Konwencje

– Bo widzisz, Kasia musi się wysławiać poprawną polszczyzną!!!
Na sekundę osłupiałam. Matka, niegłupia ‚późna czterdziestolatka’ z zainteresowaniami ‚humanistycznymi’, znalazła sobie najnowsze hobby w postaci tępienia w polszczyźnie dziewięcioletniej córki wszelkich „nieczystości”.

Pomijam fakt, że przy takim podejściu przodków nie ruszylibyśmy z mową naszą ojczystą poza czasy Pana Reja. Że każde młode pokolenie musi się odróżnić od poprzedniego: zburzyć i zbudować świat na nowo (a naszą rolą jest, by faza destrukcji nie trwała zbyt długo i była jak najszybciej-najskuteczniej kanalizowana w ‚a co proponujesz zamiast?’)…
Ale jest przecież aspekt czysto pragmatyczny – porozumienie z grupą (wieeeeloma różnymi) i akceptacja wewnątrz niej. Często tym trudniejsza, im w wyższej wieży z kości słoniowej zamieszkuje rodzina małego delikwenta, im ma wyższy status edukacyjno-społeczno-materialny; im większa jest przepaść międzypokoleniowa rodzice-dzieci (co czasem pociąga za sobą brak wspólnego fizycznego wyżycia się i innych szaleństw oraz nici porozumienia, jakie się przy okazji zawiązują z dzieckiem i jego towarzystwem; nie ma jeszcze u nas zachodniego obligu-mobilizacji: „dziecko zmusi mnie do kopania z nim piłki, regularnego tenisa… odmłodnieję – bo muszę odmłodnieć”)

Moja odpowiedź trafiła jednak w inny czuły punkt: rodzicielską ‚ambicję’ i przekonanie o genialności progenitury:
– Sądzisz więc, że Kasia nie jest w stanie opanować paru podwariantów współczesnej polszczyzny… przemieszczać się wewnątrz nich z pełną swobodą, tak, by się znaleźć i u cioci-kloci na imieninach i wśród tej czy innej subkultury?…
No, chwyciło! Nie mogło nie chwycić.

Co nie znaczy, że za tydzień-dwa nie będę znów nagabywana z jednej czy drugiej strony. A bo ma być jedynie słuszna gramatyka, ortografia, składnia, interpunkcja (w każdym typie ekspresji słownej!) A bo maniery przy stole/podczas wizyt takie i tylko takie a ubrać dziecko w garniturek pachnie dinozauryzmem rodzicielskim (nie mówiąc o motywowaniu malca do oszczędności słów i gestów podczas mniej lub bardziej formalnego spotkania dorosłych).

Cały ten niesamowity życiowy poligon sytuacji i zderzeń towarzyskich zbyt często opisujemy w wysokokontrastowej tonacji czarno-białej: wychowany – niewychowany; to i tylko to „wypada”…
A tu wieczne: bądź czujny-superczujny, ale i wyluzuj czasem. Sztywne maniery rzadko świadczą na korzyść posiadacza (bo tak bogaty, i zmienny, i wielokulturowy jest świat) — lecz pękaty skarbczyk doświadczeń i ćwiczeń pozwala czasem zaczerpnąć i popełnić tę jedną mniej gafę. Czasem.

Komentarzy 30 to “Konwencje”

  1. Tom Says:

    Pękaty skarbczyk czasem pomaga.
    A czasem nie. Przeciwnie, pogłębia wahania i niepewność. 😦

  2. Tom Says:

    „pachnie dinozauryzmem rodzicielskim” – 😆

  3. basia Says:

    Jasne, że nie zawsze.
    Bo wiedza o konwencjach, opanowanie kilku (przynajmniej) z nich – to jedno.
    A decyzyjność – to drugie (zawsze trudniejsza w sytuacji szerszego wyboru).

  4. marzena Says:

    tylko widzisz – pokolenie rodziców, dziadków czuje się obowiązane przekazać „dziedzictwo” w wersji poprawnej, najwartościowszej. mając nadzieję, że kody rówieśnicze zbytnio go nie zepsują.

    po prostu, na starość wszyscy stajemy się konserwatystami, czy tego chcemy, czy nie. 🙂

  5. basia Says:

    I co – niby taki młody bystrzak nie zrozumie, że język ma kilka wariantów, które trzeba poznać i umieć zastosować (plus – może twórczo wzbogacić)?…
    Wiecej – sprawne i wczesne wytłumaczenie tego wszystkiego ‚rozbroi’ pretekst do niejednego buntu werbalnego; pokaże, że „tak” postępowały pokolenia młodych od stuleci; skanalizuje twórczo sprzeciw…

  6. marzena Says:

    tak? to powiedz mi, jak sobie niby wyobrażasz „kanalizację sprzeciwu” siedmiolatka na przysłowiowych „imieninach cioci-kloci”? 😉 jedyny sposób, to nakazać, że ma postępować i wysławiać się „TAK I TYLKO TAK” – żadna względność i mozliwość wyboru moim zdaniem nie istnieje – bo do niczego dobrego nie doprowadzi.

  7. marzena Says:

    ups – „zachowywać się i wysławiać” – żadne tam „postępować” 😉

  8. basia Says:

    @Marzena: Różnie to wygląda w przypadku różnych kultur. Niemcy na przykład, obstawieni podręcznikami o regułach, jakich powinny nauczyć się dzieci – jeśli już zabierają je na wizyty dorosłe – traktują takie okazje właśnie jako poligon manier konserwatywnych. Inaczej egzekwowanych w przypadku dwu-czterolatka, inaczej dziecka starszego. Swoboda ekspresji jest mniejsza (choć momenty ‚szaleństwa’ niewykluczone).
    A w Anglii też widziałam wiele praktycznych przejawów ‚wychowania do wyboru zachowania ze względu na wartości’ – i to w środowiskach, wydawałoby się, bardzo permisywnych. Im większa wielokulturowość, tym staranniej trzeba przygotowywać i ostrzegać malucha. Na przykład: co jako-tako ujdzie trzylatkowi wobec starszej Europejki, może być potraktowane jako śmiertelna obraza przez niektóre kręgi hinduskie czy arabskie… kody kulturowe mnożą się tu i nawarstwiają w postępie geometrycznym…

  9. TesTeq Says:

    Nie chcę być niegrzeczny, ale wielokulturowe dyskusje teoretyczne są najbardziej owocne, ponieważ nie krępują ich doświadczenia osobiste zebrane w praktyce.

    Co do stosunku do języka, uważam, że jest to dziedzina wychowania, w której – wraz z moją żoną, babciami i dziadkami – odnieśliśmy bardzo dobre rezultaty. Udało nam się bowiem przekazać moim dzieciom twórcze podejście do języka i otwarcie na jego różne odmiany. Gdy mój syn mówi „poszłem do sklepu”, to wszyscy doskonale wiemy, że on wie, iż jest to niepoprawna forma i stosuje ją jedynie, jako środek wyrazu.

  10. marzena Says:

    w praktyce okiełznanie trzylatka bywa trudne. a zabierać go (ich) „do ludzi” trzeba. albo nie ma innego wyjścia. 😦

  11. basia Says:

    @TesTeq: Nie chcę być niegrzeczna 😉 ale moje dywagacje o wielokulturowości (i wielokodowości) są oparte prawie-wyłącznie o doświadczenia praktyczne. Inaczej nie ośmieliłabym się zawracać Państwu nimi głowy. Sukcesy wychowawcze (i ~’fotogenia’) wielu rodzin, gdzie pracowałam, miały swe podwaliny właśnie w pełnej, precyzyjnej współpracy i rozumieniu reguł-ograniczeń narzucanych dzieciom, przez wszystkich domowników – nawet asystentkę dziadka-lekarza czy korepetytorkę przychodzącą raz w tygodniu. Nie mówiąc o co-wieczornych babysittingach czy całodziennej pracy z dziećmi. W wielu rodzinach: różnych ogromnie… i wielokulturowych.

    „Niepoprawną formę” można czasem zastąpić określeniem „niestandardowa”. Mniej piętnująco brzmi… 😀

    @Marzena: I jeszcze jak trudne. Zwłaszcza, gdy nie chcemy wychować ‚maminsynka’ a osobę żywą, przebojową, wychodzącą na spotkanie światu…
    Moi najfajniejsi Niemcy przygotowywali swego niespełna trzyletniego syna (bardzo żywiołowego) do wizyt poprzez włożenie go w staranniejsze ciuchy, nawet psiknięcie perfumami taty, obserwację ich ruchów, nagle staranniejszych, jakby ‚wyciszonych’ i ‚powściągliwych’ (np. sportowa mama nagle na bardzo wysokich obcasach) oraz powtarzanie magicznych ‚trzech zasad’, z których był rozliczany po powrocie. Mówię o wyjściu do osób, gdzie T był jedynym dzieckiem. Inaczej jest, gdy równolegle odbywa się ‚kinderparty’ albo choć są inne dzieci i jakiś playroom (plus – daj Boże – wynajęta osoba do opieki nad tą całą ‚paczką’).

  12. TesTeq Says:

    Nadal, nie chcąc naruszać kanonów dobrego wychowania, pragnę zauważyć, że czym innym jest doświadczenie obserwatora danej kultury i kultywujących ją ludzi, a czym innym doświadczenie wychowawcy usiłującego przymocować na stałe kaganiec kanonów do pyskatego pyska. 🙂

  13. foma Says:

    – Nooooo
    – Tak
    – No tak…
    że rzucę przykładem

  14. basia Says:

    @TesTeq (8:25): Owszem – sprecyzujmy, że skoro „obserwacja”, to bardzo mocno „uczestnicząca”, z niezłą gimnastyką umysłu, natężaniem woli, mnóstwem wylanego potu (niekiedy), a i – w paru przypadkach – z większym poczuciem odpowiedzialności, niż ignoranccy (pod każdym względem, nie wyłącznie psychologii rozwojowej), zepsuci bogactwem i kontaktujący się z pociechą przez godzinkę-dwie* rodzice.
    Mój debiut ‚wychowawczy’ miał mce gdzieś w okolicach dziesiątego r.ż. – budząc zdumienie Mamy i innych z otoczenia (‚tyle cierpliwości i konsekwencji – czasem więcej, niż ja mam’) – to było oczywiście na długo przed liźnięciem pierwszych pedagogiczno-psychologicznych mądrości… – po czym, tak się składa, mam permanentne, nieprzerwane, wielofrontowe doświadczenia wychowawcze. Także w kontekście najbardziej syzyfowym – gdy „dom” (tak zwany) regularnie i „metodycznie” burzy moją-naszą pracę.
    Zatem najczęściej sprowadza się to do: więcej obowiązków i poczucia odpowiedzialności, niż ew. splendorów… – cóż – i tak bywa 🙂

    ___
    *dziennie… dobrze, jeśli tyle – bodaj w niektóre weekendy 😦

  15. basia Says:

    @foma: Wstęp zaistniał w określonej ramie stylistycznej, drogie dziecko. A co po nim? 😀

  16. TesTeq Says:

    Podziw jeno pozostaje mi wyrazić. I przeprosić za moje niewczesne insynuacje.

  17. basia Says:

    Eeetam – od razu insynuacje! 😀 Raczej kontrapunkty zastrzeżeń i wątpliwości (do których-em zresztą przyzwyczajona) 😉

  18. Mru Says:

    A co z przeciętną „progeniturą”, taką, jak Mru? Której mieszają się konwencje i pod budką z piwem leci w „azali” i „zaiste”, a u cioci-kloci sobie robi powtórzenie i utrwalenie wiadomości nabytych wieczór wcześniej pod budką z piwem?… 😐

  19. TesTeq Says:

    A właśnie, że to były insynuacje! I to niewczesne, bo wysnute tuż przed i tuż po godzinie ósmej, kiedy wiele dzieci zgłębia już w szkole tajniki polszczyzny.

  20. foma Says:

    To nie był wstęp, tylko zakończenie. A wcześniej może być mnóstwo wariantów, droga wychowawczyni…

  21. Anonimowy Celebryta Says:

    Mru,
    w takiej sytuacji zawsze można wykorzystać okazję, aby posiedzieć cicho. 😉

  22. Mru Says:

    Widzisz, Anonimowy Celebryto, Mru sobie nawet zapisał w kajeciku maksymę:

    Błogosławieni, którzy – nie mając nic do powiedzenia – nie oblekają tego faktu w słowa.

    Jednak, jak widzi dysputę, to mu się dalej zachciewa włączyć. Nawet wtedy, jak nie zna faktów ani konwencji. 😆

  23. foma Says:

    Bo to jest taka niekonwencjonalna wola działania…

  24. Mru Says:

    Niekonwencjonalna wola działania zmusza niniejszym Mru
    do zacytowania
    ni do rymu, ni do taktu
    /(tak, do rymu, tak, do taktu)
    :

    Nowa k o n w e n c j a już się tworzy,
    Nie mów: konwencja długich noży.
    Nie wątpię, że jest bardzo zła,
    Lecz wynalazłem ją nie ja.

    Mru czasem jednak słucha i czyta. Na przykład, tutejszą Gospodynię. Toteż chce sobie czasem powtórzyć i utrwalić, co posiadł. Albo przysiadł Głośno, czyli forte! (Chce sobie powtórzyć, bo przysiadł oczywiście ci_i_icho). 😆

  25. Mru Says:

    A teraz Mru przyjmuje na swe niekonwencjonalne barki auto-bana (copyright Basia) na blogu Basi. I na wszystkich innych blogach, co łatwe, bo komentuje tylko ten jeden.
    Do Świąt.
    Za powyższe popisy.
    Za grzechy swoje serdecznie żałując.
    Tylko – czy szczerze?
    (Lecz to wie tylko on – Mru.)

    ps. Gospodyni poprawi kropeczkę w poprzednim komentarzu. Konwencje są konwencje. 😉

  26. Renata Says:

    „Z konwencjami” bywa bardzo różnie w różnym wieku dziecka. U mnie zdawało egzamin (i to nawet w okresie buntu) perswadowanie, że do mamy można odnieść się swobodniej,ale babci na pewno było by w takim wypadku przykro.Bo została wychowana i wykształcona w innych czasach.

    Mru,ja też piszę tylko tu,a zajrzeć mogę „i ówdzie”,co i Tobie polecam. 😀

  27. basia Says:

    Padnięta… Ale taki piękny dzień trzeba było wykorzystać – bodaj okruszynkowo 😀

    Zatem – na razie – ostatni będą pierwszymi: jeśli „ówdzie” Reni jest jakoś pokrewne z moim „ówdzie”, to serdecznie wszystkich „oszczędnych słowem” zachęcam do bywania i komentowania (wiem, wiem, niezbyt stosowny wieczór na agitacje na rzecz wirtualu). Ale jeślilby mieli jakoweś bany 😉 śluby i inne auto-obostrzenia 😉 – niech przynajmniej uważnie czytają (co najmniej pozycje z mojego własnego blogrolla – choć można więcej 🙄 😎

  28. basia Says:

    @Mru (9:49): Mru mi nie wygląda na takiego-znów przeciętniaka, skoro po tylu latach pamięta „azali” i „zaiste”… 😉

    @TesTeq (10:14): Ach te realtywizacje, proszę Maestra 🙄 Jedni o ósmej odrobili już pół etatu, inni startują do dyktanda albo maturalnych esejów… Inni zaś powiedzą, że taka godzina to środek nocy 😮

    @foma: Wariant nieprzedstawiony zmierza do nieistnienia, drogie dziecko – że polecę parafrazowo poetą… 😐

    @AC (10:50): Cicho? 😮 Na blogu? 😯 Eeeee 😥
    (Trzeba choć bąknąć: „byłem, czytałem” 😀

    @Mru (10:58): Niektórzy mówią, że erudycja musi kiedyś nadążyć za elokwencją 😐 😀

    @foma: wola działania podbudowana wszakże konwencjonalną bronią i innymi sierodkami…

    @Mru (11:35): czyli Mru przysiadł (w wiadomym towarzystwie 😉 ) cały Traktat moralny? Ślicznie, drogie dziecko. Niniejszym zadaję na za tydzień Poetycki 😀

    @Mru (11:44) Coś się wyboisty okazał ten auto-ban 😉 😀

    @Renata (12:24): I o to chodzi – wybór konwencji ze względu na wartości! Inaczej – wszystko można, lecz nie wszystko pożyteczne 🙂

  29. Mru Says:

    Zgadza się, Mru trwale zapamiętał „azali” i „zaiste”..

  30. basia Says:

    🙂

Dodaj komentarz