W rodzinie nie palił NIKT. Mówiło się wprawdzie, że Dziadziu od wielkiego dzwonu (powiedzmy – w jakąś szczególną niedzielę po południu)… ale nigdy go nie widziałam z papierosem (dożył 96 lat). Jeden wujek, wżeniony w połowie lat 70tych – owszem (wkrótce się odzwyczaił). Słowem – super towarzystwo, zwłaszcza uwzględniając zróżnicowany background.
‘Rodzina mego ducha’ w 99% nie pali. Wyjątki sprzed dekady-półtorej nawet się nie domyślały, jakim cierpieniem i ofiarą było życzliwe wysłuchiwanie ich problemów życiowych w oparach dodatkowego absurdu (narastający ból głowy, perspektywa smrodu włosów, odzieży a nawet – całego mieszkania)… Dziś palą tylko dwie znajome, (o niższym statusie edukacyjnym), tolerowane ze względu na nieprzeciętną serdeczność (i długą zażyłość) – rewelacyjna statystyka! Coraz lepiej dzieje się w miejscach pracy, restauracjach, poczekalniach, foyers teatralnych, wszelakich korytarzach i przejściach…
Gdzie właściwie kamufluje się te 30% Polaków, którzy wciąż puszczają z dymem ciężko (lub lżej) zarobione pieniądze, rujnując zdrowie cudze i własne, zaśmiecając ziemię i powietrze – pomyślałam niedawno.
Częściowa odpowiedź przyszła w ostatni piątek, kiedy to wybrałam się około 19:00 z Dębnik na Rakowice (cmentarz Krakowa o dwuchsetletniej historii). I, maszerując przez Planty, ‘porażona zostałam’ wszechobecnością fajek. W marszu, spacerze, przytuleniu, na co drugiej ławce, nad wózkami (nawet trzy papierosy w ścisłym wianuszku). Co drugi piwosz – z papierosem (nie unikniesz powiewu nawet na pustej szerokiej alejce, co dopiero gdy tłoczno na niej niczym na więziennym spacerniaku). Lipy i jaśminy pachną, jak dawno dotąd – i całe to ohydztwo miesza się raz po raz z kwieciem! Kloszard chce jałmużnę… oczywiście, dmucha odorem piwska i fajek. Za chwilę dobrze ubrany ‚elokwentny’ ma ambicję odłączenia mnie od muzyki na korzyść własnego towarzystwa… też palił moment wcześniej.
Jaką ulgą jest – po takiej zapachowej kakofonii – spokojny, lesisty cmentarz.
21 czerwca 2007 o 2:55 pm
ostro pojechałaś…
21 czerwca 2007 o 3:29 pm
Bo ja taka ostra jestem gdy idzie o dym tytoniowy… zawsze byłam i chyba taka umrę… 🙂
10 marca 2010 o 11:58 am
Słusznie… później umrzesz. Może… 😀
17 listopada 2010 o 4:54 am
[…] moim podejściu do dymu tytoniowego powiedziałam w jednym z naj-pierwszych wpisów… i – jeżeli cokolwiek – mogłabym jedynie wyostrzyć tam zaprezentowany pogląd […]
2 lutego 2015 o 12:11 pm
Szlachetne zdrowie nikt się nie dowie…….
2 lutego 2015 o 4:51 pm
…bo dobre mienie, perły kamienie […]
dobre są ale gdy zdrowie w cale!
Witam Cię serdecznie, Henryku! 🙂
2 lutego 2015 o 9:04 pm
Perły kamienie? A co to? Znów kamieni kupa?
3 lutego 2015 o 6:12 am
A te kamienie, na które się polewa łyskacza byłyby okej? 😀
3 lutego 2015 o 7:32 am
Może być, byleby nie leżały na drodze, jak ta kupa, co leży na drodze na Słowację i zwie się Tatrami. 😛
3 lutego 2015 o 7:44 am
Tylko po co (byłoby) jeździć na Słowację, gdyby tam nie było wszelakiego kamolstwa? 😀
/no, no, frapujące rozwinięcie wątku dymu tytoniowego – jak tu wrócić do tematu po takiej modulacji?… 😛 /
3 lutego 2015 o 2:20 pm
Myślę, że możemy wrócić przez salonik VIP-owski „U Sowy”, gdzie min. Sienkiewicz ujawnił całą prawdę o państwie. 🙂
4 lutego 2015 o 7:59 am
Ojej, znów coś ujawnili u Sowy? Znów nie nadanżam? 😮
A czy choć w oparach absurdu ujawnili, żeby mi pasowało do wpisu? Niniejszego czyli sprzed ośmiu lat 😈