Z mojej trzytygodniowej kelnerskiej przygody pamiętam najlepiej ‘dzień jeden’: pierwsza naprawdę wiosenna sobota i mnóstwo, mnóstwo gości. Pod koniec czternastogodzinnego dnia byłam pewna, że noc nie wystarczy na zregenerowanie się… dojście do siebie obolałych nóg (wystarczyła… a niedziela nie była już aż tak szalona). Szef, jedyna poza mną załoga, wiedział jednak, jak mnie podbudować – wziął pudełko po kasztanach jadalnych, wyrzucił zeń monety: ‘to twoje, tylko dzisiaj, jeden dzień z siedmiu, oczywiście dodatek do tygodniówki, na jaką się umówiliśmy… w tygodniu nie będzie, naturalnie, aż tak dobrze, ale dziś byłaś świetna… w ogóle, nie tylko „jak na pierwszy dzień”’…
Doceniono mnie na prawie 40 funtów; tygodniówka opiewała na 130. Miałam Easter hol’96. I spore potrzeby inwestycyjno-konsumpcyjne…
Armia kelnerska UK zawsze zarabiała kiepsko. I zawsze w podtekście było: ‘ale są jeszcze napiwki’. By wyrównać krzywdy świata tego, Labour wprowadziła w 1999 tzw. ‘national minimum wage’. I tu się zaczęło. Wraz z tym wydarzeniem oraz równoległym, coraz powszechniejszym płaceniem rachunków restauracyjnych kartami kredytowymi – managements wielu biznesów restauracyjnych (w tym – potentatów sieciowych) doszły do wniosku, że można wypłacać personelowi podstawowe tygodniówki właśnie z tych dobrowolnych dodatków szczodrego, zadowolonego klienta. Albo inaczej je umniejszać, zagrabiać… Doszło nawet do kontraktów o brzmieniu/asumpcji: ‘basic wages – £ 0.00 per hour’!
Bulwersowało to licznych ‘wtajemniczonych’ od dawna. Brytyjska kultura bywania i wynagradzania ‘niżej sytuowanych’… (‘niżej’ w danym momencie – np. naszej dobrej zabawy w ‘jakościowym wolnym czasie’), to coś bardzo szczególnego. Obrośniętego ceremoniałami i odruchami myślowymi. Eleganckie patronising; wzorowane na arystokracji, bezbłędne maniery (na jakie pozwolić sobie może teraz każdy reprezentant klasy średniej); podskórny kult ‘gry fair’ i taczerowskiego ‘spirit of free enterprise’… Kelnerzy to nierzadko studenci… także zagraniczni – a więc również kształtowanie charakteru człowieka, jego wytrzymałości… co tak lubią promować ‘typowi Wyspiarze’.
Poza wszystkim: ‘chcę dodatkowo wynagrodzić dokładnie tę osobę, która mnie obsługiwała… nie żadną inną a już z pewnością – nie ich management’. Bo taki na przykład restauracyjny Londyn, to zjawisko najkosztowniejsze w świecie (wyliczono w zeszłym roku)… i to jeszcze zanim zdecydujemy się na dodanie service charges and gratuities. (Restauratorzy narzekają, że profit margins spadły niebezpiecznie… także z powodu zwyżki cen paliw/żywności).
Nie zawsze jednak można się było dowiedzieć prawdy o tym, dokąd idą sumy dodane ‘opcjonalnie’ do rachunków (nie opodatkowane VATem!) Personel ma często zakaz odpowiadania szczerze na zapytania… a cctv wiele wychwycą.
Aż para zrzuciła pokrywki. Przedwczoraj Independent serią tekstów ogłosił ‘kampanię narodową’ na rzecz traktowania fair personelu kelnerskiego (‚Fair Tips, Fair Pay’)… z barwnymi opisami złych praktyk i sprytnymi wskazówkami dla klientów, jak dać ‚tip‚ by trafił do tej kieszeni, do której chcemy, by trafił. Już w następnym dniu* (wczoraj!) o problemie wypowiedziało się Downing Street. Nareszcie!
___
*’Hours after The Independent published a front page story disclosing how restaurants pocket much of the money, Gordon Brown’s official spokesman said the Government wanted to see a „fairer and more transparent” system and intended to make an announcement shortly’.
17 lipca 2008 o 10:43 am
Uprasza się o traktowanie fair personelu komentatorskiego i zadawanie do domu tematów szerzej znanych.
(Swoją drogą przeróżnych knajpek i innych przybytków gastronomii też u nas przybywa i praca kelnera zapewne nie będzie w przyszłości równie egzotyczna jak w przeszłości.)
17 lipca 2008 o 10:58 am
@pak4: Autorka nie wypłaciła tygodniówki za komentowanie na jej blogu? Pewnie to przeoczenie. Ja nie narzekam ani na terminowość ani na wysokość honorariów komentatorskich przekazywanych przelotnie-pobieżnie-przejściowo. 🙂
17 lipca 2008 o 11:08 am
Niedawno oglądałem film o brytyjskich kelnerach. Włos na głowie się jeży na myśl, ileż to możliwości urozmaicania sobie i klientom życia mają…
Kucharze mają swoje możliwości, niezależnie od kelnerów…
Gość nie ma szans z personelem, dlatego warto nie drażnić lwa przed posiłkiem 😉
Ale w przypadku udanej wyprawy, a co ważniejsze: bywania w jednym miejscy cyklicznie, warto pamiętać o personelu 🙂
17 lipca 2008 o 11:17 am
TesTeq, co głowa do biznesu to głowa. Wypłacane honoraria!
Ja co najwyżej mogę liczyć na rozliczenia barterowe, choć i tu mam nadwyżkę w eksporcie… 😆
17 lipca 2008 o 11:37 am
Basiu:
Ja TesTeq’a rozumiem. A przynajmniej tak wydaje mi się. Chodzi o to, że dla komentatorów same notki są nagrodą. (No oczywiście, jest też wymiana barterowa, a foma rulez 😉 )
Ale chyba TesTeq nie zrozumiał mojej ironii-nie-ironii, że to temat specyficzny, o którym trudno się dyskutuje, a nie każdy ma głowę do efektownego wierszyka.
W każdym razie i u nas zmienia się styl życia. Pamiętam znajomą, która po paruletnim pobycie za granicą ze zdziwieniem zobaczyła, że w przeciwieństwie do Polski, którą pamięta, istnieje u nas sporo knajpek, a te mają klientów.
PS.
Postanowiłem kupić buty w góry. Zaoszczędzę za to na kelnerach 😛
17 lipca 2008 o 11:37 am
Klient ma zawsze rację.
Albo dwie – jak zamówi….
17 lipca 2008 o 11:45 am
No tak, ja jedyny tu szwarcnick…
17 lipca 2008 o 11:51 am
@pak4:
Za swoją ciężką orkę
Dostanę dziś kasiorkę.
Nie tylko za wierszyki,
Lecz też za oftopiki!
17 lipca 2008 o 12:02 pm
@PAK: Gratulacje z powodu obuwniczo-górskiej decyzji…
Ach, te racjonalizacje wydatków!… Ale znów ze zbyt pełnym portfelem rozgrywać życie?… trochę jak grać w tenisa bez siatki… 😉 😀
P.S. Gdy się ma potrzebę skomentowania, a nie wie, co napisać – można:
-o coś dopytać
-napisać: przechodziłem-przeczytałem-idę dalej (/-real wzywa)
-napisać: hmmm, bardzo interesujący tekst
-napisać: no comments (today)
😉
Btw, miałabym wielką ochotę na wiele bryknięć, ale real mnie wzywa dziś wyjątkowo brutalnie 😦 aż do lunchu… znaczy, takiego mniejszego obiadku, bo – zachodnią modą (a i coraz bardziej – polską) – traktuję kolację jako główny posiłek dnia.
@zeen: Szwarcnick? Wciąż?… 😮 A mówię już od tylu miesięcy – założyć blog!… 😀 Jeszcze Pana Wielce Szanownego bym zdołała poczytać a nawet skomentować (po znajomości – bez kolejki, w której czeka kilka blogów do obwąchania w pierwszej wolnej chwilce… albo – po zredukowaniu czegoś)…
Ale przyjdzie sezon czytelniczy… długie, ciemne wieczory, skisła pogoda… listopad, luty… (bo już grudzień i styczeń nie bardzo 😉 ) 🙂
@TesTeq: Fascynujące są drogi (meandry, dryfy, odskoki) niektórych wymian myśli pod wpisami – tych rzeczywistych w porównaniu z jakoś-tam wyobrażonymi przez autora notki…
Dla mnie momentami rewelacja! 🙂
17 lipca 2008 o 11:26 am
@PAK: Dałam linki… można szybko obwąchać tę pracę domową 😉 – ale nie sądzę, by była to taka egzotyka w Polsce. W UK armia ponad 220,000 samych kelnerek i kelnerów… nie licząc kitchen porters… a i nie wszystkie statystyki ujmują zatrudnionych nieoficjalnie, co niekoniecznie oznacza – traktowanych mniej fair… najczęściej… wprost przeciwnie!…
A już na pewno ważne jest te kilka przyczynków do brytyjskiego stylu życia: ‚eating out’ (zjawisko stosunkowo świeże, ma – na masową skalę – może 30 lat); traktowania się nawzajem ‚customer – hospitality business employee’; zwyczaje wielkich sieci, korporacji; regulacje państwa-niani, które czasem obracają się przeciwko ‚protegowanym’… itepe, itede
– Wszystko warte wzmianki… szczególnie przy TAKIEJ okazji. A jeśli nawet trrrroszeńkę egzotyczne – tym lepiej, jest jakaś wartość poznawcza… i nawet cząstkowo – z pierwszej ręki 😀
@TesTeq: Maestro, to jest komentarz tygodnia! Nieopodatkowany bonus przyjdzie, jak zwykle, terminowo. (Zupełnie nie rozumiem, co z tym przelewem do PAKa 😮 ) 😉 😀
@zeen: Byłabym ostrożna z filmami. O różnych urozmaicających historyjkach też mogłabym godzinami 😀 Ale generalnie jest to: ‚customer is always right’… Jeśli nie – od poniedziałku poradzimy sobie bez ciebie… Czasem nawet – już od soboty…
@foma: Nie ponegocjował Pan dostatecznie stanowczo?… 😆
17 lipca 2008 o 12:42 pm
basiu, nie wiedziałem, że w ogóle należy negocjować… Ale skoro należy – list handlowy czeka na biurku 😆
17 lipca 2008 o 1:22 pm
…zaczynają się schody… 😐
17 lipca 2008 o 1:42 pm
Dziś na świecie jest niewielu
Zwykłych ludzi nie-blogerów,
Szansę mam być wtedy śliczny,
Gdy wśród mas będę nieliczny.
Pięknie być tu nie-blogerem,
Świecić swym schwarzcharakterem 🙂
Jeden taki superchwat,
Co ma w (np. schowku)) cyberświat 😉
17 lipca 2008 o 1:52 pm
…to się jeszcze okaże…
17 lipca 2008 o 1:52 pm
Jest film, w którym rozmowa o napiwkach stanowi istotny element tworzenia wizerunku bohaterów (dla osób wrażliwych uwaga: tzw. „wyrazy” padają dośc gęsto):
http://www.youtube.com/watch?v=HXLVGarpTzc (od 4:15 do 7:25)
Nice Guy Eddie: C’mon, throw in a buck!
Mr. Pink: Uh-uh, I don’t tip.
Nice Guy Eddie: You don’t tip?
Mr. Pink: Nah, I don’t believe in it.
Nice Guy Eddie: You don’t believe in tipping?
Mr. Blue: You know what these chicks make? They make shit.
Mr. Pink: Don’t give me that. She don’t make enough money that she can quit.
Nice Guy Eddie: I don’t even know a fucking Jew who’d have the balls to say that. Let me get this straight: you don’t ever tip?
Mr. Pink: I don’t tip because society says I have to. All right, if someone deserves a tip, if they really put forth an effort, I’ll give them something a little something extra. But this tipping automatically, it’s for the birds. As far as I’m concerned, they’re just doing their job.
I tak dalej, i tak dalej… 😉
17 lipca 2008 o 2:02 pm
Znamy, znamy…
…Jakie tam wyrazy… Zresztą po angielsku nawet najmocniejsze na mnie nie działają… 😉 😀
‚A co do putting forth an effort’ – zgoda. TYlko różni ludzie mają potrzebę czucia się usatysfakcjonowanymi (wysiłkami obsługi względem naszej osoby) ‚zawieszoną’ na różnym poziomie.
Oczywiście, osobiście uważam, że gdy piszą: ‚VAT & service charge incl.’ – dodawanie jeszcze 5 funtów jest lekką przesadą. Ale bardzo wielu uważa inaczej… de facto w równym stopniu celebrują siebie, swój sukces, swój czas wolny, święto, towarzystwo, z jakim są – co miłego kompetentnego kelnera/kelnerkę…
17 lipca 2008 o 2:04 pm
Tak gwoli wyjaśnienia: z faktu cytowania określonego tekstu nie wynika, że się z nim zgadzam 🙂
17 lipca 2008 o 2:07 pm
Szanowny Panie Radco,
Czy 17 lipiec 2008 @ 1:52 pm
nie podpada pod groźbę karalną?
Albo po jakiś inny, choćby mały paragrafik?
17 lipca 2008 o 2:09 pm
🙂
Ja też nie – choćby ze względu na pamięć tych trzech tygodni… 🙂
17 lipca 2008 o 2:10 pm
Panie szwarznick, ale o którą wypowiedź konkretnie chodzi? Basiną? Nie, nie podpada 🙂
17 lipca 2008 o 2:12 pm
@schwarznick & Pan Radca:
Jak to dobrze mieć dobrych adwokatów… 🙄
17 lipca 2008 o 2:14 pm
schwarznick chyba bardziej prokuratorem zalatuje…
17 lipca 2008 o 2:15 pm
Taki falsus procurator… 😉
17 lipca 2008 o 2:18 pm
@foma: Tak, pisałam do schwarznicka o tym, jak dobrym adwokatem byłby Pan Radca… w razie czego…
17 lipca 2008 o 2:32 pm
W razie czego? 🙄
Zupełnie inaczej zinterpretowałem inkryminowaną wypowiedź…
Przy okazji proszę nie mieszać jednej korporacji z drugą, bo chyba nie pałają do siebie miłością braterską
17 lipca 2008 o 2:35 pm
Gdzie nie stąpnąć – tam pole minowe… 🙄
17 lipca 2008 o 2:37 pm
foma: zwrot „w razie czego” zrozumiałem jako „gdyby tylko chciał nim zostać” 🙂
p.s. rzekoma niechęć obu korporacji to raczej mit, który z rzeczywistością ma niewiele wspólnego – przynajmniej w moim odczuciu.
17 lipca 2008 o 2:48 pm
schwarznick – falsus procurator
Radca zaś – inkryminator ?
17 lipca 2008 o 7:36 pm
Nie zadzierałabym z Panem Radcą… Chyba, że po stronie schwarznicka stoi ciemna strona mocy… 😉
17 lipca 2008 o 8:24 pm
Nie zadzieram, raczej staram się zachować równowagę…
17 lipca 2008 o 9:36 pm
Ufff, całe szczęście, że tylko „inkryminator”. Zawsze mogło być gorzej 😉
p.s. zachowywanie równowagi nie zawsze jest wskazane 😛
18 lipca 2008 o 6:02 am
🙂
‚zachowywanie równowagi nie zawsze jest wskazane’ – ale w górach raczej jest…
18 lipca 2008 o 8:46 am
No raczej 😉
Ale obywatelowi schwarznickowi raczej nie o góry chodziło… 😉
18 lipca 2008 o 9:02 am
Taaaak?… Nie o góry?… 😮 A o co?… 🙄
18 lipca 2008 o 10:24 am
Noooo, chyba żeby trzymać pion – tak ogólnie:
http://www.youtube.com/watch?v=huSBJYl1wTQ 😉
18 lipca 2008 o 3:27 pm
Raz, dwa, trzy za siebie!
18 lipca 2008 o 3:47 pm
Buuu! 🙄
18 lipca 2008 o 3:48 pm
Zaklepany! Zaklepany!
18 lipca 2008 o 3:56 pm
Być albo nie być –
Zadał to pytanie
Hamlet drapiąc swą rzyć,
Mając w planie wydalanie….
Odklepany!!!
18 lipca 2008 o 4:04 pm
żryć albo nie żryć
zadał to pytanie
ham w puszce mając tylko na śniadanie
18 lipca 2008 o 4:21 pm
Pić albo nie pić
Takim to pytaniem
Zaskoczył chłop babę
Kiedy spojrzał na nią
Berek!
18 lipca 2008 o 10:10 pm
Odbijany!
19 lipca 2008 o 4:58 am
😮