— łuki palcem po mapie zataczają się nadspodziewanie szerokie. Obejmując też a nawet-nawet tereny odwiedzane często… jednak dawno, dekady temu.
Przez bory i lasy (na przykład Janowskie), przez deszcze, słoty, objazdy wokół dróg wybudowanych a nieotwartych, przez dziury w innych traktach tudzież własnej pamięci… – przedarli się wystarczająco na północ, by mieć nadzieję na pogodny powrót do przeszłości (jedni) i zupełnie nowe olśnienia przypadkowe bądź z grubsza zaplanowane (jedni i drudzy).
[15.7.2017: Radecznica. Sąsiadka–Sutiejsk. Szczebrzeszyn]
18 lipca 2017 o 6:29 am
Brawo, trzeba planować w oparciu o prognozy, nawet, jeśli to oznacza rezygnację z ukochanych gór.
Przypuszczam, że czeka nas w tych dniach Uczta Roztoczańska? 🙂
18 lipca 2017 o 7:09 am
Ora et colabora, jak mawiał mój szkolny polonista (swoją drogą mówił o sobie, jako o Dziecku Zamojszczyzny).
18 lipca 2017 o 8:11 am
Czy znajdują czas na wytchnienie w tej ekstremalnej gonitwie automobilnej za… no właśnie… za swoim cieniem? Tysięczny kościół, milionowe zdjęcie, a skądże to, jakże to, czemu tak gna?
18 lipca 2017 o 9:44 am
A, jeszcze jedno. Nie wiem, jak smakują koperowane prognozy, ale młode ziemniaczki są mniam-mniam. 😛
18 lipca 2017 o 5:03 pm
Niezmordowani podróżnicy raczyli wreszcie zawitać w moje strony.:-)
Mam nadzieję, że się podobało. 😀
18 lipca 2017 o 5:50 pm
Tak sobie jeszcze myślę,że Roztocze (bo przypuszczam, jak Jaś Beskidzki ;-)) warte jest grzechu nie tylko jako „nagroda pocieszenia”,a Wasze ukochane góry poczekają,doczekają się i będą dla Was jeszcze cenniejsze!
Zwiedzać trzeba całą Polskę, nie tylko jej części najładniejsze i najbogatsze!
18 lipca 2017 o 8:04 pm
@TesTeq:

Tysiąc kościołów,
tysiąc i jeden rozkoszy podniebienia 😉
@Jankora:
My absolutnie nie krytykujemy innych regionów, a urokach okolicznych wiemy od dawna. A przynajmniej regularnie zbieramy ulotki tamtejszych organizacji turystycznych.
Po prostu:
1) w lipcu jest ciepło, a w ciepły dzień lepiej być wysoko (temp. spada w tempie 0,6C na 100 metrów wysokości, więc 30C+ kwalifikuje się na Tatry (mogą być i Niskie…));
2) licznik w Traktorku pokazał, że wyszło coś z 1000 km pętli… a to oznacza już znaczące koszty paliwa i koszty czasu na dojazd — stąd zadawane w piątek pytanie, czy nam się opłaca, skoro jest tylko weekend? Ale się opłacało, bo pięknie tam jest 🙂
18 lipca 2017 o 8:13 pm
PS.
Google liczy pętlę na ok. 750 km, czyli te 1000 to jeszcze z jakimiś moimi 200… To, jakby ktoś chciał z kilometraża wnioskować gdzieśmy to bywali 😉
18 lipca 2017 o 8:20 pm
Z tym kilometrażem, to kierowca-paskudnik pewnie podkręca licznik, bo ma płacone od kilometra.
18 lipca 2017 o 8:32 pm
Kierunek wschodni to dobry wybór, będę czytać.
19 lipca 2017 o 5:25 am
Jankoro, tylko nadzieję? Nie pewność? 😮 🙂
Miło, że uważasz Małopolskę z przyległościami za najładniejszą i najbogatszą część Polski — też tak sądzę, ale ogólnie rzecz ujmując ładność i bogactwo niejedno mają imię! 😎
Paku4 („w lipcu ciepło”)… i burzowo jest… Więc zasadniczo nie sprzyja on ani dalszym wyskokom, ani całodziennemu wysiłkowi na świeżym. Ale jak się chce, to sią da (nie uprzedzajmy zdarzeń i wrażeń 😉 ) 😎
TesTequ („płacone od kilometra”), w punkcie mszalnym usłyszeliśmy o przypomnieniu gdzieś-tam pomysłu z lat 80., by za każdy szczęśliwie przejechany kilometr (św. Krzysztof i święcenie pojazdów się zbliża!) ofiarować na misje i misjonarskie środki lokomocji jeden grosz. Pomyślałam, że takie podejście mogło być zaiste tylko dziecięciem polskich lat 80. z autami psującymi się, paliwem na kartki, kościołem z autorytetem (ale nie z władzą!) i ogólnym małym doświadczeniem wielu siadających za kółko… 🙂
Mela Woman, zapraszam serdecznie! 🙂
19 lipca 2017 o 5:37 am
@ott:
ani słówka o Kubocie i jego sukcesie? 🙂
19 lipca 2017 o 5:55 am
[…] widzisz? – widzę… dziwujesz się? – dziwuję się… « Gdy prognozy nie chcą kooperować […]
19 lipca 2017 o 5:16 am
Jasiu Beskidzki, oczywiście wysiłek fizyczny i kontynuacja wielodekadowej pasji górskiej – ponad wszystko. Ale też wielodekadowe zwiedzanie wielodniowe rowerowe zaczęło się dokładnie na przedmiotowych terenach. W aurę – dodajmy – gorętszą, co na rowerach bardziej znośne jest, niż na przykład pieszo (nie licząc jednej burzy, która nas przepędziła znad Stawu Echo…) 🙂
Paku4, odważny polonista. Gdy uczyłam angielskiego jedną byłą opozycjonistkę (już w latach 90. to było) – narzekała, że słowo ‚confident’ się jej kojarzy zbyt jednoznacznie po polsku… 🙄
TesTequ, czy znajdują wytchnienie? — Nie tylko znajdują, lecz to wszystko jest wytchnieniem doskonałem! Podczas niniejszego wyskoku był tyllko jeden moment, gdy przyśpieszali nieco kroku, zerkając dwa czy trzy razy na zegarki. W niedzielny poranek, chcąc „jeszcze” doskoczyć na (za)daną godzinę na mszę do sąsiedniej miejscowości. Ale się okazało, że mszę opóźnili (w peryferyjnym kościele) a oni się załapali w mszalny punkt (czasowy) w kolejnym punkcie zainteresowań i wspomnień sielskich-anielskich.
Geolog też dokonuje tysięcznego odwiertu, geodeta wciąż mierzy a badacz kwaśnych deszczy wciąż pobiera próbki z… na przykład Hali Gąsienicowej 😎
Oczywiście, gdyby tam pojechali na trzy-cztery dni — dałoby się może pokoperować jakieś danie lokalne (dzięki! 🙂 –
koperowaćkooperować 😎 ), bardziej zasięgnąć języka, przejąć zaśpiew, poanalizować (znów), czym się on różni od przemyskiego, ale i od kodeńskiego czy polsko-litewskiego… Może kiedyś… 😉__________________
*z Dziewczynami spędziłyśmy na rowerach bodaj 8 dni w legendarnym sierpniu 88 i „obskoczyłyśmy podobny obszar (wyjątkiem trzy miasteczka, lecz coś ująwszy – tym razem dodaliśmy też conieco)
19 lipca 2017 o 5:55 am
Hmmm, wspomnieliśmy… Co prawda nieco międzywierszowo… 😳
😳 Ale o szlemie deblowym australijskim Łukasza Kubota nawet tak nie wspomnieliśmy 😳 A gdy doszedł w 2013 do QF w singlu wimbledońskim – stał się jeno częścią niesamowitego wyczynu polskiego (Agnieszka i Janowicz, przeciwko któremu grał ŁK) doszli oczko wyżej… 😳
➡ Jest problem z rozpoznawalnością doskonałych deblistów, nawet tych z więcej-niż-przyzwoitą karierą singlową (patrz komentarze):
https://www.theguardian.com/sport/2017/jul/15/lucasz-kubot-marcelo-melo-win-wimbledon-mens-doubles-final-tennis
19 lipca 2017 o 7:06 am
@Basia:
Polonista uchodził czasem za odważnego (choć mnie uczył już w latach bliskich emerytury i jakiegoś blasku odwagi w nim nie widziałem; a potem przeczytałem jego powieść opartą na wątkach autobiograficznych i w niego jeszcze bardziej zwątpiłem…), był jednak przede wszystkim swoistym prowokatorem. Zresztą sam o sobie opowiadał, że słyszał kiedyś rozmowę w tramwaju:
— W [tu nazwa szkoły] jest dwóch chacharów — P. [to jest nasz polonista] i R. [wuefista].
19 lipca 2017 o 7:18 am
@”koperować” czy „kooperować”?
„Kaperować” też ładnie.
19 lipca 2017 o 7:36 am
kaparować także brzmi smacznie:)
19 lipca 2017 o 6:16 pm
Paku4, to „zwątpiłem” brzmi wielce intrygująco… 🙂
Profdocdr i Marzeno, jedna litera o niezbyt wyspanym świcie — i nieskończenie wiele zabaw językowych! 🙂 🙂
19 lipca 2017 o 7:31 pm
@basia:
Zwątpiłem bo powieść przedstawiała losy postaci, która dziwnym trafem miała tak wiele wspólnych elementów w życiorysie z autorem, jak to tylko potrafiłem sprawdzić (znając go w tej, a nie większej mierze). I jednocześnie była to powieść, która użalała się nad wspaniałym głównym bohaterem, źle i niesprawiedliwie traktowanym przez cały świat dookoła. I gdyby to było napisane w pierwszej osobie, jako jakieś przedstawienie psychiki kogoś takiego, to może… Ale było w trzeciej, z sugerowaniem, że narrator jest obiektywny.
No i jak tu nie zwątpić?
Ale cóż, pisał powieść na emeryturze, może już i sprawność nie ta…
27 stycznia 2018 o 7:30 am
Przeflancowane spod wpisu zamoyskiego (znalazca – Pak4 😎 )
http://www.szczebrzeszyn.info/aktualnosci/?p=13421
Dzięki! 🙂
27 stycznia 2018 o 2:51 pm
Nie za wcześnie na flancowanie?
28 stycznia 2018 o 7:33 am
Chyba nie… 🙂
— Onegdaj pani w sklepie osiedlowym zapytała retorycznie* „Gdzie ta wiosna, coś nie widać?!” — Czyli można już flancować okiennie-naparapetowo 😆 Zwłaszcza, iż forsycje cięte rozwijają się w kilka dni a kosy śpiewają porankami… 😆
______
*Choć w zasadzie niezupełnie retorycznie, ale i interesownie – w odpowiedzi na moją grzecznie-żartobliwą odmowę nabycia „czegoś jeszcze” (słodkiego… alkoholowego…) z powodu „wiosna idzie, trzeba wracać do dyscypliny” 😉