I znów nastał nam jest dzień wesoły_y_y – Światowy Dzień Kota…
Ostatnio wróciłam do kilku towarzystw i kręgów, z którymi nie miałam trwalszych kontaktów przez niemal półtorej dekady.
I co widzę?
Starczość widzę! Zakradającą się podstępnie i złowrogo, dziwakoidalnie i egzaltacyjnie…
O horrorze! —
Starczość ucieleśnioną-sfokusowaną w niezależnych, arystokratycznych i estetycznych kształtach; materializującą się w coraz natrętniejszych-namolniejszych kociorozmowach, przesyłaniu sobie kociozdjątek, zmuszaniu interlokutora do podziwiania kociominiatur na komórkowych wyświetlaczach!…
Minuty płyną, kwadrans uciekł, czas przeznaczony na wspólne, dawno i precyzyjnie zdefiniowane działania topnieje… dzwon na trwogę dawno bije – a poważne kobitki (czasem nawet faceci!) świergolą w najlepsze, co też wyczyniają w ostatnich dniach i godzinach ich mniej bądź bardziej rasowe kocie egzemplarze.
Poglądy ogólne na tzw. the pet question wyłuszczyłam tu (z maleńkim drapnięciem publicystycznego pazurka – kontekst obliżżż).
Ale gdy się rzekło „a”… —
Przedkładam niniejszym do społecznej konsultacji projekt dekretu:
Singlom w wieku 30 35-65 ZABRANIA SIĘ – pod groźbą chłosty, zawezwania w roli świadka przed dowolną sejmową komisję śledczą i umieszczenia w spisie internetowych istności zakazanych – rozprawiać o kotach, upowszechniać więcej, niż jeden wizerunek futrzaka rocznie, pstrykać na prywatny użytek więcej, niż 10 (słownie – dziesięć) kociofot per annum.
Żonom i mężom oczywiście wolno publikować i rozsławiać swojego kota/koteczkę kiedykolwiek mają na to ochotę. Bo im zazwyczaj więcej wolno z powodu cierpień i obciążeń związanych z ich chwalebnym stanem małżeńskim.
Ale single muszą się mieć na baczności. Ze względów estetycznych i psychiczno-higienicznych.
…Jednak powstaje mały dylemat (powiedziała w trakcie styczniowych pre-konsultacji społecznych w/w aktu prawnego atrakcyjna trzydziestolatka): co z żyjącymi na kocią łapę?…
;|
17 lutego 2010 o 4:54 am
Primo, musiałbym dopytać, ale to jest podobno jakaś subkultura. Ja nie wiem, czy ona się zawsze subkulturowo przenosi, czy może drogą kropelkową, ale widoczne objawy mogą subkulturową istotę choroby ukrywać. Chyba, że Gospodyni spotkała się z jej mutacją.
Secundo, trzy można prosić o przejście z absolutnego limitu kociozdjęć na limit procentowy? Bo jeden spacer do zoo i parę fotek tygrysów i lwów wyczerpie mi całoroczny limit…
17 lutego 2010 o 6:13 am
Jeden wizerunek rocznie? A co to za totalitaryzm, ja sie pytam? To za komuny lepiej było…
17 lutego 2010 o 6:28 am
Popieram! Sieciowej kotomanii mówimy zdecydowane „Hola, hola”.
17 lutego 2010 o 8:38 am
Zasadniczy dylemat polega na tym:
Jak jednocześnie zjeść kota i go mieć?
17 lutego 2010 o 9:33 am
W sumie z tym świadkowaniem przed sejmową komisją śledczą, to nie wiem, czy to kara, czy nagroda ma być…
17 lutego 2010 o 10:45 am
A rozwodnicy?
A sieroty i wdowy?
A Mru?!!!
:eeek:
17 lutego 2010 o 10:45 am
Errare humanum est: 😮
17 lutego 2010 o 11:13 am
Ja bym obniżyła dolną granicę karalności do równej trzydziechy.- Strzeżonego P.Bóg strzeże.:-)
Pozdrawiam wszystkich Czytelników bloga Basi.I posypuję głowe popiołem,że mnie tak długo nie było w komentarzach. :oops;
17 lutego 2010 o 11:19 am
A czy Popielec to także „…nam jest dzień wesoły”? 😉
17 lutego 2010 o 11:31 am
Ha, Popielec odprawiłam już kulturowo-konfesyjnie (kkkkurczę – tyle popiołu na świeżo-umyte włosy!… 😆 ) – ale dopiero Mru uświadomił mi, że i wirtualowo jest on ważny – pierwszym działaniem obrządku blogowego było zdjęcie-usunięcie świąteczno-karnawałowych baloników (awatarowo-domyślnych) 😉 😀
17 lutego 2010 o 11:59 am
@PAK: Dekret jest, jak się rzekło, w trakcie intenZywnych i ekstenZywnych konsultacji społecznych, a to w praktyce oznacza możliwość wytargowania/wylobbowania tego i owego…
A polecałabym też różne sposoby księgowania*… Czynią cuda w razie koniecznej potrzeby (naszej dobrej samooceny w rewirach samodyscyplinarnych 😉 ) 😀
@Hoko: Za komuny to w ogóle była Kanada!… 😐 😉 😀
@Komerski: Eeeetam – „sieciowej” – pikuś! 😐
Sieciowego kotomana można przepędzić (z mej pamięci) jednym kliknięciem (myszą 😐 ) – ale z przebywaniem w tym samym czasie, w jednej przestrzeni fizycznej, w jasno zdefiniowanym dla stron celu jest nieco gorzej… 🙄 😀
@TesTeq: Ha… o przymusowym jedzeniu kotów proponenci dekretu jak dotąd nie pomyśleli… Jednak potencjał merytoryczny (i ogólno-intelektualny) społecznych konsultacji jest nie-do-przecenienia ❗ 😉 😀
@PAK (9:33am): W sumie kara, ale wynikowo „co cię nie zabije to cię wzmocni”… 😉 🙂 😀
@Mru: Ważne akty prawne trzeba, rzecz jasna, doprecyzować, dać szczegółowe wykładnie. Przyjmijmy za jej kryterium nadrzędne kwestię wieku… 🙄 😐 😀
Ten Popielec jest „dniem wesołym” (jak w aludowanej 😉 kolędzie staropolskiej) w sensie 30. rocznicy pierwszego zimowego zdobycia Everestu (Leszek Cichy, Krzysztof Wielicki!!!) i także dla B – o szóstej rano, przed wyjściem do kościoła, zdążyła zdemontować dekoracje Bożonarodzeniowe mieszkania. Śmiejąc się w duchu ze swego przywiązania do kolorowych lampek i mieniących się bombek, łańcuchów…**
@Renata: Oooooo, powitać! 😀
Swoją drogą – ciekawe, czy parafraza „strzeżonego prawo strzeże” miałaby jakiś niebanalny sens?… 🙄 😐 🙂
___
*Np. gdy mam/miałam przekroczony pod-limit budżetu „reprezentacja” (jego część w nad-limicie „Żywność”, bo mam też „reprezentację” nie-spożywczą :|)… — np. za dużo wydałam w danym miesiącu na paradniejsze „eating out” czy też podejmowanie gości w domu – wówczas księguję kolejną butelkę alkoholu, paczkę ptasiego mleczka, itp w „działania charytatywne” – zakładając/presumując/asumując, że kilka takich ostatnich posiadów miało też za cel fachową psychoterapię nad gościem i inne dobroczynne magie… 😐 🙄
Tak i tu – można kota (zwłaszcza jeśli to jest lew lub tygrys) podciągnąć pod „przygodę”, „oswajanie się z niebezpieczeństwem”, „sporty ekstremalne”, „praktyczne zapoznawanie się z psychologią płci przeciwnej” (lwica 😀 ), itd.
…only the sky is the limit of creative accountancy!!! 😐 😉 😛
**Ale skoro dwie pokaźne choinki świeciły się równie długo w pięknym domu naprzeciwko… 😉 😀
17 lutego 2010 o 12:30 pm
„zdążyła zdemontować dekoracje Bożonarodzeniowe mieszkania” 😮
Chciałbym zerknąć na choinkę… 🙄
17 lutego 2010 o 12:34 pm
„Kot jako medium ludzkiego zdziwaczenia i pokrewnych odjazdów”
– dkotorat, doktorat widzę – z psychologii, psychiatrii, socjologii…
17 lutego 2010 o 12:37 pm
dkotorat – widzą państwo!!! – Jak babcię kocham, to był literak, nie zamiar ❗ 😆
17 lutego 2010 o 12:54 pm
dkotorat hc SzPanu przyznaję za tego literaka!!! 😆
A choinka czyli gałąź wyglądała do końca ok. Zwłaszcza gdy były włączone światełka. Co najważniejsze, nie uroniła na klatce schodowej ani jednej igiełki… a nawet jeśliby jedną-dwie – dziś jest dzień zmywania „wspólnego wnętrza” 😉 przez Panią Sprzątającą… 🙂
17 lutego 2010 o 1:29 pm
Dałem Twój wpis do przeczytania koleżance zza sąsiedniego biurka, a ona proponuje byś włączyła do Twej kolekcji neologizm „kociociumkacze„. 😆 😛
17 lutego 2010 o 1:59 pm
Kreatywna księgowość — rozumiem, na przykład to zdjęcie kwalifikujemy do grupy roślin doniczkowych.
Akurat mi ‚koci ekspert’, gdzieś umknął i nie mogę dopytać, ale podobno pewna subkultura zakochana w kotach, oprócz pieszczenia kotów zaleca popełnianie literówek…
17 lutego 2010 o 5:58 pm
A ja?!
Dziesięć fot rocznie, jeden wizerunek upubliczniony – bloga mi przyjdzie zamknąć na wiek wieków…
18 lutego 2010 o 7:34 am
Starczość widzę na swej twarzy,
Skradła uśmiech moim ustom.
Czas się udać do lekarzy,
Albo kupić nowe lustro…
18 lutego 2010 o 11:29 am
@Mru: Włączyłam z paradą… 😉 😀
@PAK: Kocich literówek… 😉 Znam też subkulturę końskich derywatorów-literówkowiczów… I samochodowych neosemantyków (autosugestia – sugestia w aucie, autoperswazja… itd.) 😉 😀
@Kiciaf: Niiieeeee, Ty podpadasz pod zupełnie inne paragrafy 😀 Poza wszystkim – siebie należy lansować, promować, auto-afirmować… Inaczej by przecież upadła cywilizacja, którą znamy… 😐 😉 😀
@TesTeq: Błąd w diagnozie!… elementarny błąd! – starczość kryje się w sercu i umyśle (szesnastoletnim też) – czasem ją co prawda można dostrzec na twarzy, ale to najczęściej dobry kamuflaż… 😉 😀
(A już żeby na twarzy Maestra?!… 😯 Wiem, wiem – podmiot liryczny dobrego utwora nie może być tożsamy z zewnętrznym autorem… liryka maski, liryka roli, udawana liryka bezpośredniego wyznania… liryka udawanego bezpośredniego wyznania… 🙄 😀
18 lutego 2010 o 2:05 pm
Moimi ulubionymi kotami niezmiennie pozostajom:
1) kot, ftóry chodził drogami pona Kiplinga… przeprasom! własnymi drogami! własnymi!
2) brykający tygrys z kręgów zblizonyk do Christophera Robina Milne’a
3) Richard Parker z „Życia Pi” pona Martela.
Jo wiem, ze z tymi trzema kotami jo sie juz powtarzom, ba dlo TAKIK kotów jedno pokwoła, cy nawet kilka abo kilkanoście – to za mało! 😀
18 lutego 2010 o 4:03 pm
A Mruczysław? 😯
18 lutego 2010 o 6:19 pm
Ostatnio jakos tak napadl mnie znajomy ktory historie straszliwa swoich milusinskich rozpoczal od stwierdzenia „Bo wy macie dzieci a my mamy koty…”
Dyskusja utknela nieco gdym sie zapytal jak im idzie w szkole.
Koty – tak. Kociofilia – nie. Kocimietka dla smakoszy.
21 lutego 2010 o 3:59 pm
A! zatem po 65-tce starczość chwyci człowieka za gardło tak czy owak, i nie warto podejmować nawet próby obrony przed nią?!! O młodości zadufana! 😆
Owszem, otoczona rodzinnie i zawodowo psychologami, terapeutami; sama obserwując życie najuważniej, jak potrafię – zgodzę się z koniecznością ostrzegania ludzi także w Twojej (czupurnej 😉 ) poetyce.
Jedna poprawka – „singielstwo” ma tu niewiele do rzeczy; bycie w związku, nawet na pozór udanym, nie zawsze chroni. Najgorsza grupa (to znaczy – najbardziej zagrożona kocią egzaltacją) to uciekinierzy z- a czasem niedobitki traumatycznych lub też dysfunkcjonalnych związków; przypisujący oficjalnie winę za rozpad „drugiej stronie”, ale w głębi ducha niepewni swej wartości „na niwie intymnej”.
Ci najgoręcej będą obdarzać karesami piękne, gibkie, niezależne zwierzę o miękkich liniach i uniwersalnych własnościach leczniczych… 😉
Tym goręcej będą obdarzać, im wątlejszy płomyczek nadziei tli się w nich samych (zachęcając coraz bardziej nieśmiało do kolejnego zawierzenia i zaryzykowania innemu egzemplarzowi gatunku homo sapiens).
Tym skwapliwiej, im ciałko – otyłe i zatrute smółkami i podobnymi toksynami – pozostaje w bardziej krzyczącym kontraście z czystym, wybrednym, prężącym się do zgrabnego skoku, ciałem kota.
Tym wylewniej, im mniej są przekonani o żarze i uroku swych pieszczot dla jakiegokolwiek przedstawiciela płci przeciwnej (kot ostatnią witryną ich czułości, oknem reklamowym, że jeszcze potrafią, wciąż są w kursie, cokolwiek świat sądzi „na pierwszy rzut oka).
W tym większym zachwycie dla łowów i zasadzek, sprytu i determinacji zwierzaka, im mniej (tysięcy PLN) potrafią sami upolować i donieść do domu.
I tak dalej, w tej logice.
Brutalne to spostrzeżenia, ale skoro psychiatrzy znają je od dziesięcioleci z teorii i praktyki zawodowej – może warto je sparafrazować w zaraźliwej konwencji Pani Basi? Abyśmy, pieszcząc nasze kochane zwierzęta, pamiętali o kontekstach i ‚podświadomym’, w którym wprawni czytają tak szybko, jak my elementarzowe „Ala ma kota”… 🙂
21 lutego 2010 o 4:01 pm
Oj, coś poknociłam z wypełnianiem okienka. 😦
Za oknem piękne słońce. Idzie marzec, idealny miesiąc dla kociąt, kiciusiów, kociaków i kocurów, jakie ‚drzemią’ w każdym z nas. 🙂
21 lutego 2010 o 4:07 pm
Szkoda, że mi zniknęła wypowiedź. Mam nadzieję, że nie na zawsze. 🙂
23 lutego 2010 o 10:22 am
@Owczarek & PAK: A moim ulubionym jest Kot Cywil 🙂 – nasz pierwszy domowy. Przyszedł do nas (się przyplątał) w dzień po mojej pierwszej komunii… 🙂 🙂
@Abnegat.ltd: Genialne pytanie – „jak im idzie w szkole?”
(Już mam pomysł jak twórczo wykorzystać w jednej czy drugiej polemice realowej… odsyłając oczywiście do Autora, gdyby chwyt retoryczny zrobił furorę… 🙂
@Anonimowa Celebrytka: Dzięki Ci za ten obszerny komentarz. Poprawiłam parę rzeczy, o jakie prosiłaś, ale generalnie nie przejmuj się; wiesz przecież, jak to jest – gdy tylko opublikujemy, już wiemy, jak prosto-łatwo to należało ulepszyć… 🙂
(Może kiedyś zacytuję jako wpis?… – także jako przykład pastiszu mojej „czupurności” 🙄 ) 🙂
Jak już powiedziałam gdzie indziej – musiałaś poczekać z powodu pomyłki w emailu… Zdarza się 🙂
15 marca 2010 o 6:34 am
W Klubie Księgarza pan Ingram (Hellreich), 87-letni lekarz z Australii, któremu Uchański wydawał wspomnienia: Niedokończona symfonia. Na sali jest człowiek, który ratował jego i jego żonę. Obaj starcy padają sobie w ramiona i zalewają się łzami.
Opowieść o Niemcu, który puścił go wolno, bo znalazł przy nim… zdjęcie kota, a on, ten Niemiec, też zostawił w domu kota. Słyszałem kilka opowieści o tym, jak widok dziecka poruszy przybyłego z morderczym zadaniem Niemca, ale żeby uratowała miłość do kota — to chyba po raz pierwszy.
Józef Hen Dziennik na nowy wiek, WAB 2009
15 marca 2010 o 8:45 am
…właśnie… – dobry, czuły, opiekuńczy esteta…
18 marca 2010 o 10:01 pm
„KOCIOFOTY PER ANNUM” – kupuję! 😀
19 marca 2010 o 2:37 pm
Kupować kociofoty w worku się odradza… Per annum też… 😐 🙄 😀
20 kwietnia 2010 o 7:55 am
[…] sposobem wyczerpałam samo-stanowiony limit… na długo… ;( […]