W chórze profesjonalnie dźwięcznych koloratur

Drobnomieszczańskie cnoty

Ta bezbrzeżna, zalana, lirycznie-bokserska
pogarda w oczach artysty J., gdy się przysiadał w „Smakoszu”,
zionąc nieogolonym, trzydniowym podmuchem:
jak to, ja pod krawatem, kiedy on pod muchą,
ja skrępowany, zapięty, gdy on ostatnią z koszul
rozrywa jak krwawiącą pierś! Filisterski brak serca!

Drobnomieszczańskie cnoty. Ja wiem, ja się ich wstydzę,
od lat poniżej poziomu: co za blamaż, nie mieć w biografii
ani jednego rozwodu, dewiacji, większego nałogu,
kuracji psychiatrycznej, burzliwego romansu na boku,
pełnokrwistego podcięcia żył; jakieś szare gafy
zamiast tęczowych skandali; chandry trwające z tydzień,

zamiast żeby z szacunkiem szeptano: „B. ma potworne
wielomiesięczne kryzysy”; żadnego dzwonienia po nocy
do przyjaciół z żądaniem wysłuchania nowego wiersza,
pożyczki na heroinę czy kaucję, znalezienia w ich życiu miejsca
na mnie, całego; nic – czasem list, lecz bez krzyku „Pomocy!”,
najwyżej z aluzją typu: „Ostatnio jestem w złej formie”.

Ja wiem, to nie materiał na mit, kult, legendę,
film z Robertem De Niro, tłuczeniem szkła i scenami.
W którym momencie zszedłem, nieuleczalny prymus,
na tę złą drogę? Skąd ten chorobliwy przymus,
aby udawać zdrowie, ustawiać przed zniszczeniami
barierki i makiety? Z pewności, że nie będę

i tak słyszany ze swoją zdławioną supliką do nikąd
w chórze profesjonalnie dźwięcznych koloratur
skowytu? Z nieśmiałości? Z nie do zniesienia jaskrawej
świadomości, że trzeba by, na dobrą sprawę,
w każdej sekundzie życia powtarzać to samo „ratuj”?
Z niechęci do zakłócania spokoju ratownikom
czy z krańcowej niewiary w ich ratownicze talenty?

Z pychy: że dam sobie radę z upchniętym do wnętrza złem?
Czy z innej pychy: kogoś, kto jest tak niedościgłym mistrzem
własnych braków i mroków, że nie wciąga w ich system zamknięty
nikogo, igrając z myślą: och, gdybym tak zdradził, co wiem;
gdybym chciał wam powiedzieć to wszystko, o czym milczę?

Od dwudziestu lat mój ulubiony wiersz Stanisława Barańczaka, z tomu Widokówka z tego świata, 1988.

Komentarzy 21 to “W chórze profesjonalnie dźwięcznych koloratur”

  1. PAK Says:

    I właśnie się tak czasem dziwiłem Twojemu ‚optymizmowi’ — a tu kolejne uzasadnienie 😉

    Choć podobno to świetna postawa z punktu widzenia psychologicznego. W swoim czasie próbowałem zastosować, ale doszedłem do wniosku, że najwygodniej po prostu być sobą. Oczywiście, ‚bycie sobą’ obejmuje również własny, osobisty poziom eksponowania ciemnych stron swojego życia… A tu zdecydowanie bliżej mi do stoików, niż do ‚profesjonalnie dźwięcznych koloratur skowytu’, choć są takie chwile, że to wszystko jakoś trzeba z siebie wyrzucić, bo zostaje tego zbyt wiele. Raczej jednak wyrzuca się szeptem niż skowytem.

  2. foma Says:

    Znaczy, B. nie ma potwornych wielomiesięcznych kryzysów. Jak ulga.

  3. basia Says:

    @PAK: Chyba muszę napisać o tym ‚moim optymizmie’… Dobrze byłoby pod koniec sierpnia…

    @foma: Bo Pana zdzielę! 😐 😉 😀

    (Zauważy Pan, nie dodałam ani ‚Komisarzu’, ani ‚Szefie Rady Grodowej Mej’ by nie narażać na szwank Wysokich Stanowisk… 🙄 )

  4. foma Says:

    Pani Basiu, jeśli świadomie mam okulary na nosie (Hilary na topie…) to zwykle zauważam całkiem sporo. I fragment, i całość, i kontekst… To czego nie dostrzegam, to ścieżka dostępu.

    (Zauważy Pani, że nie posłużyłem się ani „Komisarzem”, ani „Szefem Rady Grodowej Basinej”, by podkreślić niestanowiskowy charakter wypowiedzi mej… 🙄 )

  5. PAK Says:

    Dopiero teraz widzę, że „B. ma potworne wielomiesięczne kryzysy”. Literka chyba ułatwia identyfikację 😀

  6. Quake Says:

    A każdy cytat kojarzy się z innym cytatem… 😉 Film z Robertem De Niro? Znam taki film z De Niro, w którym pojawia się sprawa upychania przez pewnego policjanta (Al Pacino) zła do wnętrza:

    Justine Hanna: (… ) So what was it?
    Vincent Hanna: You don’t want to know.
    Justine Hanna: I’d like to know whats behind that grim look on your face.
    Vincent Hanna: I don’t do that. You know that. Let’s go.
    Justine Hanna: You never told me that I’d be excluded.
    Vincent Hanna: I told you, when we hooked up, baby, that you were gonna have to share me with all the bad people and ugly events on this planet.
    Justine Hanna: And I bought into that sharing because I love you. I love you bald, fat, money, no money, driving a bus – I don’t care. But you have got to be present like a normal guy sometimes. That’s sharing. This is not sharing, this is left overs.
    Vincent Hanna: Oh, I see. So what I should do is, I should come home every day and say „Hi honey. Guess what? I walked into this apartment today, where this junkie asshole had just fried his baby in a microwave, because it was crying to loud! So let me share that with you. Come on, let’s share that, and in sharing that we’ll somehow cathartically dispel all that heinous shit”. Right?

  7. foma Says:

    Co mnie powstrzymuje przed powiedzeniem: Right…?

  8. owcarek podhalański Says:

    Z przykrościom stwierdzom, ze wy, ludzie, jesteście niekulturalni! Pon Barańczak piknie pyto: Skąd ten chorobliwy przymus, aby udawać zdrowie? i nifto nawet nie próbuje mu odpowiedzieć! No to jo spróbuje. Ale najpierw muse sie jednej rzecy dowiedzieć – cy pon Barańczak naoglądoł sie moze w dzieciństwie łesternów z Dżonem Łejnem jako jo w swoim scenięctwie? Jeśli tak – to chyba znom odpowiedź. Jeśli nie – to chyba nie znom. Ale przynajmniej spróbowołek mu pomóc 🙂

  9. owcarek podhalański Says:

    O! Kruca! Pierwsy roz sknociłek ccionke! Ba… wse kiesik jest pierwsy roz 🙂

  10. owcarek podhalański Says:

    Przynajmniej udało sie poprawić. No to uprzejmie informuje, ze dwa komentorze temu kursywa powinna sie skońcyć na pierwsym znaku zapytania 🙂

  11. PAK Says:

    owcarku:
    Chorobliwy przymus udawania zdrowia jest sam w sobie sprzeczny, jak łatwo zauważyć 😉 Udając zdrowie autor wskazujemy na własną chorobę, co prowadzi czytelnika do egzystencjalnych pytań o relacje między jednym i drugim 😀

  12. foma Says:

    Paku, chyba było więcej stron: autor, czytelnik, zdrowie i choroba… Nie wspominając o egzystencjalnych pytaniach 😆

  13. PAK Says:

    foma:
    Ależ uważam iż rozpatrywanie tego w przestrzeni n-wymiarowej jest fascynujące! Zwłaszcza fascynująca jest analiza sytuacji wprowadzenia nowego wymiaru, czyli jak analiza n+1 wymiarowa ma się do analizy n-wymiarowej. Poniekąd stron jest więcej: Barańczak, Basia, owcarek, Ty, ja i duch Quake’a unoszący się nad nami; o zdrowiu, chorobie i innych przedmiotach zaintereseowania NFZ nie wspominając.

    Ograniczyłem się do dwóch wymiarów, ze wzgledu na relacje na temat strukturalizmu, których dostarczyli mi za pomocą swoich pism Ludwik Stomma i Leszek Kołakowski. Do tego włączyłem wątek egzystencjalny, trochę na wyrost, wcale nie myśląc o dyskusjach z Sartrem.

  14. foma Says:

    Sartra lepiej w to nie mieszać, bo musielibyśmy się ustosunkować do triple-double: 2B, 2L, 2S…

  15. basia Says:

    @foma (9:45): Doskonale sobie zdaję sprawę, że Pan zauważa…
    🙂

    @PAK: Myśli Pan, że podobają mi się poezje słynnego Poznaniaka dlatego, że nazywa się na ‚B’?… 😮 😉

    @Quake: Po pierwsze – erudycja filmoznawcza Pana Radcy jest porażająca! [tu żadna kufa nie jest dość mocna]
    Po drugie – co do zbyt łatwo przychodzącego ‚sharing’ – zgadzam się nie tylko ja (o to mniejsza, choć na pewne doświadczenie życiowe i całkiem sporo ‚terapii’ można by się już powołać) – ale i wielu fachowców (których byłoby więcej, gdyby nie trywialny fakt, iż zarabiają oni na powtórkach i przeciąganiu ‚seansów’… w pewnym sensie – kreują sobie pacjenta 😕 )

    @foma (10:00): ‚Co mnie powstrzymuje przed powiedzeniem: Right…?’ – Nie wiem…

    @Oooo 😮 Owczarek: Jak zwykle trafione w punkt… Choć nie powiem, by wyjaśnianie ‚wszystkiego’ 😉 westernowym toposem i skalą wartości było akurat tym, co b lubi robić najbardziej… 😉 🙂

    @Owczarek: Nie przejmuj się, Owczarku – ja nawet już umiem poprawiać komentarze w nowej wersji Łotra (Pan Radca poświadczy 😉 😀 ). Ale nie sądzę, by było to tu konieczne – trzeba zachować ten pierwszy raz na (wieczną rzeczy) pamiątkę 😀

    @PAK (11:37): Ale chorobliwy przymus udawania zdrowia zaczyna z czasem przechodzić w nawyk. A nawyki, z którymi się zżywamy, stają się coraz naturalniejsze… Jak uśmiech zmuszanej do tego (na początku) pani w polskim okienku pocztowym… 🙂

    @foma, PAK, foma: Jakżeż mi imponują rozmowy w trybie, którego nigdy (systematycznie) nie nauczyłam się stosować!… 😉 😀
    …ale i tak nie lubię Sartra… 😦 – co do czego, o ile pamiętam, prawie zgodziliśmy się z Hoko i Komerskim (w wymianie u Hoko… albo u Komerskiego) 🙂

  16. Quake Says:

    @Basia: po pierwsze, nie przesadzajmy z tą erudycją. Od dużych słów się czerwienię 😳 😉 Po drugie, poświadczam – Basia już umie poprawiać komentarze w nowej wersji 🙂

    p.s. czy w ramach utrwalania tej nowej umiejętności mogłaby Basia poprawić mój komentarz z 9:55? Ten uśmieszek psuje cały dialog…

  17. PAK Says:

    Nie, nie zapomnijmy o tym Sartrze. Wszedł mi w zdanie nieproszony!

  18. owcarek podhalański Says:

    by wyjaśnianie ‘wszystkiego’ westernowym toposem i skalą wartości było akurat tym, co b lubi robić najbardziej

    Moze za to ten topos wiele wyjaśnić u chłopa urodzonego nie wceśniej niz za panowania jewo wielicziestwa Aleksandra III i nie później niz za panowania tow. Edwarda Gierka. I pon Makuszyński w „Bezgrzesznyk latak” zbocowoł o indiańskik imionak jego kolegów, i ksiązka pona Woroszylskiego „I ty zostaniesz Indianinem” jest właściwie ksiązkom o indianofilii wśród chłopców, no i jesce przecie Bolek i Lolek jakimś cudem na samiućkim Dzikim Zachodzie sie noleźli, ka walcyli z groźnym bandytom Jimmym Pif-Pafem.
    A nawet taki jegomość Twardowski pytoł na przykład: Czy nadstawianie drugiego policzka do bicia to tchórzostwo? Skądże! To odwaga! Przecież na Dzikim Zachodzie za najodważniejsego uchodził ten, kto nie nosił broni.
    DYGRESJA – Cy rzecywiście uchodził? – to insko sprawa. Ale fakt jest faktem, ze łestern nawet na kazania jegomościa Twardowskiego mioł wpływ – KONIEC DYGRESJI
    A roz syn mojego bacy natrafił na profesora, powstańca warsiawskiego i sybiraka. I jesce była wte tamok osoba trzecio, ftóro wypaplała owemu profesorowi, ze syn mojego bacy ryktuje prace o Dzikim Zachodzie. Na mój dusiu! Jak sie temu profesorowi ocy zaświeciły! Pedzioł, ze przed wojnom to on kolegami ino do kina ganioł na łesterny pon E. Flynnem i inksymi hyrnymi w tamtyk casak gwiazdami kowbojskik filmów. I wyznoł ten profesor, ze swój system wartości budowoł nie ino opierając sie na trylogii i powstańcyk legendak, ale tyz na łesternak właśnie. No a potem to juz syn mojego bacy wroz z tym profesorem zacęli wspólne utyskiwanie nad tym, ze cas piknym łesternów sie skońcył.
    Od rozu jednak godom, ze nimom zielonego pojęcia, cy w biografii pona Barańczaka nolozłby sie jakisi kowbojsko-indiański wątek. Mojo teoria na temat wpływu pona Dżona Łejna na twórcość i osobowość pona Barańczaka pozostoje zatem ino teoriom 🙂

  19. basia Says:

    @Quake (5.8; 5:49pm): Rolą Pana Radcy było ewentualnie/ (nieco) się zaczerwienić; moją zaś – wyrazić podziw dla… 🙂

    @PAK: ‚Nie, nie zapomnijmy o tym Sartrze. Wszedł mi w zdanie nieproszony!’ – może Szanowny Pan go zapraszał… dawno temu i już zapomniał… 🙂

    @Owczarek: Tak, wiele pokoleniowych fascynacji staje się stosunkowo szybko ‚impenetrable’ dla młodszych (a tym bardziej – dla płci przeciwnej). Ja też niby wiem, rozumiem, pamiętam… I nawet widzę analogie z innymi kierunkami kultury/ literatury wysokiej…

    O kowbojsko-indiańskich fascynacjach Barańczaka nic mi nie wiadomo (i chyba wiadomo nie było w czasach, gdy się nim (B) zajmowałam bliżej. Ale – kto wie…
    Urodził się nasz Poeta na pewno w zakreślonych przez Ciebie, Owczarku ‚ramach czasowych’…
    A western był/jest tak sugestywny, tak fotogeniczny. Gdy się kształtował i oddziaływał najmocniej na wyobraźnie – był gatunkiem olśniewająco świeżym… 🙂

  20. Energiochłonne i niewolące “mam się świetnie!” « przelotnie-pobieżnie-przejściowo Says:

    […] jest bynajmniej różowa a to tylko ja mam nawyk ponadnormatywnego optymizmu… oraz stawiania Barańczakowych makiet przed nieuchronnymi zniszczeniami i ciosami, jakie obficie dozuje nam życie? Może nie im… […]

  21. Czarni | przelotnie-pobieżnie-przejściowo Says:

    […] górale mogą mgliście niepamiętać, że w samym środku przecudnego lata 2008 zacytowałam tu Drobnomieszczańskie cnoty Stanisława Barańczaka. Ten mądry i dowcipny wiersz trwał ze mną przez zeszłoroczne święta, […]

Dodaj komentarz