Na czterdzieści a nawet sześćdziesiąt głosów

W Royal Albert Hall trwają od ubiegłego piątku Proms: przez jednych ukochane, przez innych obśmiane. Nazywam je – nieco złośliwie – Eurowizją muzyki klasycznej… i odwiedzam pilnie każdego sezonu. 

 Na początku zawsze jest wrażenie, że program dwumiesięcznego maratonu (czasem po parę koncertów dziennie, wykłady, dyskusje) rozczarowuje. A potem – im dalej w las, tym więcej drzew – człowiek zanurza się w gęstwinę i słucha: w Albert Hallu, na spacerach, w domu… 

Pamiętne koncerty? Solti przed laty. Berlińczycy z Wagnerem. Rattle z Chorałową Beethovena w roku wstąpienia Polski do UE. Tenże Rattle promujący onegdaj Szymanowskiego. Falstaff w wersji Gardinera sprzed dekady (niestety, nie mogłam posłuchać English Baroque Soloists i Monteverdi Choir ‘pod Gardinerem’ w ostatnią niedzielę). Na pewno premiera The Beatles w wykonaniu The King’s Singers (’97). 

…I niewątpliwie – przedwczorajsze ‘prawykonanie po stuleciach’ cudem-odnalezionej mszy czterdziestogłosowej (w Agnus Dei – sześćdziesięciogłosowej!): Missa sopra Ecco si beato giorno, florentyńczyka, nadwornego kompozytora Medyceuszy, Alessandro Striggio. Geneza, monumentalizm, inspiracje, zagubienie się partytur, cudowne odnalezienie nut (przez pasjonata sprawy a przedwczorajszego dyrygenta, Davitta Moroney’a)… – wszystko to jest jak dalszy ciąg ulubionej bajki dla osoby, która ‘dawno, dawno temu’ wsłuchiwała się w ekstazie (po kilka razy dziennie) w czterdziestogłosowe ‘Spem in alium’ Thomasa Tallisa. Jak się okazuje – monumentalny motet Anglika powstał jako albiońska odpowiedź na czterdziestogłosowe Ecce beatam lucem Striggio (do niedawna Tallis uważany był za samorodnego geniusza w królestwie ‘ośmiotysięczników muzyki chóralnej’… w Spem in alium jest akurat 8 chórów).  

‘Polifoniczne Everesty’ uzupełniono motetem Aurora lucis rutilat i Magnificatem Orlanda di Lasso. W utworach a cappella Peter Phillips poprowadził swoich The Tallis Scholars, wzmocnionych głosami BBC Singers. Czy to przedwczoraj był koncert ‘Tallisów’ u Św. Krzyża (ich pierwszy w Krakowie, 2.06.’92)?… Krzesła, ławki i stalle obsiedli wówczas ‘krewni i znajomi królika’ – pewnego kręgu towarzyskiego pasjonującego się stylowym wykonawstwem muzyki dawnej i próbującego (niektórzy po 5-7 razy w tygodniu) własnych sił na tym polu. 

Peter Phillips starzeje się doskonale. The Tallis Scholars nie starzeją się wcale. Wielochóralność, przegrupowania, niebiańskość… W końcu gwóźdź programu – tu pałeczkę przejmuje ‘znalazca’ Davitt Moroney. Wszyscy wstrzymują oddech – dzieje się wszak historia. A mnie zaczynają powoli męczyć tak duże dawki muzycznego zgiełku – msza trwa prawie pół godziny – i zaczynam tęsknić do czystych motywów melodycznych Orlanda, tak pięknie wyegzekwowanych kilka minut wcześniej. Ale tak to już jest z polifonią polichóralną: na początku nieco drażni, może nawet odrzuca (jak mnie – Spem in alium po pierwszych odsłuchaniach) a potem zasysa bezlitośnie. 

Prawie północ – pokoncertowa rozmowa ‘o dziełach i wykonaniach’ zabiera kolejne pół godziny… Dobrze, że do domu blisko. Beato giorno…

 

http://bbc.co.uk/proms 

 http://www.bbc.co.uk/proms/2007/aboutmusic/p6_striggio_mass.shtml – notka o utworze i decyzjach wykonawczych – D. Moroney 

http://en.wikipedia.org/wiki/Alessandro_Striggio

http://www.radiotimes.com/content/features/promsblog/   

Jako, że nie było przerwy – fotkowy ‘urobek wieczoru’ jest znikomy. Po którejś z kolejnych wizyt w RAH napiszę o klimatach ‚okrąglaka’.  

Komentarzy 31 to “Na czterdzieści a nawet sześćdziesiąt głosów”

  1. Tom Says:

    Ha! A nie mówiłem 🙂 🙂 🙂

    Nie za bardzo rozumiem cel i sens tak bardzo wielogłosowego hałasu 😉 Do dziesięciu, jeśli ktoś mi powie, że tam było tyle głosów – to i owszem. Może być nawet a cappella 😈 , choć akompaniamencik nie przeszkadza. Ale więcej – „bardziej przeraża, niż zachwyca”, jak ktoś to trafnie ujął. Chyba żadnego snoba (ani snobki 😆 ) nie uraziłem? Nawet jeśli – to lecę do roboty.
    Pozdrawiam
    Tom

    P.S. A jednak wiedziałem o ważności odnalezienia manuskryptu mszy Al. Striggio. Profan ale z nadzieją na improvement – doceń.

  2. owcarek podhalański Says:

    Na mój dusiu! A dałaś, Basiecko, Poni Dorotecce linka do tego wpisu? Co prowda Poni Dorotecki teroz nimo … to moze lepiej dać, kie wróci.
    I pikne dzięki za linka do artykułu o smutnej historii Cutty Sarka. Eh, skoda, ze ten pikny statek nie naucył sie w pore od hyrnego Faniksa śtuki odradzania sie z kupki popiołu. Pozostoje pociesenie, ze jesce pare piknyk zabytków w Londynie zostało, w Grinicz tyz 🙂

  3. basia Says:

    @Tom: Takie czasy, taka konwencja. I nie na każdą okazję, ale na wyjątkowo uroczyste, ku czci wielkich (mecenasów), upamiętnieniu wyjątkowych wydarzeń. W małych dawkach – przepyszne… przy pewnym osłuchaniu, ale przecież do wielu stylistyk trzeba się przyzwyczaić.
    (I proszę mi tu ‚profanami’ nie kokietować… wszyscy wiemy, że niewiele wiemy) 🙂

    @Owczarek: Nie wiem, czy by to było mądre i eleganckie – zawracać Pani Redaktor głowę impresjami na kanwie ‚byłam-słuchałam’. Może po powrocie Pani Doroty z urlopu będę mieć jakieś kolejne wrażenia (i pomysł na napisanie o nich)… 😉
    Znajomi nie mają wątpliwości, że nowy Cutty Sark będzie ‚taki sam a nawet lepszy’. ‚Taki sam’ nie znaczy wszakże ‚ten sam’, niestety.
    Zabytków jest w Londynie sporo, ale gdyby tak skłonić turystów do gromadnego oglądania Millenium Dome albo David Beckham Academy – centrum odetchnęłoby z ulgą. Miasto-metro (-masa-maszyna 😉 ) się zatyka a hospitality business wciąż marzy o większych liczbach gości… 🙂

  4. badger Says:

    a tymczasem w Londynie

    http://wiadomosci.onet.pl/1425691,2678,1,kioskart.html

  5. owcarek podhalański Says:

    Basiecko
    Buuuu! Chlip, chlip! Jo nie fce zodnego nowego Cutty Sarka! Buuuu! Jo fce tego storegooooooo! Buuuu! Chlip …
    Zol, ze drewniane zabytki płonom. W Londynie Cutty Sarki, w Polsce – drewniane kościółki … jeden po drugim. Nawet pod Turbaczem – ćwierć wieku temu w Kowańcu, a kilkanaście roków temu w Niedźwiedziu. Pozostoje trzymać kciuki za kościółki w Olszówce, Dębnie, Łopusznej, Harklowej i Grywałdzie, coby im sie krziwda nie stała 🙂

    Badgerecku
    Przecie w londyńskik korcmak barzo dobre jedzenie dajom! Syn mojego bacy był w takim londyńskim Makdonaldzie, zamówił fiszmaka, frytki i lody z karmelem – syćko pycha!
    Fiszmak był zupełnie rozwodniony – barzo dobrze! Wiadomo, ze woda jest barzo wozno dlo zycia kozdego organizmu.
    Frytki smakowały jak styropian – barzo dobrze! Styropian łatwo sie nie psuje, nawet kie nie trzymo sie go w lodówce.
    W lodak z karmelem karmel ciągł sie jako butapren, a same lody były twarde jako kamień, ze łyzecki nijak wbić sie w nie nie dało – barzo dobrze! Takik lodów nifto nie jest w stanie zjeść, a skoro sie ik nie zje, to nie mogom one zaskodzić.
    A ci kontynentalni, kruca, to ino wybrzydzajom na angielskie jedzenie i wybrzydzajom 🙂

  6. badger Says:

    Owcarku
    nie na darmo PTerry sportretował Londyn jako Ankh-Morpork 🙂 – miasto w którym można kupić i zjeść parówki Pana Dibblera 🙂

    Oj, Owcarku, przypomniałeś mi kościółek w Łopusznej. Mój kuzyn ożenił się z dziewczyną z Łopusznej, ślub był w tym właśnie kościółku. Bardzo miło wspominam tamten pobyt. I Gorce.

  7. basia Says:

    Witam Cię serdecznie, Badger 🙂
    (‚Ooo camouflage, things are never what they seem to be’ 😉 )

    O opowieściach ludzi pracujących tu w food industry mogłabym napisać książkę objętości ‚Wojny i pokoju’. Ale we Francji, Hiszpanii, Stanach czy Austrii jest tylko troszkę lepiej – jeśli w ogóle. Wiele zależy od standardu przybytku gastronomicznego a mniej – od nawyków i przeczuleń danego społeczeństwa. Profit margins… powiększone nieco na tym i owym. Zaczyna się o tym tak dużo mówić, bo wielu ‚naszych’ tu teraz pracuje i konfrontują swoje mity o ‚Zachodzie’ z realiami i swymi świeżymi obolałościami. A sezon ogórkowy się widocznie zaczyna, więc portale i gazety przerzucają się na takie ‚sensacje’.
    Przez ostatnie 3 lata popełniłam na ten i pokrewne tematy kilka tekstów. Trzeba by je wreszcie przejrzeć pod kątem statusu ‚online’ i wrzucić na piękną stronkę z gęsim piórem, która czeka już ponad 2 lata… Byłoby łatwo odesłać (i.e. dać linkę) – także do kilku kelnersko-kitchenporterowskich opowieści.

  8. basia Says:

    Owczarku, skoro nie ma starego Cutty Sarka – to może niech choć taka makieta będzie 🙂

    A co do kościółków – nie zapominajmy też o Woli Justowskiej – już ponad pięć lat minęło… początek kwietnia 2002. Byłam akurat w Londynie i staliśmy przez całą zimną noc do Westminster Hall (Oueen Elisabeth the Queen Mother’s lying-in-state) – policjanci i inni stewardzi przynosili herbatę, kawę oraz ‚aluminiowe pelerynki’ byśmy nie zmarzli. I tej samej nocy – w krk spadło sporo śniegu, choć to początek kwietnia był – wybuchł ten pożar…

    http://picasaweb.google.com/basia.acappella/WolaJustowskaSpring07/photo#5056670820158640978
    tak to wygląda teraz (plus kolejne ujęcia).

    Do Londynu dosłano mi szybko zdjęcia pożaru i akcji gaszenia. Smutno, wciąż smutno – bo tyle wysiłków renowacyjnych i upiększających poszło z dymem. W tym – stylowe organy oddane zaledwie w 1999. (W dwa tygodnie po moim powrocie z ‚długiej Anglii’ byłam na ich inauguracyjnym koncercie…) I wciąż wyrwa po eleganckiej drewnianej wieży – leitmotivie spacerów po ulubionych przez krakowian zakamarkach Lasu Wolskiego.
    A był to już drugi pożar kościółka na Woli…

    http://www.parafia.justowska.info/modules.php?name=Content&pa=showpage&pid=8

    Btw – takie drewniane kościółki mają nierzadko znacznie lepszą akustykę, niż by się można było spodziewać (obawiać). Za całokształt oczywiście trzymam kciuki. Za Podhale, Spisz, Orawę, za cerkiewki w Beskidzie Niskim, okolicach Krynicy, Bieszczadach…

  9. basia Says:

    Na własnym blogu to się przynajmniej liczbą linków nie trzeba przejmować – sam się człowiek zmoderuje i zaakceptuje 😉

    A tu przeszła okrrropna ulewa i burza. Basement podtopiony (zwykle towarzyszył temu zanik internetu – ciekawe, jak teraz będzie. Odpukuję w duże niemalowane biurko 🙂

    Nadchodzącego weekendu mają spaść jakieś nieprawdopodobne objętości wody… Róbmy jednak swoje 😉

  10. Dachs Says:

    zazdroszczę tej burzy – u nas po staremu, ledwo można wytrzymać z upału.
    Miłego łyk-endu życzę

  11. basia Says:

    Witam Cię serdecznie, Dachs 🙂

    Gdybyż to można było się jakoś podzielić: Anglia Polsce trochę chłodu i wody; w odwrotną stronę -ciepełko (teraz oscyluje pomiędzy siedemnastą a dwudziestą trzecią kreską).
    A internet jak na razie jest. A to duży plus gdy ulewy dyktują (poniekąd) plan łyk-endu 🙂
    Nie żebyśmy w defetyzmy wpadali, co to – to nie!…

  12. marzena Says:

    chciałabyś ujednolicenia klimatu. to może jeszcze dnia i nocy – jak na równiku?
    chyba narzekamy na pogodę za dużo – szczególnie my, Polacy… a w listopadzie każdy zatęskni za upałami… też ich mam dość… astma w rodzinie, i tak dalej 😦

    trzymaj mocno swój parasol, jakby co 🙂

  13. basia Says:

    Brytyjczycy też niby narzekają – ale jednak z poczuciem humoru. Tak, jak i wielu Polaków 🙂
    Zgoda co do listopada – ale to nie ja doświadczam upałów, więc nie wypada mi się wymądrzać 😉

    Parasol trzymam w plecaczku lub torebce (zawsze) – a ekstremalne warunki poszły sobie na północ (troszkę narozrabiawszy 😉 )

    http://news.bbc.co.uk/1/hi/uk/6907316.stm

  14. Dachs Says:

    Basiu
    nie masz pojęcia, jak u nas narozrabiały te warunki. Właśnie wróciłem ze spotkania forumowego, odwiozłem po drodze uczestniczki – i bardzo dobrze że odwiozłem, bo tu u nas rozpętała się piekielna burza. Szkoda że nie jestem poetą, bo poeta miał by inspirację że hej! Te błyskawice przecinające niebo, walące w ziemię, czyniące z nocy dzień. Te jeziora albo rwące potoki zalewające ulice (parę razy aż mi się sierść zjeżyła, bo mało brakowało żeby zalało elektrykę – stał bym wtedy jak tylu innych, ma awaryjnych światłach, czekając na pomoc). Te przewrócone drzewa, obłamane konary. Całą drogę miałem w uszach Riders on the Storm.

    I oczywiście znów zalało mi garaż.

    http://www.imgw.pl/wl/internet/zz/pogoda/_burze/burze_zbiorcze.html
    tu można było zobaczyć tę burzę – kiedy zajrzysz na mapę, sytuacja będzie pewnie inna. Teraz makpa pokazuje burzę na pół województwa!

  15. basia Says:

    Ciekawy link.
    Nb – dzięki ‚okołobudowym’ kontaktom obejrzałam ostatnio naprawdę wiele ‚fajnych i użytecznych’ map 🙂

  16. Dachs Says:

    rezultat wczorajszej nawałnicy:
    1. woda w aucie
    2. urwana przez wodę tablica rejestracyjna z przodu (co oznacza że jestem uziemiony z jeżdżeniem na jakiś czas)
    3. zalany garaż, 30cm wody było
    4. woda poszła również przez okno w jednym pokoju.

    tyle moich, a osobna sprawa, ile drzew połamało w całym regionie, do tego paręnaście tysięcy ludzi jest bez prądu.

    k. mać.

  17. Dachs Says:

    PS przepraszam za to na końcu, wypsnęło mi się.

  18. basia Says:

    Zdarza się, Dachs 🙂 Dzięki temu miałam pierwszy-a-więc-historyczny dylemat cenzorski 😉 (Mniej ze względu na siebie, bardziej – na Gości) 🙂

    …ale tym razem wygrała wolność wypowiedzi 😉

    Tablica rej. – rozumiem utracona? (inaczej dałoby się ją chyba prowizorycznie przymocować). A podtopienia… czasem nawet najlepszy drenaż wokoło (i inne zabezpieczenia) nie uchronią 😦 Jak najmniej uciążliwego sprzątania życzę 🙂

  19. Dachs Says:

    ech – urwało tablicę razem z plastikową rynienką, w której tkwiła. No, chyba że ktoś ją ukradł, tylko po co by mu była jedna?

    A z tym garażem to bardziej skomplikowana sprawa. Po większych ulewach zalewa nam pół miasta. Przyczyna – główny kolektor burzowy, czyli wielka rura ciągnąca się wzdłuż całego miasta, zbierająca całą wodę ze studzienek na ulicach i chodnikach, ma za małą średnicę. Od lat. Od lat pół miasta jest zalewane po większych deszczach – woda nie mieści się w tej rurze i wylewa – studzienki i kratki zamieniają się w fontanny, dosłownie. Od lat pan burgmeister obiecuje coś z tym zrobić. Rezultat widać.

    Tymczasem właśnie zapowiadają na jutro znów ulewy.

  20. basia Says:

    Pogodowe pogwarki… w iście brytyjskim stylu! 😉 – zatem:

    http://news.bbc.co.uk/1/hi/uk/6907316.stm
    PM Brown obiecuje wyciągnięcie nauki z ostatnich angielskich i walijskich powodzi.

  21. Dachs Says:

    mam nadzieję że będzie bardziej słowny od naszych władz 🙂

  22. PAK Says:

    Trochę Tomowi odpowiadając (i jakże żałuję, że na Promsach nie byłem…) — przy więcej niż 6-7 głosach, albo mamy kilka ‚chórów’, różnie się łączących, co podkreśla się jednocześnie ich ustawieniem przestrzennym (jak Gloria Batisty — http://pak455.blox.pl/2007/04/Gesta-gesta-polifonia-albo-35-lat-Huelgasow.html ), albo uzyskuje się swoisty efekt gęstej, polifonicznej tkanki, gdzie już nie słychać pojedynczych głosów, a jedynie tworzone przez nie brzmienie. I efekt potrafi być znakomity!

  23. basia Says:

    Witam Cię serdecznie, PAKu 🙂

    W pełni się zgadzam z Twym komentarzem, ale rozumiem Toma o tyle, że przesyt tą ‚tkankowością’ troszkę przeszkadza zmysłom w napawaniu się nią. Lojalnie zaznaczam, że koncert był dla mnie zwieńczeniem bardzo wypełnionego dnia i może dlatego mszą Striggio byłam już trochę zmęczona 😕 Może nie powinno się urządzać takich koncertowych ‚monografii’ utworów polichóralnych? Albo nie aż tak późno?…

    Przeczytałam uważnie Twoją recenzję płyty Huelgasów. Bardzo ciekawa i informatywna ❗
    Ale będę troszkę protestować przeciwko kontrastowaniu renesansu ze średniowieczem. Tzw ‚jesień średniowiecza’ to niesłychany rozkwit sztuk i nauk (prądy cywilizacyjne czy ‚sztuczne’ nigdy nie wyskakują niczym króliki z kapelusza 😉 ). A i o barbarzyństwach czasów dojrzałego renesansu dałoby się to i owo powiedzieć.
    Wyrażenie ‚mroki średniowiecza’ zbyt często służy celom ideolo, by je traktować serio.

  24. Tom Says:

    @PAK: O ten wlasnie przypadek – „efekt gęstej polifonicznej tkanki, gdzie już nie słychać pojedynczych głosów, a jedynie tworzone przez nie brzmienie” mi chodzilo. W muzyce renesansu podoba mi się (profanowi bez formalnego wyksztalcenia, zajmujacego sie zupelnie czym innym) struktura, wyrazistosc „kreski”, melodyka. To, ze sobie moge sledzic glosy, ich przebiegi, podspiewywac jesli mi sie cos podoba. A to cale polichoralne „brzmienie” to wybaczcie – taki halasliwy, monumentalny impresjonizm (wewnetrzna sprzecznosc? 😉 )

    Przestrzenne pomysly, rozmowe chorow, i tak dalej, doceniam 🙂

  25. basia Says:

    ‚halasliwy, monumentalny impresjonizm’ – kupuję! 🙂

    P.S. Też nie mam formalnego wykształcenia muzycznego 😐

  26. PAK Says:

    Basiu!
    Nie chcę deprecjonować średniowiecza, a tylko uchwycić czym jest renesans. Bo jest zjawiskiem ciekawym i niejednoznacznym; i chyba nazbyt często pojmowanym bardzo sztampowo.
    A Huizingę czytałem 😉

    Tomie!
    Po pierwsze to też jestem amatorem. A po drugie: też lubię, gdy słyszę kilka linii w polifonii. Ta polichóralność, jak u Tallisa, czy Striggio odwołuje się (jak dla mnie) do czegoś innego, co nie jest gorsze, czy lepsze, bo jest zanadto inne, by dokonywać porównań wartościujących.

  27. basia Says:

    O, to już możemy założyć klub muzycznych autodydaktów 🙂 Kto następny?… 🙂

    Zgoda, PAKu, przykrawanie renesansu ‚ad usum delphini’ wyrządziło mu i wciąż wyrządza wiele szkód… ale ‚mroki średniowiecza’ są chyba jeszcze bardziej niesprawiedliwe.

    Co do wartościowania polichóralności… (może Tom się sam wypowie) – wydaje mi się, że tu chodziło tylko o pewne ograniczenia percepcji (jako – w moim przypadku – funkcji czasu). Bo ten monumentalizm imponuje, działa na wyobraźnię, może się podobać, koić zmysły (Spem in alium w moim przypadku). Być może niektórzy powinni go sobie dozować ostrożnie… w sumie nie wypada wybrzydzać gdy się jest na Evereście 😉

  28. PAK Says:

    Może…
    Znam jeszcze paru ‚autodydaktów’, ale chyba zapadli w sen letni… Szkoda, bo w większych grupach raźniej. Nie tylko w chórach 😉

  29. basia Says:

    To fakt – można(by) się doinspirować… 😉
    Moi znajomi autodydakci (i mistrzowie niedoścignieni w solfeżu, nośnikach, sprzęcie, koncertach, wykonaniach i czym tam jeszcze) też chyba zapadli w sen letni 😦 Sezon urlopowy… 😕 🙂

  30. basia Says:

    O, wiem, w czym tam jeszcze – w historii muzyki przecie! 😀

  31. Tom Says:

    – Kto mnie wołał, czego chciał? 😉

    Nie, oczywiście, że nie wartościuję. Tylko że wobec motetów czterdziestogłosowych czuję się trochę bezradny… moje ucho nie ogarnia nadmiaru nut, mój rozum nie widzi konstrukcji, struktury, napięć, rozwiązań. Winę „zwaliłbym” na niedostatki mojego osłuchania i brak fundamentu teoretycznego.

    Muszę dziś do pracy 😦

    Pzdr
    T

Dodaj komentarz