Babel

Gdy w środku porannej nocy zobaczyłam na szybie autobusu z Ciechanowa napis „Salida de emergencia” – uświadomiłam sobie, że w Tatrach AD 2008 brakowało mi dotychczas jednej rzeczy – wielojęzyczności… W takim na przykład wrześniu’03 języki obce były bodaj główną ‘socjologiczną’ obserwacją. Zaskoczeniem, że aż tyle tego… i dosłownie zewsząd dobiegają.

Jakby na życzenie – para siedząca trzy rzędy za mną zaczęła rozmowę po włosku… delikatnym szeptem, pełna kultura. Za chwilę gdzieś w przodzie zabrzmiał litewski (do telefonu) i polski z wileńskim zaśpiewem (do współpasażera)…

Najwyraźniej sezon międzynarodowy zaczyna się w Tatrach i ich okolicach dopiero w sierpniu. Zresztą i samych Polaków jest znacząco więcej, co pokazał wieczorny korek z Morskiego Oka (w lipcu w środku tygodnia busy jeździły tam rajdowo…)

Nasi południowi sąsiedzi dysponują, jak wiadomo, czterema piątymi Tatr – częścią o nieporównywalnie większej atrakcyjności. I to Słowacja kojarzy się przeciętnemu Niemcowi czy Anglikowi ze słowem ‘Tatry’. Tradycyjnie w te góry przybywa też wielu rozkochanych w nich Czechów – zwłaszcza starszych. Słychać węgierski, włoski, hiszpański, wiele rosyjskiego. Oczywiście angielski i niemiecki. Zazwyczaj w takiej grupie jest jedna osoba (często ‚gospodarz’: Polak czy Słowak) znacznie bardziej ‚napalona’, niż pozostałe, które są na etapie przechodzenia przez wszystkie zwątpienia, irytacje i fascynacje związane z przemieszczaniem się w wertepiastych pionach i poziomach.

Gdy Słowacy wybijali się na niepodległość – byli bardzo wrażliwi na punkcie używania własnego języka, nie mieszania go z czeskim, itd. Z tamtych czasów został mi zwyczaj pytania, jak mam mówić (by nie urazić błędem, czy – nie daj Boże – jakimś czechizmem).
Teraz wyluzowali. A i Polacy są wciąż pewnym i pożądanym klientem. Więc gdy o ósmej, przed startem w Jaworową, zadzwoniłam do Chaty Zbójnickiej z zapytaniem o nocleg – chatar natychmiast zaprosił: ‘dobrze mówite w slowenczinie ale możete mówit’ po polsku’.
Trudno jest czasem dociec (podczas krótkiej wizyty-przypomnienia), jak ‘powinno się’ coś szczegółowego (czy ciekawego gramatycznie) rozwiązać – każda ze stron ułatwia życie drugiej stosując mieszankę językową i inne uproszczenia.
Jeszcze ciekawszą mieszankę obserwowałam u trzech panów, którzy przewijali się przez mój szlak** cały czas od Przełęczy Lodowej (też nocowali w Zbójnickiej, lecz wyszli później i dlatego byli na Grzebieniu gdy ja już schodziłam z Małej Wysokiej): goście ci gadali ze sobą na przemian po czesku, słowacku, węgiersku i niemiecku.

Na Słowacji pozdrawiam nieznajomych po słowacku. Polacy na ogół mówią nasze własne ‘dzień dobry’. Góral spod Nowego Sącza zaczął mnie strofować na Czerwonej Ławce, czemu witam po słowacku brata-Polaka. Ja, że nie podsłuchiwałam wcześniej, kto zacz ten chłopak, a jesteśmy w gościnie i ładnie jest odnosić się z kurtuazją do kultury gospodarzy… Małego narodu, trochę tłamszonego do niedawna.

Inna sprawa, że, schodząc z Przełęczy Lodowej, wyprzedzając, będąc wyprzedzaną przez wielojęzyczny tłum, przeszłam w końcu na angielskie ‘hi’ – tyle było tego językowego pomieszania z poplątaniem. A i potem, na Czerwonej Ławce, podczas oklejania wszelkich zadraśnięć (i całkiem pokaźniej rany Niemca z Jeny)*** ze cztery języki były w użyciu. Nastolatki spod Sącza skomentowały do swego opiekuna: ‚widzisz, języki przydają się nawet na łańcuchach’.

___
*w pustawym, luksusowym autokarze, liczącym za przejazd z Krakowa pod Tatry jedyne 17PLN a nie 20, jak zdziercy z Małopolski… ech, gdybyż jeszcze te przelotowe z Mazowsza przyjeżdżały o czasie a nie zjawiały się na Matecznym, gdy jeszcze powinny wypalać papieroska na RDA (zmuszając Basię do spastycznego poranno-nocnego sprintu)…
**i cały czas besztali mnie żartobliwie, że za szybko chodzę i nie mogą mnie dogonić… choć nad Litworowym ‘czekałam na nich’ aż trzy godziny… i byłam pewna, ze już dawno przeszli… a tu – też piknikowali długo w innym rejonie Stawu
***połowa dużego zapasu plastrów się tam wyczerpała…

Komentarzy 18 to “Babel”

  1. PAK Says:

    Ech… Słowacy rzeczywiście wyluzowali — Słowaczka, która u nas pracuje gorzej pamięta słowacki hymn od dyrektora-Polaka. (Swoją drogą, dyrektor powinien wiedzieć lepiej, nieprawdaż?)

    I dobrze, że ludzie uczą się języków. Pamiętam jak parę lat temu w banku w Krakowie pewien Holender w mojej obecności wymieniał pieniądze. Pracownik banku zwrócił się do niego w pewnej chwili wymieniając kwotę:
    — One hundred achundfunfzig.

  2. TesTeq Says:

    Wszyscy w dużym stopniu wyluzowali. Z jednej strony to dobrze – ludzie chcą po prostu załatwić swoje sprawy i dogadać się – perfekcja nie jest już istotna. Z drugiej strony niedobrze, gdyź to podejście zaczyna rodzić bylejakość w naszym życiu i sposobie wysławiania się.

  3. basia Says:

    Osochoci – ten pracownik banku był bardzo wielojęzyczny…

    Ale żeby dyrektor musiał znać hymny wszystkich nacji u niego pracujących?… 😮 A może jeszcze czysto je śpiewać?… 🙄 😯

  4. basia Says:

    @TesTeq: A może tylko bylejakość w niektórych sytuacjach. Życie jest chyba jedną wieczną racjonalizacją:
    -kiedy musimy coś rozumieć dogłębnie versus kiedy możemy sobie pozwolić na pobieżności
    -kiedy musimy wykonywać jakąś czynność perfekcyjnie vs kiedy możemy jako-tako…
    …i tak dalej…

    …chyba ważne, by wiedzieć, w jakim punkcie na skali perfekcyjności jesteśmy w danym momencie i dlaczego… albo – w imię czego…

  5. TesTeq Says:

    basia pisze: „chyba ważne, by wiedzieć, w jakim punkcie na skali perfekcyjności jesteśmy w danym momencie i dlaczego… albo – w imię czego…”

    Tak, to jest istota problemu, ale z moich obserwacji wynika, że ludzie często „wyluzowują po całości”. Nie rozróżniają niuansów sytuacji. Na przykład, pod pretekstem upraszczania życia, wysyłają żonie smsa na rocznicę ślubu zamiast zaprosić ją na kolację przy świecach. W ich – skądinąd uzasadnionym – mniemaniu sms równie skutecznie, jak kolacja dowodzi tego, że pamiętali o rocznicy, więc po co różnicować formę komunikacji.

  6. basia Says:

    Ech, sprawy, zjawiska i przykłady z tej akurat beczki to mój ‚konik’, więc może teraz nie powiem nic ponad ‚you can say it again’…

  7. foma Says:

    Może kolacją świętowali rocznice, jak nie mieli komórek? Teraz się dorobili i mogą zaszaleć esemesem…

  8. basia Says:

    😀 …

  9. PAK Says:

    O właśnie — znajomy wczoraj kupił żonie komórkę. Nie wiem po co, bo oboje mają już chyba po trzy. Choć z drugiej strony jeśli wyśle SMSa na dwie z tych jej trzech, to będzie to świadczyło o mniejszej pamięci, niż jeśli wyśle na wszystkie trzy.

  10. basia Says:

    A czy trzy smsy na jeden telefon byłoby bardziej kurtuazyjnie, niż po jednym na każdy?… Czy wprost przeciwnie?…
    A jak się tu mają wyrafinowane mmsy?…

  11. PAK Says:

    Trzeba tę dowolność ukrucić, jakimś wydawnictwem typu: „Grzeczność w komórce”.

    PS. Znajomy właśnie kupił telefon do dobrych MMSów.

  12. basia Says:

    …a powiemy śmiało
    grzeczność nie jest nauką łatwą ani małą…

  13. TesTeq Says:

    PAK mówi: „Znajomy właśnie kupił telefon do dobrych MMSów.”

    Świetny pomysł. Telefon do dobrych MMSów i SMSów. Przed wysłaniem taki telefon sprawdzałby, czy wiadomość nie zawiera obraźliwych, nieuprzejmych lub nieprzyzwoitych treści i na tej podstawie decydował, czy należy ją wysłać, czy nie. Jeśli zawartość nie kwalifikowałaby się do wysłania telefon wypisywałby komunikat:

    „Zmień treść. Wiadomości w takiej formie nie wypada mi wysyłać.”

  14. PAK Says:

    Prawdziwie dobre interesy można robić jednak nie na komórkach do wysyłania wyłącznie dobrych SMSów i MMSów, ale na tych, które tylko takie przyjmują. I komunikaty:

    „Otrzymany SMS jest nieczytelny…”

  15. foma Says:

    A te mniej inteligentne mogą tylko:
    „Intencje ślącego są niewyraźne…”

  16. basia Says:

    🙂 🙂 🙂

  17. Quake Says:

    Potwierdzam w całej rozciągłości – Słowacja to istna wieża Babel 🙂 A sytuacje, w których druga strona próbuje sobie przyswoić nowe słówko są czasami wprost urocze 😎

    Kilkakrotnie udało mi się słyszeć, że nasi rodacy naiwnie wierzą, że są jedynymi Polakami w okolicy. Ta wiara prowadziła czasami do dość zabawnych rezultatów 😉 Morał z tego płynie taki: zawsze trzeba uważać co się mówi, gdzie się mówi i w jakim języku 😆

  18. basia Says:

    Naiwną wiarę niektórych Polaków (i Polek), że nikt (w polu rażenia fal akustycznych przez nich właśnie uruchamianych) nie rozumie mowy Kochanowskiego, poznałam daaawno… w Londynie 😀

Dodaj komentarz