Prawie dwie dekady temu, na spotkaniu przedwyjazdowym z ‚pierwszego Londynu’, kolega spuentował moje zmagania z mega-ofertą molocha tak:
‚Bo wiesz, tu najpierw człowiek się rzuca i zalicza, pożera, żuje, trawi… a potem, koło pierwszego półrocza, się wreszcie reflektuje, że się nie da, za dużo, że jest zaangażowanie zawodowe, rozwój, zawiązują się przyjaźnie, zobowiązania z nimi związane – wyrabiasz podejście blase; już nic cię nie rusza, nawet największy hicior, nawet jak przyjeżdża Solti’.
Mind you, znajomy ów miał był w podwawelskich czasach abonament na filharmonijny balkon i – mimo bycia świeżo opierzonym, rokującym orłem zacnej profesji (niepowiązanej z biciem ‚humanistyczno-sztucznej’ piany) – zazwyczaj wiedział teoretycznie i empirycznie, co w lokalnej trawie piszczy.
Postawę blase w Londkach czy Paryżewach wymusza życie, ale problem odnowił mi się szybko w ustabilizowanym kontekście sennie-prowincjonalnego Smoczogrodu – miejsca, które nie powinno zbyt często stwarzać wybrednemu osiołkowi dylematów typu ‚za dużo w żłobie dano’.
A jednak. Wiosną, latem, jesienią, w karnawale… Zwłaszcza gdy dołączą się atrakcje okołobiznesowe a zobowiązania rodzinne-i-inne przytłoczą (OK, zamiast przytłaczającej metaforyki powiedzmy, iż po tygodniu ‚~dwu-trzyetatowym’, chodzisz w sobotę i niedzielę niczym dobrze naoliwiona błyskawica…)
A jednak trwałe są nawyki z czasów studenckich (gdy jedni mieli abonamentowe, ciocio-babciowe balkony a inni ścibolili czas i grosiki na penderecki czy mahlerowski parter)… i czasem człowiek się rzuci, jak za dawnych lat, by liznąć-uszczknąć „wszystkiego” (ha!), co dają.
Jak ostatnio… Po piątkowej nocy na niespodziewanym bankiecisku (white ties and tiaras – czegóż się nie robi dla znajomych, którzy niedawno zrobili to samo dla nas!;/)… – trzy godziny snu i… pędem pod Szczawnicę! Prawie cały grzbiet Małych Pienin plus pod-ległości (pogoda od spiekoty poprzez duszący wiatr po straszycielskie grafitowe chmury – czyli idealna, boć mogło dolać, co ‚zrobiło’ dopiero w drodze powrotnej).
A w mieście choćby Festiwal Mahlerowski, Cracovia Cantans*, Noc Teatrów, inne cykle. Niejednokrotnie pełna oferta przekracza „pełnoetatową” dyspozycyjność pojedynczego przeżuwacza.
Liznęliśmy nocnego koncertu u Piotra i Pawła w ramach zjazdu chórów, popędziliśmy ku scenie plenerowej pod Św. Wojciechem, gdzie ponapawaliśmy się baletem Prometeusz. Stąd powędrowaliśmy do Opery – wcześniej była tam premiera Traviaty, ale noc to noc! – dopiero spektakl zaczynający się w minucie duchów będzie dostatecznie-sugestywnie-stosowny.
Nocne życie lokalnej i przyjezdnej młodzi trwa w weekend jeszcze dłużej, niż ekstraordynaryjne przedstawienia; barwność krakowskiej club scene jednych cieszy a innych smuci – to są zwyczajne dzieje.
…Zaś pociechy znajomych wyglądają nie tylko na ‚poukładane’, ale nawet – temperamentnie pracowite. Często mają konszachty z hałasem wprzódy uporządkowanym, w tym z wohltemperierte. W progi ‚rozsadni’ takowych hałasów, do Karłowicza, zawitaliśmy w niedzielne popołudnie (zaliczywszy pierwej ‚oprawioną’** sumę wawelską a po niej obejście katedry… z otwartą kaplicą Batorego a potem – prałackimi pogaduszkami nad kryptą wieszczów).
Na popis końcoworoczny zawitaliśmy. Pianista, z którym przez dwa ostatnie lata miałam cotygodniowy kontakt, wystąpił w szkolnym jazzbandzie Young Lions, prowadzonym przez Jarosława Śmietanę – maestro zdążył z Niemiec by poprowadzić tę część koncertu, pochwalić wysoki poziom podopiecznych.
Młodzi, ach ci młodzi, człek by ich łyżkami jadł! Bo czy można mieć dość utytułowanego ośmioletniego skrzypka?… Albo dziewięcioletniej pianistki, grającej pięknie a dygającej dwornie jak rutyniara? (którą jest – zaszczytu solowego występu dostąpili najlepsi, konkursowicze, inni zdobywcy).
Ostatnią zaś zdobyczą ‚wspólną’ placówki (macierzystej Daniela Stabrawy… dla naprzykładu) jest prawie-zakończenie ambitnej rozbudowy.
‚Czyli dziś to coś jak pożegnanie starego Wembley?’
‚A żebyś wiedziała!… coś się kończy…’
Dumny tato absolwenta-pianisty i nastoletniej oboistki wytrzymał w dusznym, przepełnionym audytorium już wiele podobnych maratonów. Niedzielny trwał ponad trzy godziny; wielu stało, my siedzieliśmy (i to paradnie-centralnie – za dyrektorem i cystersem z Mogiły; drugiemu sala podziękowała owacją na stojąco za dwudziestoletnie proboszczowanie i wspieranie szkoły w której był też długo katechetą).
Każdemu czasem przyda się odpoczynek. Albo podmiana… jednego obża… zaangażowania innym. Już się nie mogę doczekać zasiąścia w izbie wirtu-refleksji by smakować to, co podczas mojej absencji potworzyli Owczarek, TesTeq, Abnegat, Wszyscy Inni…
____
*(dopiero) Drugi Krakowski Międzynarodowy Festiwal Chóralny – i już (reklamuje się jako) największy w Polsce – ma Smoczogród tę siłę zjazdowo-konferencyjno-rywalizacyjnego przyciągania!… [nb, Centrum Kongresowe?… – coś kopią… gdy latem 2009 uszczęśliwiali nas pętlą MPK, jej czasowość określili na 2 lata ;D]
**Wawel zasługuje na lepszych oprawców muzycznych…
***Naturalnie, pojęcie obżarstwa duchowego wprowadził w obieg Św. Jan od Krzyża
21 czerwca 2011 o 12:13 pm
to dziś powinni się państwo obżerać tą całą muzyką! 😛
21 czerwca 2011 o 12:15 pm
a ogólnie to fpis spoko i fporzo. 😀
21 czerwca 2011 o 12:53 pm
Tak, wszystko się zgadza – dziś dzień Muzyki i początek lata; ja staram się nadążać a w porywach wyprzedzać tryndy…
…wszystkiego wyprzedzić jednak ludź nie zdoła, za co serdecznie żałuje — i weźmie się do roboty-delektacji już wieczorem 😉 😀
Ogólnie to życie przez żet jest bardzo fporzo! 😀
21 czerwca 2011 o 1:00 pm
…dziś wieczorem a potem jeszcze tylko niedzielne śpiewania – i przerwa w próbach…
…jeszcze tylko kilkanaście ocen i recenzji – i luzy (względne)
…jeszcze tydzień – i niektórzy klienci wyjadą za morza
…jeszcze… i…
I tylko góry będą niewzruszone, jak to one… odwiecznie 😉
21 czerwca 2011 o 1:35 pm
obzarstwo duchowe – fajny termin w sumie, nie znałem
21 czerwca 2011 o 1:49 pm
Solti był chyba w „Londku” więcej, niż tylko jeden raz! 😆
21 czerwca 2011 o 3:21 pm
Właśnie to jest istotą postawy blase — tyle razy już przyjeżdżał to i przyjedzie po raz kolejny; spoko, może będzie luźniejszy czas, tańsze bilety, bardziej pasujący do nastroju repertuar… 😈 😀
21 czerwca 2011 o 3:35 pm
tańsze bilety, lepsza akustyka, wygodniejsze fotele, lepsza knajpa pod koncertholem (po), bliżej do metra…
już ja was wszystkich odchudzę z tego obżarstwa! 😈
21 czerwca 2011 o 6:28 pm
Ja kiedyś się obżarłem i miałem discomforts żołądkowe, więc teraz jestem na diecie i unikam teatrów, filharmonii i innych przybytków, w których podają Jarosława ze Śmietaną.
21 czerwca 2011 o 8:07 pm
a to potwory ciasteczkowe! 😀
21 czerwca 2011 o 8:25 pm
Ze śmietaną to już prędzej potwory naleśnikowe. a najlepiej potwory ziemniaczane, plackowo ziemniaczane! Chrum! 😀
22 czerwca 2011 o 9:21 am
Zarówno potwory na-leśnikowe, ja i ziemniaczane są w gestii PSL-u.
22 czerwca 2011 o 10:10 am
😀
22 czerwca 2011 o 11:54 am
@TesTeq:
1) A jeśli na-leśniki obce, słowackie, dajmy na to, a ziemniaki z importu?
2) Z duchową Śmietaną, materialne truskawki — pycha! 🙂
23 czerwca 2011 o 11:07 am
po obżarstwie duchowym, duch – mdły? 😯 – trawi albo śpi? 😯 ❗
23 czerwca 2011 o 11:08 am
😛
23 czerwca 2011 o 11:46 am
Nie śpi… – nawet w Boże Ciało dopadają go nagłe dystrakcje zawodowe… 🙂
— A tak sobie ładnie zaplanował aktywność wirtualną w tym dniu… i aura miała sprzyjać a tu, po porannym, obiecującym przyszarzeniu, zrywa się nie-mniej-obiecująco, do lotu 😉 😀
25 czerwca 2011 o 6:45 am
Melduję, że właśnie nadrabiam Wizyty Sąsiedzkie 🙂
Przezacni Przyjaciele potworzyli (Przekochani choć nie wszyscy 😈 ) mniej, niż można się było obawiać… a jak się już ludź biedny, owieczka zabłąkana i córa marnotrawna zagłębi i zadelektuje — to paluszki lizać… no cud miód i malina (czerwcowa bo są i wrześniowe, lecz tego byśmy nie chcieli… na razie 😉 🙄 )
Zatem jak się rzekło nadrabiam że mniam, lecz życie wzywa, zatem pokontynuuję „dalej” (i na bieżąco) w kolejnej wolnej chwilce. Odpowiedzi pod kilkunastoma wpisami w moim blogu czyli tu nadrobę natychmiast potem 😉 (a nawet pod zaległymi z jesieni 2009 się wypiszę jako ten ołówek z porzekadła, nawet Owczarkowi pod stronką „Zamarła Turnia” coś dopowiem – niech wreszcie jakiś porządek tu będzie! 😉 😆 😈 )
W międzyczasie takzwanem jakiś wpis będzie – tematów zatrzęsienie (dużych i małych) – tylko nie ma sensu monologować, skoro gospo 😉 zaniedbuje dialog pod monologiem.
Przeserdcecznie Państwa pozdrawiam i o cierpliwości jeszcze-krzynkę upraszam 😀 😀 😀
25 czerwca 2011 o 7:15 am
uf, no koniec świata (już był) i wielkie szczęście, bo tu już słuchy chadzali, że pisać przestała.
a to by koniec świata był, a nie może, bo raz już był w maju. 😛
25 czerwca 2011 o 7:16 am
czy ktoś czegoś nie rozumie? 😀
25 czerwca 2011 o 7:31 am
kędy takie bujdy na resorach chadzali – i kto za nimi stojał, ja się pytam
…mając wszelako koncepcję mocno sprecyzowaną, że ani chybi nieznajomy wróg jakiś (mięsza wszytkie rzeczy)… 😉 😀
25 czerwca 2011 o 7:45 am
P.S. Do moich mocnych postanowień wirtualnych dołączam niniejszym także poodpowiadanie na uwagi Fotooglądaczy i rewizyty w Ich miejscach – właśnie zajrzałam ile się tam pojawiło nowych rzeczy (nawet pod zdjęciami sprzed trzech lat w a cappella nova!) 😮 …i ilu nowych „fanów” się zameldowało!!! 😯 😯 😯
25 czerwca 2011 o 7:51 am
tja…
Każdemu czasem przyda się […] podmiana… jednego… […]zaangażowania innym.
Tyś rzekła, o Pani!
😛
25 czerwca 2011 o 7:54 am
lecz
nie obżeraj się
nadmiernie
ani
przeglądaniem się w lustereczku
nowego
zaangażowania Twego
ani niem samem
bo
dostaniesz
niestrawności
i
znów
nastanie
wielka
smuta
25 czerwca 2011 o 7:55 am
😛
.
25 czerwca 2011 o 8:26 am
poemat…
nb, zdaje mi się że ktoś się tu podszywa pod mój styl – słownictwo, szyk przestawny…
…że różni się inspirują, tegom rzecz jasna świadoma (a Badaczki wybadały już 3 ❗ lata temu…) ale żeby nawet stylista in-his-own-right, niedosiężny Mru?!… 🙄 😉 😀
27 czerwca 2011 o 5:03 pm
i znowu głucha cisza.
.:albo prawie:.
27 czerwca 2011 o 5:04 pm
😉
27 czerwca 2011 o 8:41 pm
Spoko, niech żywy Mru nie traci nadziei – ogólnie panujemy nad sytuacją a w szczególe jest pięknie i widać liczne światełka w tunelu 😉
Cisza może być głucha lecz również ratunkowa – polecam pod rozwagę 🙂
28 czerwca 2011 o 12:06 am
Cóz. Lepse chyba duchowe obzarstwo niz duchowo anoreksja? 😀
28 czerwca 2011 o 12:08 am
A jak Basiecki przez telo dni na blogowyk holak nie było, to teroz mnie niek chociaz przez pare dni nie bedzie. Haj 😀
28 czerwca 2011 o 1:26 pm
A to widać o ubogich duchem Szanowny Pan Owczarek nie słyszał? 😉 😛
I na Imieninki* się wybywa, hę? 😀 I tak życzymy wszystkiego! 😀 😀 😀
____
=od Imieninek i Imieninkowiczów ucieka… 🙄
1 lipca 2011 o 5:00 pm
Wybyło sie, wybyło. Na nudnom konferencje międzyowcarkowom. Chociaz… w przerwak fajnie było pogodać z jednym owcarkiem litewskim abo inksym owcarkiem słowackim 😀
1 lipca 2011 o 6:21 pm
Coś takiego – konferencje międzyowczarkowe mogą być nudne?! 😯 — taż to, co wyczyniacie z innymi owczarkami podturbaczańskimi zawsze super-atrakcyjne jest!… i jeszcze bardziej… 😀
(Dobrze, że choć te przerwy… 🙄 )
1 lipca 2011 o 10:57 pm
Cało bida w tym, ze jedynym podturbaczańskim owcarkiem byłek na tej konferencji jo. A po konferencji jesce te inkse owcarki cudowały, ze jo wole póść na dworzec kolejowy na własnyk nogak niz jechać taksówkom 😀
2 lipca 2011 o 7:10 am
@Hipcio: Witam Cię serdecznie, Hipcio! 🙂
Ten termin humorystycznie rozszerzyłam. Oryginalnie dotyczył głównie praktyk ascetycznych i nadużywania innych tradycyjnych narzędzi duchowego wzrastania 🙂
@Nietoperek: Solti był chyba w „Londku” więcej, niż tylko jeden raz! — O tak… w końcu miał brytyjski paszport. Lecz na etapie mojej „długiej Anglii” przybywał (nieczęsto) ze Stanów> A w ’93 nie byłam jeszcze aż tak detalicznie zorientowana w jego karierze i kalendarzu 😀
@Mru:już ja was wszystkich odchudzę z tego obżarstwa! — Miałby Mru serce? Artyści wszak chcą jeść (i coraz więcej, z wyjątkiem śpiewaczek i skrzypaczek, bo tu moda na chudość)… a urzędnicy – aplikować o unijne granty 😈 😀
@TesTeq: Ja kiedyś się obżarłem i miałem discomforts żołądkowe, więc teraz jestem na diecie i unikam teatrów, filharmonii i innych przybytków, w których podają Jarosława ze Śmietaną.
Skrajności są obie (a nawet wszystkie) szkodliwe, proszę Maestra. Należy tylko zapytać, czy śmietana z dobrego źródła (i nie daj PB żeby z NiederSachsen… taka byłaby absolutnie niekompatybilna z Jarosławem… 🙄 ) 😉
@Nietoperek: Śmietana dobra jest do wszystkiego, byle z umiarem, bo trzeba dać organizmowi czas na przetrawienie… 😀
@TesTeq, 22 czerwca: Zarówno potwory na-leśnikowe, ja i ziemniaczane są w gestii PSL-u. — Myśli Maestro, że spuści jakieś ze smyczy przed wyborami? (PSL/potwory) 😉 😀
@PAK: Z duchową Śmietaną, materialne truskawki — pycha!
Słusznie – truskawki tylko per se… W ogóle na nasze przerafinowane kubki smakowe czasem im prościej tym lepiej… i można doznawać na innych polach (niekoniecznie PSLowskich 😆 ) 😉
@Mru: 😛
@Owczarek, 1 lipca 10:57pm: No wiecie co! Owczarki w taksówkach? 😯
— duch sportowy ginie w ludzinie i źwierzynie!!!
😯 😯 😯
7 lipca 2011 o 12:25 am
Bajuści, nawet w zwierzynie. Pedziołbyk, ze psy zacynajom schodzić na ludzi 😀
15 lipca 2011 o 8:25 am
Dobrze powiedziane! 😆
3 września 2013 o 10:02 am
[…] tę rolę z zaangażowaniem, na występy podopiecznych pędził skądkolwiek wypadło (w przypadku wysłuchanego w czerwcu 2011 końcoworocznego popisu Młodych Lwów Jazzu – z jakiegoś oddalonego miejsca w Niemczech). A jeśli Jarek mówi wobec wypełnionej po […]