej Binarowej – mimo, iż był bardzo i na kilka sposobów zajęty (por. reportaż)

  12. basia Says:

    I jeszcze jedno – na oburkliwą panią ze słowackiego Bodrużala mamy kontrprzykład super-gotowego (w tej sekundzie!) pana z Mirol’i… sprzątaczowi z Dukli można łatwo przeciwstawić młodą panią z Morochowa (natychmiastowo ruszającą otworzyć nam cerkiew)…
    Ergo, tylko będąc w trasie daje się wyczuć sprawę, wycieniować i wyważyć proporcje…

    Można też przypuszczać, że jakieś większe zniechęcenie wzięło się stąd, iż lud terenów atrakcyjnych zazwyczaj wiele sobie obiecuje po ‚łowach’ środka sierpnia. Gdy akurat na ten czas przypadnie gorsza pogoda, turyści nie dopiszą, rezerwacje są odwoływane — trudno jest ukryć rozczarowanie…

  13. TesTeq Says:

    basia mówi: Do katalogu małych i większych niegotowości dorzucę jeszcze zjawisko coraz trudniejszego wstępu do prowincjonalnych świątyń atrakcyjnych kulturowo

    1. Jak wiemy, żaba nie zauważa, że temperatura podnosi się stopniowo i zadowolona ginie we wrzątku…

    2. Co wybierze młody człowiek? Dobijanie się do zamkniętych lub podejrzliwie półotwartych drzwi świątyni czy skąpany w świetle festiwal muzyki/emocji sportowych i piwa?

  14. mru Says:

    w Sandomierzu sprząta się w piątek a w Małopolsce wciąż w sobotę.
    wniosek – to Małopolska jest zapóźniona! 😛

  15. pak4 Says:

    @mru:
    Albo Małopolska wyprzedza Sandomierz o 6 dni 😉 Z tygodniem, jak z Ziemią, okrągły jest 😛
    (Że i dla mnie sobota jest dniem sprzątaniowym, a nie chcę uchodzić za wstecznika, to wolę ten drugi wariant ;D )

  16. TesTeq Says:

    pak4 mówi: Z tygodniem, jak z Ziemią, okrągły jest

    Moim zdaniem powyższe stwierdzenie jest tak grubym przybliżeniem, że aż staje się grubym nadużyciem. Każde dziecko wie, że tydzień jest siedmiokątem wypukłym, najczęściej foremnym. Do okrągłości mu tak daleko, jak stąd do Krakowa. Aż można się pokaleczyć o te kanty.

  17. basia Says:

    TesTequ, co wybierze młody człowiek zależeć też będzie od innych czynników – np. tego, co wyniósł z domu. A kościół RC (i inne) po okresie instytucjonalizującego utrudniania, ogłosi/-szą nową ewangelizację (bo tamtą pierwszą zepsuł okropny, konsumpcjonistyczny świat :roll:) 🙂

    Mru, jak (prawie) zawsze, przez grzeczność nie zaprzeczyłabym – bo popatrz, jaką imponującą wielokonturę koła wywiedli z Twych przesłanek PAK i TesTeq
    😀 😀 😀

  18. TesTeq Says:

    Kościół RC? Skrzywienie zawodowe każe mi odczytywać skrót RC jako Remote Control. Transcendencja to czy medialny wpływ Torunia?

  19. pro-fan Says:

    @temat:
    dolar za godzinę parkowania w pustkowiach?
    przy polskich zarobkach?

    jak żyć? 🙂

  20. pak4 Says:

    „Nie-gotowość” do dorzucenia:
    — Pilica, Klasztor Franciszkanów (i Sanktuarium MB Śnieżnej Opiekunki Rodzin w jednym). Pięć minut po zakończeniu mszy niedzielnej zamknięte. Sklepik obok (nadzieja odnalezienia zakonnika, który by zorganizowanej grupie otworzył) teoretycznie otwarty jeszcze kwadrans, praktycznie także zamknięty. Cicho wszędzie, głucho wszędzie, stój przed bramą, jakoś to będzie…

    @pro-fan:
    Cena rynkowa. Skoro innych parkingów nie ma, a miejsce atrakcyjne do wyjścia w góry… No i zarządzenia BPN: wolno parkować tylko na wyznaczonych parkingach…
    (Zerkałem na mapkę szukając punktów poboru opłat BPN. I obstawili wszystkie najatrakcyjniejsze szlaki*. Mniej atrakcyjne zostawili w spokoju. Po tym wpisie mam ochotę pojechać tam jeszcze raz i, choćby drogą okrężną, zdobyć którąś połoninę bez opłat…)


    *) Oficjalnie to się nazywa: „wstęp na ścieżkę edukacyjną”. Na każdym atrakcyjnym szlaku taką założono 😀

    PS.
    Właśnie odkryłem po co są DWA punkty poboru opłat w Wołosatem. Bo jak się idzie na Tarnicę, a potem przez Połoninę Bukowską to się płaci 6,80, a jak w przeciwnym kierunku to 6,00! 😀

  21. pak4 Says:

    PS.
    Łapię się na tym, że może te nieatrakcyjne leżą poza BPN???

  22. pro-fan Says:

    @pak4:
    prawdziłem na mapie tych gór (wszystko jest w internecie) – wy poszliście „na dalsze” i zaoszczędziliście 1.6 złotego (na dwie twarze), podczas, gdy ci, którzy chcą szybko dostać się na Tarnicę – muszą wybulić o 80 groszy więcej? LOL

    http://www.bieszczady-online.pl/mapy_turystyczne/bieszczady_wschodnie/

  23. pro-fan Says:

    ps
    @basia; @pak4
    można widzieć, ile wam zajęło pokonanie połoniny bukowskiej w deszczu?

  24. pak4 Says:

    @pro-fan:
    Hm… Nie mam punktu startu. Coś mi się kojarzy 11:10 (b. późno), ze zdjęć notuję czasy: 12:48 — Przełęcz Bukowska (z przystankiem posiłkowym), 14:05 — Halicz, 15:07 — Przełęcz Goprowców; 15:28 punkt rozejścia się szlaków pod Tarnicą, 17:13 — przy punkcie informacyjnym w Wołosatem. Nieco więc ponad 6 godzin, bez zdobywania Tarnicy, z dwoma przystankami.

  25. pro-fan Says:

    a!
    to nie za szybko, ale też nie powoli. dzięki za odpowiedź.

  26. pak4 Says:

    Hm… nie wiem, ile powinno być 🙂
    Podejście wg mapy — 2 godziny. My — jakieś 1,5 godziny. (Potem przystanek na przełęczy.)
    Z Przełęczy Bukowskiej na Halicz w ok. 50 minut, czyli trochę szybciej niż mapowe 1 h. Ale z Halicza na Siodło pod Tarnicą prawie 1:25 godziny, podczas gdy mapa podaje niewiarygodną 1 godzinę (niewiarygodną, bo w drugą stronę półtorej godziny, przy różnicy podejść niewielkiej — 50 m). TwojeBieszczady.pl dają 1 i 1/4 w obie strony, co już bardziej wiarygodne. No i zejście — mapa i TB dają 1 h, a w naszej 1:45 jest jeszcze przystanek posiłkowy.

  27. basia Says:

    Myślę, że czasy mieliśmy b. dobre (mimo śliskości a zwłaszcza długawych posiadów pod obiema wiatami :)) a wyjechaliśmy-wyszliśmy późno ponieważgdyżalbowiem – wedle stanów wiedzy z nd wieczór i pn rano – się-ociągając, mogliśmy coś ugrać (przejaśnienia np ;))

    Nb ktoś mi ostatnio objaśnił, że słowackie tabliczki tatrzańskie opiewają na ‚nie mniej, niż’ — no, przynajmniej wiem, z czym się (czasami) ścigam… 🙄

    Szerzej – wkrótce… 😎

    Przeserdecznie pozdrawiam z nieco zelżonego upałkowa!
    😀 😀 😀

  28. TesTeq Says:

    basia mówi: Myślę, że czasy mieliśmy b. dobre

    Też tak myślę. Nie to, co teraz. Im dalej w czas, tym ciemniej…

  29. Mściwy kontekst « zawsze tęskniłam do formy bardziej pojemnej Says:

    […] weszliśmy do sandomierskiego Św. Jakuba z powodu piątkowego sprzątania… Pozostaje więc mała satysfakcyjka, ot na pstryknięcie… Dodaj do ulubionych:LubięBe the first to like […]

  30. basia Says:

    @TesTeq 24.8; 11:37am: dla niektórych kręgów kościoła RC w Polsce wpływ (remote czy direct) Torunia jest wyzwaniem i zadaniem… 🙂

    @Pro-fan: Jak żyć? – jeździć do Egiptu, Turcji i wszędzie gdzie akurat tanio. Można last minute… 🙂

    @PAK: Pilica rzeczona odtąd zaliczona 🙂

    @TesTeq 26.8: Nie narzekałabym na te ciemności… A jeśli – to okular odpowiedni trzeba sobie sprawić… 🙂

  31. Tastarustå B3 Says:

    Tastarustå B3…

    […]Nie-gotowość « przelotnie-pobieżnie-przejściowo[…]…

  32. Skarb w głuszy | przelotnie-pobieżnie-przejściowo Says:

    […] drugiej takiej Lewoczy i Majstra Pawła w niej, Bardejova, Broumov, prymitywów z Kecskemet, Bieszczadów, Biecza, Sandomierza (Jakuba tamże), Dębna drewnianego… nawet Dukli – […]

Dodaj komentarz