It doesn’t matter what you do in a manner of sex as long as you don’t do it in the street and frighten the horses.
Mrs Patrick Campbell (1865 – 1940)
Uwielbiam ten cytat bo jest w nim wszystko, co najlepsze w tradycyjnie-angielskim podejściu do rzeczywistości jako takiej i do ‘szczegółu’: tolerancja, nonszalancja, przewrotność i dystans: panowanie nasze nad ‘nim’ a nie ‘jego’ nad nami…
18 listopada 2008 o 7:06 am
P.S. O ‚szczerym uśmiechu’, itp. – w następnym wpisie 🙂
18 listopada 2008 o 7:16 am
Zaraz, zaraz — parada równości jako odpowiedź na zastąpienie koni przez samochody? 😆
18 listopada 2008 o 7:26 am
😉
18 listopada 2008 o 7:33 am
Zdanie:
NOT [(in the street) AND (frighten the horses)]
zgodnie z prawem De Morgana jest równoważne zdaniu:
[NOT (in the street)] OR [NOT (frighten the horses)]
A zatem można na ulicy, jeśli nie straszy się koni. Można też straszyć konie, ale nie na ulicy. Otwiera to przed nami szereg interesujących możliwości…
18 listopada 2008 o 7:38 am
Faktycznie, było kiedyś coś takiego, jak prawa De Morgana dla zdań! Ale w którym wcieleniu?… Za skarby nie mogę sobie tego przypomnieć… 😐 😀
Straszyć konie na ulicy nawet trzeba… Umieć. Każdy pasjonat wyścigów to potwierdzi…
18 listopada 2008 o 8:01 am
Nie wiedziałem, że na wyścigach chodzi o straszenie koni seksem! 😎
18 listopada 2008 o 8:03 am
😐
18 listopada 2008 o 8:23 am
Wystraszone konie szybciej gnają…
18 listopada 2008 o 8:33 am
Właśnie; Pan Komisarz doświadczył tego na własnej skórze podczas niedawnego pobytu szkoleniowego wśród brytyjskich policjantów konnych…
18 listopada 2008 o 8:50 am
Wcale nie trzeba się wybierać na Wyspy, żeby spotkać konie służbowe.
18 listopada 2008 o 8:53 am
Wow!… Nie miałam pojęcia… 🙂
18 listopada 2008 o 9:13 am
Muszę powiedzieć, że wprost nie spotykam tych konii służbowych, ale czasem jakiś ślad na ziemi, nie pozostawiający wątpliwości co do swego pochodzenia w parku się spotka 😉
18 listopada 2008 o 9:17 am
A czy z takiego śladu da się wyabstrahować info o stopniu przestraszenia konia służbowego?… Bo w tych parkach, panie, to…
18 listopada 2008 o 9:34 am
W mojej firmie jest kilka koni służbowych. Nawet zostawiają ślady na korytarzu (kawa im się wychlapuje, jak ją niosą z kuchenki do swojego pokoju). 🙂 Może ktoś je przestrasza nieobyczajnym zachowaniem?
18 listopada 2008 o 9:35 am
Koń służbowy ma się nie bać. Koń służbowy ma przymuszać bo stoi za nim Autorytet Państwa.
§ 15b. Koń służbowy, jako środek przymusu bezpośredniego, może być użyty w przypadkach:
1) odpierania czynnej napaści,
2) pokonywania czynnego i biernego oporu,
3) pościgu za osobą podejrzaną o popełnienie przestępstwa,
4) udaremnienia ucieczki osoby skazanej, tymczasowo aresztowanej bądź zatrzymanej,
5) przywracania porządku publicznego naruszonego podczas zbiegowiska publicznego lub przez wykroczenie o charakterze chuligańskim.
(Rozp. RM w sprawie określenia przypadków oraz warunków i sposobów użycia przez policjantów środków przymusu bezpośredniego)
18 listopada 2008 o 9:40 am
@TesTeq: A na co wychlapują? Bo jak na dywan… Obawiam się, że będzie im Szef musiał zafundować Fear Management Classes. Inaczej wkrótce zaczną zachlapywać komputery…
Oczywiście druga, równoległa, linia postępowania to zlokalizować źródło strachu…
18 listopada 2008 o 9:43 am
@Komisarz: A jeździec na tym koniu jakowyś ma być?… Bo ci brytyjscy to w parkowej mgle wyglądają czasem jak Krzyżacy…
18 listopada 2008 o 10:10 am
W ubiegłym roku konie mogły oglądać w parku rozwieszone po drzewach damskie majtki. Ale, czy to je straszyło, tego nie wiem…
18 listopada 2008 o 10:19 am
Nie wiadomo też, czy owe majtki miały jakiś związek z seksem…
18 listopada 2008 o 10:23 am
basia mówi: „A na co wychlapują?”
Na szczęście na łatwo zmywalne płytki.
Idą konie ławą,
Idą konie z kawą.
Prezes arię śpiewa,
Kawa się wylewa.
18 listopada 2008 o 10:56 am
@PAK: Taki znawca sztuki z Pana a nie zaczaił, że była to najnowsza instalacja pani Znalskiej?… 😎
@foma: Konie, jak ogólnie wiadomo, dysponują ogromną (wręcz końską!) wyobraźnią symboliczną. Mogły sobie w tych ich łbach to i owo połączyć…
@TesTeq: Wieść gminna niesie, że Prezes dysponuje pięknym głosem. Pozostaje w takim razie kwestia repertuaru…
Najpierw sądziłam, że było to coś w stylu Una furtiva lagrima…
Ale przecież każdy zgadnie, że konie zarżą najchętniej na coś na własny temat… Pędzą konie po betonie!
18 listopada 2008 o 11:17 am
Moja małżonka nie uznaje za artystyczną instalację moich majtek i skarpet malowniczo rozrzuconych po pokoju. Tłumi moją kreatywną ekspresję w zarodku. Chyba potrzebny jej jakiś dokształt kulturalny.
18 listopada 2008 o 11:27 am
Nie, nie potrzebny żaden. Ona ma jedynie słuszną damską intuicję, że sztuka wymaga poświęceń – od twórcy raczej, niż jego otoczenia – i wielu prób, re-aranżacji w przypadku instalacji, itp. wysiłków w dążeniu do doskonałości. A także oporu materii.
Ale zobaczy Pan, jak się to zmieni, gdy już Pan osiągnie sławę…
😉 🙂
18 listopada 2008 o 11:35 am
Jak to, „gdy osiągnie”???
18 listopada 2008 o 11:35 am
Na tym polu – na innych już oczywiście osiągnął…
18 listopada 2008 o 11:40 am
Jestem gotów do poświęceń. Mogę rozrzucać ubranie nawet dwa albo trzy razy dziennie. Brudne i czyste. Kolorowe i czarno-białe. W poziomie i w pionie. Leżąc, siedząc lub stojąc (na jednej, bądź dwóch nogach). Lewą i prawą ręką. Mogę to połączyć z choreografią w stylu barokowym lub postmodernistycznym. Moje serce wypełnia radość tworzenia. Ach!
18 listopada 2008 o 11:43 am
A no chyba, że 🙂 A ja tak siedzę w kąciku i czekam, kiedy ktoś przypomni jak to Nietzsche na Piazza Carlo Alberto w Turynie, 3 stycznia 1889, ujrzał dorożkarza okrutnie smagającego batem swojego konia. Filozof wybiegł na ulicę, zalał się łzami, objął czule szyję zwierzęcia i padł zemdlony.
18 listopada 2008 o 11:58 am
A zima była piękna tego roku…
18 listopada 2008 o 12:00 pm
Kiedyś to w ogóle były piękne zimy…
18 listopada 2008 o 2:14 pm
Kiedy byłem małym chłopcem, hej, to widziałem, jak góral okładał konia grubą gałęzią zachęcając go do wciągnięcia sań z nawozem po stromej, oblodzonej ścieżce wiodącej na pole. To tak a propos romantycznych wspomnień z Bukowiny Tatrzańskiej. Do dziś widzę przed oczami ten widok.
18 listopada 2008 o 4:56 pm
Co tam koń, sałatę mi zmroziło…
18 listopada 2008 o 7:51 pm
Oczywiście, przypomnieć pewne rzeczy to powinien Filozof ludziom a nie na odwrót 🙂
Zimy latoś bywały, ale i dzisiejszego popołednia wymarzłam nieco na wolnym powietrzu (na wschód, czyli w kierunku Hoko się na godzin parę wyprawiwszy…)
Mamie zmroziło 😦 niektóre chryzantemy, róże i dalie, których nie zdążyła ‚zaflakonować’ 😉
Widok zwierząt ostro traktowanych nie robił na mnie w dzieciństwie większego wrażenia… ma ciągnąć (inaczej by go (już dawno) nie było na świecie), trzeba to wyegzekwować batem… to są zwyczajnie dzieje.
Dopiero jedna czy druga (własna-ludzka) smuga cienia to zmieniły.
Widok zwierząt w zagrożeniu zdrowia i życia nie pozwalał spać, ale to długa historia (nie tylko Włóczęgi Północy… dalece nie tylko!…)
18 listopada 2008 o 8:11 pm
Hmm, teraz przynajmniej wiem po co wymyślono te klapki na oczy – żeby się konie po ulicach nie rozglądały za bardzo 💡 😉
18 listopada 2008 o 8:14 pm
A wie Pan Radca… Moja reakcja po pierwszym usłyszeniu tego cytatu była IDENTYCZNA ❗ 🙂
18 listopada 2008 o 8:17 pm
A to ci dopiero 8o
Cale zycie wiedzialem ze na ulicy nie wolno – ale tak jakos aksjomatycznie bardziej… A tu prosze – zeby sie konie nie sploszyly.
Koniec swiata blisko.
18 listopada 2008 o 8:19 pm
Aksjomatycznie, powiada Pan: że niby za zimno, brak prywatności i twardo?… 😮
18 listopada 2008 o 8:28 pm
Identyczna? Znaczy się coś jest na rzeczy z tymi klapkami… 😎
18 listopada 2008 o 8:34 pm
Uhmmmm… 😐
21 listopada 2008 o 11:41 am
Dobre obchodzenie się z końmi
Biły kopyta
Jagby grały na nutę:
– Grzeb.
Grób.
Grad.
Grud. –
Wiatrem opita
lodem obkuta
ślizgała się ulica.
Czworgiem nóg na lud
koń gruchnął,
i od razu
tłum gapió nicponi,
obnoszących po Kuźnieckim spodnie w klosze,
naparł,
śmiech zarechotał, zadzwonił:
– Szkapa upadła!
– Upadła szkapa!
Kuźniecki od śmiechu trząsł się.
Tylko ja jeden
nie wmieszałem głosu swego w ryk i drwinę.
Podszedłem blisko
i widzę
żałosne oczy szkapine…
Odwróciła się ulica w łożysku,
zwykłym toczy się biegiem…
Podszedłem i widzę –
kropel ciężkie sople
ściekają po pysku
plączą się w sierści…
I jakaś wspólna
zwierzęca tęsknota
wypłynęła mi spod serca pluszcząc
i zatonęła w szeleście.
„Koniu nie trzeba.
Posłuchaj bracie –
dlaczego myślisz, żeś gorszy od nich?
Dzieciaczku,
wszyscyśmy końmi po truszę,
każdy z nas na swój sposób ciągnie”.
Być może
– starowina –
nie trzeba jej niańki,
może nawet myśl jej moja niemiła,
tylko
szkapa
zerwała się,
wstała na równe nogi,
zarżała
i ruszyła.
Ogonem wymachiwała.
Ryży dziwciaczek.
Przybiegła wesoła,
u żłobu stoi na nowo.
I wciąż jej się zdaje –
że znów jest źrebaczkiem,
i żyć warto,
I warto pracować
Włodzimierz Majakowski – Przełożył Mieczysław Jastrun
21 listopada 2008 o 12:13 pm
Witam Cię serdecznie, Włodku_L 🙂
(Nick jak ikony polskiej piłki; w komentarzu zaś raczej hippika 🙂 )
Nie znałam (w ogóle Majakowski podchodził mojemu pokoleniu raczej słabo i pod przymusem) – a bardzo ciekawa to rzecz (tylko te ewidentne literówki…).