I sincerely hope that the sun doesn’t stay for too long. When it’s raining, there is less people about. As I do not like people, this is ideal for me.
I sincerely hope that the sun doesn’t stay for too long. When it’s raining, there is less people about. As I do not like people, this is ideal for me.
23 czerwca 2015 o 5:07 am
Oj, to przeludnienie! Choc o pol kilometra od uczeszczanych szlakow las jest czesto pustawy i cichy (na szczescie dla takich jak my).
23 czerwca 2015 o 6:26 am
Lecz też (niestety) nie zawsze wolno nam oddalić się aż tak daleko od uczęszczanych/znakowanych szlaków i tras… Prawo zabrania… 🙂
23 czerwca 2015 o 7:07 am
Nooo… Ładne widoki w tej Brytanii…
23 czerwca 2015 o 7:20 am
Noooooo… jak ma dobrą lornetę, to i z samego Snowdonu taki widoczek wypatrzy… 🙄
Wchodziłam na Snowdon też w Bank Holiday. Majowy, w 1998 roku tożsamy z polskim świętem narodowym. Tłumy wyległy nieco później, bo rano pogoda była jeszcze niepewna (choć prognozy doskonałe). Więc nie doświadczyłam „czegoś takiegoś”:

😎 ❓ 😯
23 czerwca 2015 o 8:13 am
Zawsze można uciec w samotność, jak ktoś chce… Ale słońce też tam mają…
http://what-if.xkcd.com/72/
23 czerwca 2015 o 10:34 am
Dziś nie zabraknie deszczu ani chmur, ale ja nie narzekam, ogródek potrzebował wilgoci.
Co się tyczy bardzo obleganych atrakcji turystycznych, znajomi mówią, że może być z tym jeszcze gorzej, podobnież „Polska rusza sprzed telewizora”.
Jednak mam nadzieję, że chętni jeszcze dłggo będą potrafili wynaleźć spokojne miejsca i trasy.
23 czerwca 2015 o 11:17 am
ostatnia
wycieczka
dobra
duzo
miejsc
dla
nietoperkow
23 czerwca 2015 o 11:17 am
snowdon
nie
ludzie
nie
23 czerwca 2015 o 1:25 pm
Będę szczery aż do bólu. 🙂
Ja też lubię pobyć SAM z przyrodą.
Tylko że to SAM przenosi się dalej i wyżej. – Zazdrość o relaks aktywny i „współrelaksowiczów”. Przekształca w postawę „w Tatry potrafi już (i chodzi) tak zwany każdy głupi, ja, żeby być „kimś” muszę w Kaukaz, w Andy albo Himalaje. (Potem wraca taki z kontuzją i nie wejdzie nawet na Leskowiec. 😉 )
Porównywanie się do innych, uciekanie „im” „tłumowi” albo gonitwa za Johnesami, zamiast poszukania, co jest dobre dla mnie, takiego, jakim jestem – ten diabeł dopada nas nie tylko w pracy, przy budowie domu, remoncie, ale i w wyborze wczasów a nawet decyzji, jak spędzić weekend. Internet nie pomaga, zauważcie, zewsząd osacza cię „syndrome of missing”, wszyscy coś ciekawego robili, coś „przywieźli” z krótkiej przerwy, tylko nie ja. Tak mi się w każdym razie wydaje..
24 czerwca 2015 o 7:00 am
Niosąc im pomoc swą,
Byłem zbyt szczery,
Aż zabolały mnie
Cztery litery…
Ludzie nie tego dziś
Już potrzebują –
Cieszą się, kiedy im
Miodem smarują…
24 czerwca 2015 o 8:59 am
Szczerze mówiąc, trasy i wycieczki Basi i Paka4 zazwyczaj podobają mi się.
Tym razem poleję miodem (jak zaleca TesTeq) i napiszę, żem rad jeszcze bardziej: doszedłbym wszędzie i ja. Zaproponuję podobną wycieczkę synowi – atrakcje czekają tuż za progiem, a niekoniecznie na zatłoczonych plażach polskich i zagranicznych! 🙂
24 czerwca 2015 o 10:57 am
szczerze mówiąc, nie wiem, czy są na kuli ziemskiej takie miejsca, gdzie Polacy nie dotarli. i dobrze, bo to są na ogół sympatyczni ludzie! 😎
24 czerwca 2015 o 8:16 pm
Ja też powiem (super)szczerze — cuuuuuudnie jest!!!
Więcej może też powiem – później (choć niekoniecznie dopiero wówczas, gdy cudnie być przestanie 😈 )
Przenajserdeczniej pozdrawiam!!!
😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀
25 czerwca 2015 o 10:46 am
Fajnieś Gradus napisał. Spotkać w trasie Polaków/wielu Polaków to wcale nie jest taka klęska, jak różne świrki klepią czasem;D
Zależy od kilku czynników, oczywiście;D
25 czerwca 2015 o 10:58 am
oczywiście oczywista oczywistość. 🙂
26 czerwca 2015 o 8:09 am
Świrki klepią odruchowo czyli automatycznie bo może za rzadko przeprowadzają wobec „tłumu” (swojego czy cudzego) prosty, najbardziej podstawowy zabieg rozbicia go na pojedyncze elementy, wyodrębnienia (bodaj na moment) z masy indywidualności (a nawet i indywiduów przekonanych (niezbicie), iż są indywidualnościami)… wejścia w podmiotowe relacje z nimi.
Społeczeństwa dłużej i bardziej „zagęszczone” mają od dawna wypracowane ramy prawne i obyczajowe tych relacji i sposoby myślenia o tłumie, jego zaletach i ciążeniach. Polacy być może są w tym mniej wprawni, nie zawsze dysponują odruchami (statystycznie) bo gęstość zaludnienia zawsze tu była mniejsza, wzorce manier kształtowały się w dworkach mocno oddalonych jeden od drugiego, literaturę „odludkową” i tego typu ciągotki braliśmy zbyt dosłownie (nb ile już napisano o powodach utrzymania się w potocznej świadomości tak długo i w tak nieprzetworzonej postaci niektórych romantycznych bzdur!)… niezdrowy indywidualizm, aż po anarchizm obok stadności i koleinowatości myślenia… Ach, dużo by, lecz tyle uproszczeń póki co wystarczy 😈
To jedno, a drugie – że w dowolnych „tłumnych” okolicznościach, my też dla dowolnego postronnego „indywidualisty” jesteśmy masą, stonką, kolejką, tłumem, zbiegowiskiem, zatłoczeniem… — Warto pamiętać o tej elementarnej zamianie punktów widzenia tak często, jak się da – wówczas żyje się lżej, a z pewnością pikantniej, weselej 😀
Pozdrawiam serdecznie! 😀 😀 😀
Do innych punktów dyskusji powrócę oczywiście.
26 czerwca 2015 o 9:25 am
Masz dużo rację w Twej obserwacji na temat rodaków:
– w odruchach, w emocjach często indywidualiści, anarchiści
– w myśleniu, postawach bywają stadnymi konformistami, dającymi się wodzić za nos manipulatorom.
Poza tym szczere dusze. Czasem aż do bólu. 😉
Pozdrawiam wszystkich na progu lata z nadzieją, że będzie ono ciepłe i słoneczne. 🙂
26 czerwca 2015 o 10:07 am
ciążenia tłumu na Krupówkach? – do lodziarni i budek z piwem:)
zalety tłumu na Krupówkach? – o tu musiałbym dłuuugo rozbijać, wyodrębniać i wchodzić!:) może podziękuję i postoję obok?:)
26 czerwca 2015 o 5:29 pm
@szczerze_pytam:
Radwańska pozbierała się?
albo i… jeszcze nie. 🙂
26 czerwca 2015 o 8:32 pm
@pro-fan:
A po co, skoro się goła urodziła… 😉
26 czerwca 2015 o 8:38 pm
@pro-fan:
Przeczytałem cię: „Radwańska rozbierała się”… Freud by się uśmiał…
26 czerwca 2015 o 8:42 pm
@pro-fan:
Na razie zachwyciła strojem…
26 czerwca 2015 o 10:07 pm
Umarła najwyższa krowa na świecie… 😦
https://metrouk2.files.wordpress.com/2015/06/ad_173631848.jpg?quality=80&strip=all&strip=all&w=748&h=498&crop=1
26 czerwca 2015 o 10:18 pm
🙄 🙄 🙄
😀 😀
27 czerwca 2015 o 10:02 am
Jesteście cudni – i to mówię Ja, Jankora. 😀
27 czerwca 2015 o 5:17 pm
niestety… 😦
27 czerwca 2015 o 5:18 pm
ps, ‚niestety’ Radwańska, my oczywiście cudni, tak, jak napisała @Jankora. 🙂
27 czerwca 2015 o 5:52 pm
Ja Radwańską podziwiam. Że też jej się jeszcze chce uganiać za piłką przy takim stanie konta…
27 czerwca 2015 o 6:31 pm
…Zwłaszcza, iż zawodniczkom z mniejszymi kontami (i „witrynami”) chce się bardzo, bardzo. A gdy jeszcze trafić na dwie wypoczęte „młode lwice” pod rząd… 😀
Nb, Serenie i Marii to się dopiero musi chcieć… z ich kontami… 😎
Ja tam zawsze mówię/myślę „BRAWO AGNIESZKA!” -… Ileż emocji i marzeń* o „jeszcze lepiej, jeszcze dalej, wyżej” nam JUŻ dała ta dziewczyna… w tak prestiżowym, pięknym sporcie!… … …
________
*uzasadnionych marzeń, nie mrzonek-gdybanek „a może łut szczęścia…”, „żebyż choć do trzeciej rundy szlema…” „znów bardzo niekorzystne losowanie…” (por. choćby sytuację damskiego tenisa brytyjskiego)
27 czerwca 2015 o 6:38 pm
W Dwójce temat „James Horner” (kompozytor filmowy który niedawno zginął w wypadku lotniczym)… Nie pamiętałam, że w filmie „Willow”, którym przed laty zachwycałam się w szerszym filmoznawczym gronie, też były jego nutki…
28 czerwca 2015 o 6:49 am
Serena ma szczególną motywację: może zostać rekordzistką wielkoszlemową.
28 czerwca 2015 o 9:51 am
Tak, rekordy to jest, to może być motywacja. Dla niektórych 😀
…Dla innych niektórych 🙄 – też. Wakacje ruszają, zajrzałam więc, po raz pierwszy „pozimowo” do rekordów TOPR.
Na razie przeczytałam pierwszy tydzień czerwca. Nie cały – tylko do rekordowego czwartku 4 czerwca – Boże Ciało… tak, działo się, działo – na razie wystarczy tej „lektury” 😈
Nb, wysoko w tym roku było w czerwcu znacznie mniej śniegu, niż w „analogicznym okresie ubiegłego roku”, co nie znaczy, że… ach, po co tu zdzierać klawiaturę!?… 😉
Czwartek, 4.06.
O godz. 11.27 do TOPR-u zadzwonili turyści informując, że są w 5- osobowej grupie i zgubili szlak pod Kozią Przełęczą. Jest gęsta mgła, nic nie widać, nie są w stanie kontynuować wycieczki. Proszą o pomoc, z którą pospieszyło dwóch ratowników pełniących dyżur na Hali Gąsienicowej.
O 11.29 do TOPR-u dzwoni turystka informując, że wraz z siostrą są na szlaku ze Szpiglasowej Przełęczy do Morskiego Oka. Siostra skręciła boleśnie nogę, nie zdoła kontynuować zejścia. Potrzebna jest pomoc. Z pomocą z Centrali TOPR-u wyjechała w kierunku Morskiego Oka 4-osobowa ekipa ratowników. O godz. 12.55 ratownicy doszli do oczekującej na pomoc kobiety. Po zaopatrzeniu w noszach Konga znoszą ją do schroniska w Morskim Oku i dalej samochodem przewieźli do szpitala.
O godz. 14 do TOPR-u dociera informacją, że do schroniska w Stawach turyści sprowadzają mężczyznę, który doznał kontuzji nogi. Potrzebna pomoc w transporcie w dół.
O godz. 14.02 do TOPR-u dociera informacja, że pod Zamarłą Turnią w Dol. Pustej znajduje się taternik, który wraz z partnerem rozpoczął wspinaczkę na południowej ścianie Zamarłej Turni. Podczas zakładania pierwszego stanowiska mężczyzna obsunął się wraz z głazem, za który zakładał stanowisko i zjechał po stromych śniegach kilkadziesiąt metrów, doznając urazu głowy, otarć i potłuczeń. W tym czasie do oczekującej piątki turystów dochodzi dwójka ratowników z Hali Gąsienicowej. Gdy dotarli na miejsce usłyszeli, że ktoś powyżej nich wzywa pomocy. Okazało się, że tuż pod Kozią Przełęczą znajduje się dwójka turystów, którzy nie mają raków i czekanów (tak grupka turystów poniżej). Ratownicy dochodzą do dwójki turystów i asekurując sprowadzają ich do grupy turystów będących poniżej. Tam dociera do nich wiadomość o wypadku pod Zamarłą T. Zgodnie z poleceniem z Centrali jeden ratowników udaje się do Dol. Pustej, a drugi asekurując sprowadza siódemkę turystów na Halę Gąsienicową. W tym czasie ze względu na nielotną pogodę z Centrali TOPR-u na Wodogrzmoty i dalej do Dol. Pustej wyrusza 6-osobowa ekipa ratowników. Z chwilą niewielkiej poprawy pogody w kierunku Dol. Pustej startuje śmigłowiec. Ze względu na mgłę udaje się dolecieć tylko pod Próg Stawiarski. Tam desantują się dwaj ratownicy i pieszo udają się do Dol. Pustej. O godz. 15.10 do poszkodowanego pod Zamarłą Turnią dociera ratownik z Koziej Przeł. Udziela mu pierwszej pomocy i zabezpiecza cieplnie. O godz. 16.05 pod Zamarłą Turnię dociera dwójka ratowników, którzy desantowali się ze śmigłowca pod Progiem Stawiarskim. Po godzinie dociera do nich grupa z Zakopanego ze środkiem transportu. Ranny w noszach francuskich transportowany jest nad Wielki Staw i dalej przez Siklawę w dół. Tam o godz. 18.42 dolatuje śmigłowiec (powyżej mgła), na pokład którego windą zostaje wciągnięty ranny taternik wraz z jednym z ratowników.
O godz. 18.43 informacja, że około 20 min od schroniska w Stawach na szlaku w kierunku Świstówki znajduje się turysta z bolesną kontuzją nogi. Wobec tego część ratowników, którzy transportowali rannego taternika, udaje się w kierunku oczekującego na pomoc mężczyzny, a reszta udaje się na Wodogrzmoty. O godz. 19 śmigłowiec przekazuje rannego taternika na lądowisku w Zakopanem załodze karetki i o godz. 19.30 leci do Pięciu Stawów. Ponieważ mgła podniosła się, udało się dolecieć w miejsce, gdzie na transport oczekiwał ranny turysta. O godz. 19.41 został wciągnięty windą na pokład będącego w zawisie śmigłowca i przetransportowany do szpitala.
W czasie działań w Pięciu Stawach trwa kolejna wyprawa: tym razem na szlaku na Rysy. O godz. 17.15 turyści schodzący z Rysów, w rejonie „Kamienia” natrafili na mocno wychłodzonego turystę, który, jak się okazało, zsunął się kilkanaście metrów po stromych twardych śniegach, doznając otarć. Upadek spowodował, że bał się on schodzić dalej. W tamten rejon poleciał śmigłowiec. Ze względu na mgłę udało się dolecieć tylko w rejon Progu Czarnego Stawu. Tam desantowali się ratownicy. O godz. 19.05 dotarli do turysty i asekurując sprowadzili go do Morskiego Oka.
O godz. 19-tej do TOPR-u zadzwoniło dwoje turystów informując, że są na Starorobociańskim Wierchu. Chcą schodzić w kierunku Czubika i dalej Krowim Żlebem do Dol. Chochołowskiej ale nie są pewni, czy wystarczy im sił w zejściu. O 20.15 telefonują ponownie informując, że są na Trzydnowiańskim Wierchu, czują się dobrze i nie potrzebują pomocy. Zejdą sami w dół. O godz. 4.45 do TOPR -uzadzwoniono z pensjonatu, w który zatrzymali się turyści, którzy schodzili z Starorobociańskiego W. informując, że nie powrócili oni z wycieczki do pensjonatu. Z Centrali do Dol. Chochołowskiej wyjechała 4-osobowa grupa ratowników. O godz. 6.15 ratownicy napotkali poszukiwanych turystów na drodze powyżej wylotu Dol. Starorobociańskiej. Okazało się, że nocowali w schronisku na Chochołowskiej, ale zapomnieli powiadomić o tym właścicieli pensjonatu.
http://topr.pl/organizacja-topr/archiwum/178-kronika-topr-8-06-2015
28 czerwca 2015 o 3:55 pm
Tymczasem Aga w finale miała przeciwko sobie nie tylko przeciwniczkę, ale i drona!
28 czerwca 2015 o 5:10 pm
Dron Najnowszej Generacji! 😀
28 czerwca 2015 o 6:02 pm
W ramach walki z makaronizmami i jako pszczelarz, pozwole sobie zauwazyc ze dron (ang. „drone”) to po polsku truten. Ta nazwa bardziej mi odpowiada niz angielska. Mam tez inna propozycje: moze je zacznijmy nazywac nie „dronami” tylko „draniami”, bo sie koncu wpychaja tam gdzie nie sa proszeni (proszone) wykonujac gorszace video (widea?) plazowe czy inne, lesno-polanne. Co na to Szanowne Gremium?
28 czerwca 2015 o 6:52 pm
@Ostoja:
po co walczyć? – maluch wie, że na klasówce ma dopisać jedno małe ‚e’ i – tak to będzie po angielsku. 😉
po co walczyć? trzeba polubić. 🙂 ostoje żubrów i pszen-żyto.
serio. szczerze. 🙂
29 czerwca 2015 o 6:30 am
Ostojo,
po kolei
– ang. ‚drone’ to już od jakiegoś czasu nie tylko truteń, ale i to urządzenie, na temat którego zgrabnie zażartował TesTeq
– pol. ‚dron’ jest faktem dokonanym; idealnie wpasował się w wymowę, odmianę (np. utracił dyftong), jest łatwy, krótki
– nie robiłam badań, lecz idę o zakład, że większość dzieciaków i nastolatków* nie zna polskiego słowa truteń a jeśli, to bez bazowego, „pszczelarskiego” desygnatu (tylko przenośny)
– gdyby znali – jeszcze gorzej – truteń budzi:skojarzenia negatywne, w najlepszym razie humorystyczne, a przecież nie o to chodzi twórcom i marketingowi tego urządzonka
(nb., gdy się niedawno pojawił (w tysiącletnim otoczeniu) nad uśmiechniętymi a nawet zachwyconymi gośćmi pewnego wydarzenia – skojarzył się raczej z trzmielem… jeden chłopczyk zapytał zaś kilka dni temu „dron bo dronży?” – no pewnie, czemu nie! 😆
______
*na jakichś zajęciach, dawno-dawno-dawno temu dowiedziałam się, iż język jest tworzony przez nastolatków i wczesnych dwudziestolatków dla dzieciaków i tych, co się jeszcze nie urodzili… dziś może trzeba do owej twórczej grupy dołączyć trzydziesto- i czterdziestolatków nie tylko spontanicznie tworzących nowe słowa, idiomy, użycia, grepsy, ale i pracujących w „kreacji” różnych firm…
…z drugiej zaś strony mamy „wapno” opierające się elementarnej wiedzy o rozwoju języka… prawom ewolucji… przyrody językowej… – koniecznie chcesz być tym wapnem? O_O
29 czerwca 2015 o 6:39 am
@Ostoja: Truten? Przecież – według słownika Google – to po niemiecku indyki! W liczbie mnogiej! Wolę, żeby mi nad głową latał jeden dron, a nie zwei truten! 🙂
29 czerwca 2015 o 6:43 am
O, nowy komentarz Gospodyni, która twierdzi, że „zgrabnie zażartowałem”! O NIE! Ja nigdy nie żartuję! Choć robię to zgrabnie… 😛
29 czerwca 2015 o 7:02 am
Tak jest, proszę zgrabnie-poważnego Maestra! 😀
Nb, miałam już wcześniej zaproponować (zainteresowanym) sprawdzenie, które języki nazwały drona-urządzenie swoją-rodzimą wersją trutnia, a które po prostu wzięły słówko angielskie.
Sprawdzenie a następnie poinformowanie nas 😉 😀
29 czerwca 2015 o 8:57 am
przesyłam wszystkim zgrabnego i poważnego smajla. 😀
29 czerwca 2015 o 11:31 am
Czytając o zajęciach chłopaków z TOPR w boże Ciało widzę, że miarka się przebrała, takie wezwania powinny być płatne!
29 czerwca 2015 o 12:29 pm
Zawado,
o tym już było wiele razy, np. rok temu.
https://basiaacappella.wordpress.com/2014/07/15/luuudzie/
Panowie się zradykalizowali, Pani była przeciw. Gdyby więc co do czego, to można ją przegłosować. 😉
29 czerwca 2015 o 4:00 pm
Droga Gospodyni ma, niestety, racje. Zwapnienie, czyli usztywnienie i niechec do dopasowywaniu sie (uzywania)do lingwistycznych nowinek/gimnastyk jest znakiem przestarzalosci, w ktora (niechcacy) zaczynamy (nie wszyscy) wpadac. Skadinad, z tego samego powodu, i starajac sie nie byc niewolnikiem mody, wkladam dol koszuli do spodni, zamiast zostawiac ja powiewajaca w bryzie.
Sluszna jest rowniez uwaga o tworzeniu jezyka dla mlodzierzy.
29 czerwca 2015 o 5:31 pm
@Gospodyni:
Oczywiscie przyszla mi do glowy zupelnie przeciwna (ale „Im bardziej rzeczy sa rozne, tym bardziej sa takie same”) mysl, czyli „motyw na zastanawianie”:
Osobnicy zaprzeczajacy istnieniu ewolucji (w tym jezykowej) sa na przegranej pozycji. Pytanie nasuwa sie: jak pozostawic cala owce i sytego wilka.
Kto ma byc straznikiem jezyka jesli nie Polacy? Wszak wiadomo powszechnie ze jezyki „lokalne” gina, na niekorzysc tego (jezyka) znad Zatoki San Francisco (np. wstawki/slowa komputerowe i nie tylko.)
Czy rowniez powinnismy przestac czytac ksiazki historyczne, bo raz, ze mowia o wydarzeniach przeszlych (ale „jesli nie znamy historii to ja powtorzymy”), a dwa, czesto pisane sa jezykiem ktorego slowa czesto wychodza juz z uzycia?
Myslac wzdluz podobnych linii, czyli w tym samym kierunku: czy wobec tego powinnismy przestac sluchac, czy spiewac Haendla, czy Bacha (bo to muzyka i „stara” i „rara”), a skoncentrowac sie na Filipie Glassie, czy nawet na domoroslych Penderach czy Lutosach, bo sa wspolczesni; nie wspominajac nawet o roznych Hip-hopsach i innych muzycznych metalach ciezkich?
Podobno Polonia swiatowa to juz kilka milionow. Takiemu Polonusowi (albo „Poloniscie”), jesli popobywa zagranica przez kilka , albo kilkadziesiat lat — chcac-niechcac — zaczna sie wkradac do jezyka i fromy gramatyczne obce i zwroty, i slowa obce. Przyjezdza taki w odwiedziny i zaczyna makaronizowac, albo „dla szpanu” albo z rzeczywistego zapomnienia wlasciwego polskiego slownictwa. A mlodziez chlonna jest i do nasladowania sklonna. W konkluzji: liczyc mozna jedynie na rodzimych jezykofonow.
29 czerwca 2015 o 10:15 pm
Tak, nadmiar (albo niewłaściwość) książek historycznych może nieodwołalnie zaśmiecić głowę! 😈 Nie mówiąc, iż stan badań się zmienia, nasze biedne główeńki podlegają różnym socjotechnikom i politykom historycznym (tfu, tfu) – czasem sobie zdajemy z tego sprawę, czasem nie…
Tak, za dużo Haendla to tylko przeżuwactwo. Samo z siebie (słuchanie) nie tylko nie spowoduje, iż stworzymy jakąkolwiek Sztukę, ale nawet nie zawsze pozwala uczynić z naszego (stylu) życia dziełka sztuki osobistej…
Myslac wzdluz podobnych linii to oczywiście bezczelna kalka językowa, znacznie gorsza, bardziej złowroga, niż dron, klik, flow czy lajk. A jeszcze gorsze są zapożyczenia stylów myślenia – cały ten dystans do siebie, autoironia, Bóg dostosowuje wiatr do wełny jagnięcia, jeśli mam wisieć za jagnię – to wolę za owcę…
To wszystko to takie zaśmiecanie naszej polszczyzny sterylnie czystej od czasów Reja… gdzież tam, od „daj ać ja pobruszę”… że aż strach, ruja i porubstwo!
Ja bym poszła jeszcze dalej – wyczyściła naszą nieskalaną polską ziemię z obcej nauki, technologii, patentów, mody, drzew cyprysowych, owoców cytrusowych, dżinsów!… I koka-koli oczywiście!!! – Emigranci jadący z dziećmi na wcieczkę (pardon, na holideja) do babci mogliby przeszmuglować butelczynę onej i poczuć się znów ważni, światowi i bogaci… jak przed osiemdziesiątym dziewiątym 🙄 😀
29 czerwca 2015 o 10:30 pm
@Ostoja:
1. Reformujmy się. Ja od dziś piszę „internet” zamiast „Internet”. „Międzysieć” zrzucam ze schodów!
2. Nie wiem, co śpiewa Bacha, ale może rzeczywiście jest to „rara, rara, rara, rara, siądź mi na kolanach, stara!” 😀
3. O co chodzi z tymi makaronizmami? Chyba najbardziej atakuje nas angielski, a nie włoski!
4.
Byłem trutniem, jestem dronem,
Umiem latać w każdą stronę!
W lewo, w prawo i pod stołem
Misję pełnię swą z mozołem.
Zbieram dane, robię fotki
Twojej żony, dzieci, ciotki.
Podsłuchuję i nagrywam:
To informacyjne żniwa!
29 czerwca 2015 o 11:24 pm
@TesTeq, basiu,
No prosze: chce czlek ulepszyc swiat, a tu w niego rzucaja przeroznemy ironiamy i innymi wierszoma.
Wobec tego wycofuje sie pod najbliszy kamien, skad poprzednio wyszedlem, pochlipujac cichutko.
30 czerwca 2015 o 6:32 am
Nie o to chodzi, by się najpierw fiksować na swych mrzonkach, przesądach i przedsądach, niedoinformowaniu… a potem wycofywać pod kamień (ach znów kalka przenośniowo-obrazowa – ileż razy widujemy tę formę self-pity w dyskusjach na forach anglojęzycznych! 😀 ).
— Ale aby rozglądać się po świecie (także świecie znaków), myśleć, podsłuchiwać, wyciągać wnioski. Zwłaszcza myśleć i wyciągać wnioski gdy się pyta o interesujące nas problematy (i to wielekroć, ostatnio późną zimą lub wczesną wiosną 2015) ludzi, którzy na tym zęby zjedli (no, prawie! 😆 )
Zauważ akapit własny zaczynający się od
Podobno Polonia swiatowa to juz kilka milionow
Tak, święta prawda… Nie wiem, czy występuje u wszystkich diaspor, u naszej na pewno — roszczeniowość!
:
Ja byłem do lepszych rzeczy stworzony, czułem się jakoś wyjątkowy, mnie się należało lepsze życie, wygodniejsze, bogatsze, niż tym wokoło mnie. Teraz też mi się należy, od nich mi się wciąż należy! Nie tylko mają zasuwać, cierpieć cierpliwość, się rozwijać, rosnąć w siłę, piękno, prestiż międzynarodowy, bym się za nich nie wstydził… oczywiście utrzymywać, sprawować opiekę nad bliskimi mojego starszego pokolenia (obecne emerytury wciąż solidarnościowe, nie kapitałowe!), dbać o stan asfaltu i publicznych klozetów abym snadź na wakacjach nie miał złych wrażeń (ja i moja kara)… no, w ostateczności rzucę pochwałę albo dwie, że jakoś tam pchają do przodu ten wózek…
…Lecz nawet mnie jaśnie wielmożnego pana utrzymywać (gdy zechcę) w takim „posiadaniu-rozwijaniu” polszczyzny, jakby się w niej nic nie zmieniło przez dziesięciolecia, od czasu gdy dawałem dyla… — po to, by w tych powrotach fizycznych lub wirtualnych do „ojczyzny-polszczyzny” było mi maksymalnie sielsko, milusio, złudzeniowo. Gdy mi się zachce powrócić do przeszłości, kraju lat dziecinnych, znaków których dobrze w szkole nie opanowałem, ale teraz pragnę nadrobić… królestwa rozkosznego i błogiego, którego – poza moją wyobraźnią, idealizującą pamięcią – nie ma i nie będzie… nigdy nie było w postulowanej teraz przeze mnie postaci. (Ale ja szukam na starość jakiegoś bezpieczeństwa, schronienia, przystani, zaczepienia, kotwicy… bom pogubiony, smutny pełen winy).
A czy nie można czasem odwrotnie? Niech się właśnie ON, wielmożny pan emigrant wywdzięczy starej ojczyźnie (którą tak kocha, niewątpliwie-naturalnie… tylko za skarby świata wysilić się nie może na zrozumienie oczywistości) nie tylko groszem hojnym, lojalnością pochwał, bronienia czci, itp. — lecz i prezentując w nienagannym nowo nabytym, codziennie nabywanym języku swą wiedzę z pierwszej ręki o komplikacjach życia TAM, jego ewolucji przez lata gdy tam żyje, swe wysiłki na forach anglojęzycznych czy innojęzycznych, by miejsce, gdzie płaci podatki, wychowuje dzieci było lepsze (nie, to już nie ten etap, gdy „krajowcy” łykali bez mrugnięcia peany i inne hymny, jakie to ono idealne i bezpoprawkowe jest, to życie TAM).
Powiem więcej jeszcze – „my tu” mamy tak małe wymagania 😈 tak jesteśmy rozumiejący, tolerancyjni, wybaczający 🙄 że gdy owe opisy, relacje będą wiarygodne, ciekawe, spójne, błyskotliwe, sugestywne syntetyczno-analitycznie… nienachalnie-pouczające, rozwijające i inspirujące – przyjmiemy je i w panaRejowej polszczyźnie, i w angielszczyźnie Szekspira (ba, Chaucera! 😈 ), i w mieszance pol-ang, i nawet w ang-pol. Bo w sumie w tego typu przekazach struktura treściowa liczy się nade wszystko. Oraz – last but not least – stojąca za ową „konsystentną” strukturą spójna osobowość (ach ta integrity!) — wymagająca zawsze od siebie więcej, niż od innych.
I naprawdę nie ma najmniejszego znaczenia, w jakim kodzie (czy nawet melanżu znaków) rozmawiamy, wychowujemy dzieci, modlimy się i wyznajemy miłość. Jeśli jesteśmy KIMŚ – i tak się to przebije, będzie promieniować na innych, da owoce. Jeśli nie dziecko – to któryś wnuk poszuka korzeni. Albo i nie. Przecież i tak najważniejsze, jakim jest CZŁOWIEKIEM, ojcem, matką, pracownikiem, kolegą, wolontariuszem, co wnosi w otoczenie gdzie żyje.Żyje pełnią życia, nie tylko mieszka w jednym miejscu a usiłuje się odnosić, porównywać z fatamorganą-mirażem* tego, które opuścił.
_____
*a jednocześnie jakimś typem hadesu – emigrant, by usprawiedliwiać codziennie decyzję ucieczki (nie-bycia wśród swoich, na pogrzebach nauczycieli, wychowawców, sąsiadów, nie-wspierania w starości bliskich, nie-cieszenia się radościami przyjaciół…) musi też w sobie tworzyć i podtrzymywać mit negatywny „dobrze zrobiłem”, „warto było”, „spójrzmy tylko, jacy oni są, jak tam jest”… teraz mit niższości materialnej kraju rozwiewa się (czasem brat który pozostał ma znacznie lepiej, osiągnął więcej, niż ten, któremu średnio powiodło się na emigracji albo się zachłysnął łatwym groszem i zaczął hulać, stracił zdrowie, wątek, kręgosłup moralny)… mit realizacji potencjału też ma się kiepsko (gdy tu tyle do zrobienia, żyje się tak ciekawie, wielu miało tak duży wpływ na przemiany)… — stąd różne mity kompensacyjne, zastępcze, lęgnące się w diasporach – np. rzekome zasługi płynące z wysiłków utrzymywania pierwotniejszej kultury, archaiczniejszych form języka, niż w kraju… At, przeczytać jeszcze raz tego „Latarnika”, lecz na kabaretowo, w ramach terapii, odtrutki! (nie każdego stać na ten wysiłek myśli, lecz niektórych tak i owszem 😉 — piszę wyłącznie do tej grupy Niektórych 😎 😀 )
30 czerwca 2015 o 7:25 am
Kamień leży na Ostoi
I niczego się nie boi,
Bo w nim siła spokojności –
Żadnych roszczeń już nie rości.
30 czerwca 2015 o 7:26 am
Basiu,
czy nie za ostro>
Emigranci są różni, Ostoja pisze sensownie, to nie jego wina, że nie ma bezpośredniego kontaktu z językiem polskim i radości z używania nowszych i starszych wyrażeń w bezpośredniej wymianie co dnia.
Mnie wnuki uczą tolerancji, ich koledzy, bycie z nimi. Gdy tego nie ma, z wiekiem łatwo popaść w panikę, tak to sobie wyobrażam.
Ale nie zrzucajmy win wszystkich bezmyślnych Polonusów, których spotkaliśmy w sieci, na jednego Ostoję, bo akurat on jest znacznie powyżej „Internetowej średniej”. Zaglądaj Ostojo, pisz jak najczęściej. A powiem Ci też na ucho: Gospodyni jako osoba bystra mogła być już zmęczona powtarzaniem do znudzenia rzeczy oczywistych (np., że język ma o tyle sens, o ile nadawca dogada się z odbiorcą). Teraz pocierp chwilę za te miliony (Polonusów), na które się powołałeś. 😉
Wszystkim życzę dobrego, harmonijnego i pięknego dnia! 🙂
30 czerwca 2015 o 7:38 am
A tymczasem we Francji koniec świata:
„Announced at La French Touch Conference and limited to 500 applications for now, teams who want to apply need to be co-founders, with at most three co-founders and one French founder who lives abroad. They need to work on a startup, speak English and stay at least six months in France.”
http://techcrunch.com/2015/06/29/france-launches-french-tech-ticket-a-startup-visa-for-foreign-entrepreneurs/
Przedsiębiorcy w krainie ordinateurów (komputerów) i octetów (bajtów) zobligowani do „posiadania” języka angielskiego!
30 czerwca 2015 o 8:09 am
TesTequ, szok, szok, szok! 😀
Joszko, oczywiście, że wątek „zaśmiecania” i widmo rzekomego zanikania polszczyzny*, powracające w komentarzach Ostoi (por.: 1 lutego https://basiaacappella.wordpress.com/2015/01/19/zarazic-prezesow-miloscia-do-nart/#comment-36167 ; później też coś było, na co nie zareagowałam (rozmyślnie; inni Komentujący także się nie pofatygowali)) — to był tylko pretekst dla uogólniającego komentarza**. Chodzi oczywiście o Polonusów, takich, jakich kilkanaście egzemplarzy poznałam przez prawie dekadę wnikliwych obserwacji sieciowych… Kilka innych egzemplarzy diasporowców (spanikowanych, zgorzkniałych, przesiąkniętych uprzedzeniami, resentymentem, ignorancją, beserwiserską „misją”) przewinęło się w ciągu prawie ćwierćwiecznych obserwacji realowych w kilku krajach.
Ostoja (niech tego tylko ktoś nie zrozumie protekcjonalnie) nie tylko wiele, wiele razy wniósł w tutejszą dyskusję niepodważalne wartości merytoryczne (=wiadomości z pierwszej ręki i unikatowe doświadczenia), ale nawet ma jedyny jak na razie wpis gościnny w tym miejscu – choć Komentujących nie ujawniających własnych sylwetek FB itd, blogów, albumów jest tu kilkoro, a prowadząca potrafi wysupłać materiał na super-interesujący punkt widzenia (=wart notki) już z dwu-trzywyrazowego komentarza 😀
Lecz o kim ma się wysokie mniemanie — od tego się i wymaga.
Minimum – przemyślenia wcześniejszych rozmów wokół drążącego nas problemu.
Może i poczytania dalej – o formach i stopniach zapożyczeń (słownikowe, idiomatyczne, obrazowe, …, …, …, ), o mechanizmach rozwoju języka, słowotwórstwie (bodaj poczciwa Grzegorczykowa), funkcjach językowych, kryteriach „poprawności” językowej (gł. dla zobligowanych maturą czy dyplomem, ale i dojrzali językowo mogą coś z tego wyciągnąć dla siebie).
Nie możemy w kółko i wciąż powracać do buksowania w tej samej koleinie „ustalmy, jakim kodem się posługujemy i dlaczego on nam się nie podoba” —
— czekają rozmowy O CZYMŚ
:
pod niniejszym wpisem o
– sposobach funkcjonowania w tłumie, radzenia sobie z tą szczególną klaustrofobią
– ogrodniczych psizmach 😉 ludzi niezainteresowanych aktywnością wysokogórską, którzy czasem marzą o ściągnięciu wędrowców do swego poziomu pod płaszczykiem ochrony przyrody albo troski o bezpieczeństwo bliźnich
– odi et amo wobec profańskiego (profanacyjnego, profanującego) tłumu
– ekologii akustycznej, zapachowej, umiejętności zabierania sobą jak najmniejszej przestrzeni w mieszkaniu (akademiku), na placu papieskiej modlitwy, na wąskiej przełęczy górskiej, w pociągu podmiejskim (peak, off peak), ciasnym parkingu
– itd., itp., etc.
➡ O tym wszystkim nie mam czasu napisać w komentarzach (odpowiedziach na uwagi innych Gości), bo muszę w kółko: „Język to kod, dynamiczny i funkcjonalny system znaków służący do porozumiewania się nadawcy z odbiorcą…” — no ileż razy można?… … … 😉 😀
_____
*ma się dobrze, bardzo dobrze, coraz lepiej – bogaci słownictwo, poszerza i ubarwia idiomatykę, jakoś tam (=z bidą 😉 ) nadąża za postępem cywilizacyjno-technologicznym, nie traci akcentu, frazy, składni, fleksji – co więcej, słyszy się więcej wołacza, niż w dzieciństwie, gdy miało się wrażenie, iż u wielu (nawet wykształconych) zlewał się on z mianownikiem; „wyedukowane” formy akcentu też w wielu kręgach wydają się staranniejsze aż do hiperpoprawności (która jest błędem!!!) => wynik przeogromnego awansu edukacyjnego społeczeństwa
**perora publicystyczno-polemiczna, hiperbole dozwolone, na sześćsetstronicową księgę póki co brak czasu 😉
30 czerwca 2015 o 9:44 am
1. Angielski zapożycza się na potęgę i gdzie się tylko da => użytkownicy innych języków powinni pozbyć się kompleksów i postępować podobnie. Ci, co kompleksy jeszcze hołubią, bo inni od dawna zachowują się racjonalnie.
2. Nieobecni nie mają racji. Widzę to na sobie: gdy mnie nie ma w kraju a coś się zdarzy, mam czasem takie podświadome odczucie, że gdybym był, to może sprawy poszłyby inaczej. Nawet gdy faktyczny wpływ szacuję na ułamek promila.
3. Coś jest z tą polską emigracją. Mam ochotę popaść w Basiowy ton „publicystyczno-polemiczny”, chwycić ich gromadnie na lasso i poddusić pętlami hiperboli! 😈
Krótko, miewam ostatnio coraz częściej klientów Polaków spoza kraju. Młode pokolenie, więc ględzenie o zaśmiecaniu i makaronizowaniu wykluczone, przeciwnie, popisują się językami jak mogą (czasem mają czym, owszem, a ja nie mam pretensji – taki styl, takie czasy, córa ma to samo 🙂 )
Im niższa pozycja społeczna takiego gostka, tym więcej wymaga od Polski – że on musi się wstydzić, że syf, korupcja, zmiany idą zbyt wolno, drogi szajsowe, żywność zła (mimo to kupuje ją w Londynie, Madrycie, Glasgow, Brukseli). Dyrektor banku w Manchester przeciwnie – rozumie inercję, nie od razu Kraków czy Rzym zbudowano, uwarunkowania (szef, podwładni, procedury)… i zawsze musisz grzecznie, inaczej zrobisz shit a nie lepiej.
Mamy różnych emigrantów. Wielu wyjechało z konieczności, bo tu by sobie nie poradzili nawet poniżej minimum socjalnego – i ci są najgorsi, wszystko ich drażni, irytuje; gdy się porozumiewają po polsku, najchętniej zlekceważyli by dobre wychowanie, procedury postępowania, przekupili cię żenującym napiwkiem.
Ale spotykasz też bardzo fajnych ludzi, których wyjazd zbudował i wzmocnił. Odkładają pieniądze, inwestują w kraju – prawdziwi patrioci, nie farbowane lisy znerwicowane. 😈
30 czerwca 2015 o 11:17 am
Gdyby emigrant od razu wiedział, że wyjeżdża jasno i nieodwołalnie na zawsze – może by nie „mieszał” tak bardzo w starych problemach, a cały skupił się na nowym życiu, językach, znajomych, prawie, przyrodzie. Jednak ja widzę,że wielu wciąż siedzi na płocie a kończy się że mama czy babcia zapisze mieszkanie, i wracają,jak niepyszni.
Tacy zawsze czują się w prawie mędrkować.
Nie mówię o ostoi,On ma zawód, rodzinę i ich sukcesy,hobby, zaangażowaniewszedł mocno w życie Ameryki,czytaliśmy to. Mówię o „Polonusach” różnych pokoleń,zwłaszcza takich co nam kraj urządzają na konserwatywnie,głosując choć tu nie płacą podatków a tylko co poniektózy inwestują cokolwiek. 😦
30 czerwca 2015 o 12:20 pm
Ostojo, Ty chyba nie masz zmartwień! 😀
Co mnie (przebywającej od mniej, niż dekady na Wschodnim Wybrzeżu) niepokoi w angielszczyźnie?
Jako matka dwóch temperamentnych maluchów, martwię się, że jest ona tak wulgarnie zseksualizowana. Przez pryzmat języka patrzysz na człowieka (tzn. moje dzieci będą patrzeć), na kobietę jak na obiekt do szybkiej, znudzonej konsumpcji.
Przemoc, raperzy, idiotyczna telewizja, reality shows, Kardashians, obłudni politycy (i cyniczni).
W Polsce bywamy co roku, w 2014 ja zabawiłam wiele tygodni (z dziećmi), mąż dojechał na znacznie krócej, ale też udało się nam razem spotkać wiele środowisk, zobaczyć znajomych w „szczerych” sytuacjach (a nie pokazowych). Śledzić, jak się zmienia język.
Nie powiem, nie zbudował mnie widok młodej dalekiej kuzynki, która stojąc po pizzę dla nas a nie wiedząc, że słyszę, rzuciła taką wiązką, że zwątpiłam. Tak się nie zachowywały dziewczyny w naszej rodzinie (ładna, wykształcona).
Ale żeby mnie miały poruszyć słowa „offowy”, „dron” czy „hejt”. Ludzie uznali, że potrzebne i wygodne, ja się z tym zgadzam. Jak nie pasuje, zastąp lepszym! Basia słusznie wychwyciła kalki wyrażeniowe – one są nieuchronne gdy obracasz się w kulturze amerykańskiej, a masz potrzebę komunikacji po polsku.
A zauważ, współczesna poezja polska to potęga (podobnie amerykańska) – taka sytuacja możliwa jest w językach, które dają dużą swobodę, rozwijają się, chłoną.
Popatrz, do jak obszernej wypowiedzi mnie sprowokowałeś! Nie tylko mnie zresztą! 😀
30 czerwca 2015 o 3:51 pm
Bardzo dziekuje wszystkim, ktorzy zabieraja glos w powyzszej dyskusji i cieszy mnie, ze taka jest/byla ozywiona.
Jak zwykle, ucze sie od Was i od kazdego interlokutora czegos innego.
Nie wiem tylko, czy wlasciwym podejsciem do blogu jest takie zeslizniecie sie z tematu Snowdonsko-tlumnego na inny. Ale niechta.
Nasuwaja mi sie rozne wnioski — niektore wewnetrznie sprzeczne. Zapewne do ekstremalnych nalezalaby konkluzja (parafrazujac jeden z komentarzy), ze jezyk jest sprawa indywidualna (a wlasciwie dwustronna) i jak sie go uzywa (np. w roznym stopniu „zabrudzenie” slowami, czy kalkami obcojezycznymi) to sprawa pomiedzy uzytkownikiem i odbiorca; i tym, czy sa w stanie przekazac sobie mysli tak zeby sie w 100% zrozumiec.
30 czerwca 2015 o 7:14 pm
Uwaga!
Dziś mamy sekundę przestępną.
Wtorek 30 czerwca 2015 roku jest dłuższy.
Jego ostatnią sekundą jest 23:59:60!
Nie prześpijcie tej okazji do zadumy.
A właściwie zadumki, ponieważ pełna zaduma wymaga trzech sekund (szczegóły w mojej książce „Teraz!” – po wakacjach).
Polubcie moją książkę: https://www.facebook.com/Teraz3
1 lipca 2015 o 6:03 am
Ostojo, ja bym Cię jednak namawiała, byś – jakkolwiek mocno przywiązałeś się do koncepcji „obcojęzycznych zabrudzeń” języków – próbował nieco zmodyfikować swój pogląd (zaczynając od nazywania go – nomen-omen! (najtrudniejszy pierwszy krok 🙂 )).
— Bo czy na przykład pobyt w innym kraju, zanurzenie się w jego kulturę, przeszłość, poznawanie ludzi nieco inaczej ukształtowanych, niż „swojacy”, … — czy to wszystko „brudzi”, „zaśmieca” człowieka, czy przeciwnie – buduje, wzmacnia, wzbogaca, uwrażliwia?…
I jeszcze „zadam” Ci pilne i dokładne przestudiowanie wpływów innych języków na polszczyznę na przestrzeni dziejów: łacina, czechizmy, germanizmy (albo łacina via czechizmy, germanizmy)… wpływy włoskie, tureckie, orientalne, węgierskie, francuskie, wschodniosłowiańskie, żydowskie, angielskie… Jak i kiedy, ale nade wszystko dlaczego — rozumieć… dociekać… rozumieć… jeszcze głębiej dociekać.
…A nie fikać, złościć się, bo nasza wola pojedynczego użytkownika wobec takich procesów starczy co najwyżej na… ośmieszenie się i zdradzenie prawdziwych intencji, bólów, kompleksów.
„Krajowców” najczęściej boli, denerwuje, gryzie (z sumieniami włącznie), że nie nauczyli się, nie władają swobodnie; mało, niewprawnie, niesamodzielnie poruszają się po świecie. Starsze pokolenie gryzie też (sumienie, zawiść) w imieniu własnych niedouczonych (niezaradnych) dzieci, wnuków.
Osiadli emigranci także zawiszczą kompetencji i swobody poruszania się, pewności siebie stąd płynącej (gdy wyjechali w starszym wieku, bez wstępnej znajomości języków, nie przyłożyli się, byli niezdolni), utraconej „pozycji” (jeszcze 20 lat temu przynajmniej dzwoniąc, sponsorując (parudolarowo 😈 ), przybywając do kraju byli „kimś” albo im się tak zdawało. Teraz grunt usunął się spod stóp w tak wielu sensach… z przemieszczającymi się sensami językowymi włącznie… i przeczuciem, że czasem bliski/znajomy „krajowiec” żyje w obcych żywiołach językowo-kulturowych kilkanaście godzin na dobę, podczas gdy świrek (świruska) „stamtąd” przerzuca się pomiędzy polskojęzycznymi forami, oceniając odruchowy wtręt owego „krajowca” (wedle siebie, swoich odruchów myślowych), jako pretensjonalność, wysilenie, „szpan”*… A to tylko malutki efekt przebywania jednocześnie w dwu lub więcej żywiołach… Nieważny, niegroźny, najczęściej ubarwiający, wzbogacający komunikację, ekonomiczny językowo (krótkość), łatwy w wymowie, precyzyjny (choć szybko się kolokwializujący => rozmywający znaczenie… )… Lecz o tym żeśmy już tu tak wiele razy, że doprawdy nie ma potrzeby zdzierania klawiatury…
_____
*słówko modne w latach… siedemdziesiątych 😉 źródłosłów? – z pewnością nie słowiański 🙂
1 lipca 2015 o 6:10 am
Asiu, także uważam od zawsze, że wulgaryzacja, brutalizacja języków to niebezpieczeństwo znacznie większe (dla rozwoju człowieka, młodzieży), niż zapożyczenia międzyjęzykowe.
Zawado, Jankoro, wszyscy wcześniejsi Goście, serdecznie dziękuję za radosne, wartościowe, uważne punkty widzenia!!!
😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀
TesTequ, o, gdybym wiedziała, że moje „Teraz!!!” zrobi taką karierę, zastrzegłabym sobie to hasełko 😈 …Lecz i tak liczę na zniżki i profity… 😀 …Poważniejsze, niż jedna dodatkowa sekunda… 😛
1 lipca 2015 o 6:16 am
@basia:
tymczasem mamy Wimbledon, piękne panie, mocni panowie…
miłej zielonej trawki wszystkim! 🙂
1 lipca 2015 o 6:26 am
@zapożyczenia
1. pozytywnie myśl o ludziach – co ich cieszy w zapożyczeniach.
2. pozytywnie myśl o języku (obroni się) i o swej roli – czym zastąpić gdy mi się nie podoba jakieś określenie.
będąc poza krajem, nie masz czucia języka, więc pomysły będą na 99% złe, ale przynajmniej się wysilisz, poszperasz, douczysz się.
narzekalstwu, negatywizmowi – precz!
– dlatego tu jestem, a inne miejsca omijam szerokim łukiem. 🙂
1 lipca 2015 o 7:06 am
basia pisze: o, gdybym wiedziała, że moje „Teraz!!!” zrobi taką karierę, zastrzegłabym sobie to hasełko
Śmich na sali, Droga Pani!
1. Rozumiem, że autor poniższych słów wykupił przed 1543 rokiem u Szanownej Pani licencję na użycie słowa „teraz”:
Trzebać teraz będzie księdza,
Zać jedna nastanie nędza,
Bo oń przedsię mało dbacie,
Jako bydło tak mieszkacie.
2. Zwracam uwagę, że nieszczęsne, barokowe „Teraz!!!” różni się liczbą znaków od dobitnego, minimalistycznego „Teraz!”.
Podsumowując, uzurpacja bez fundamentu. Po prostu atak polityczny i nic więcej! 👿
1 lipca 2015 o 7:07 am
…lub mocne panie, piękni panowie (żeby mi tu nie było dyskryminacji! 😐 ) 😀
szczypta narzekalstwa nakręca dyskusje (plus albo i minus, zależy, ile mamy czasu na pisanie i czytanie 😀 ) – ważne więc, by wyjść z tego szybko i obronną ręką… klawiaturą? monitorem?… taczpadem?… 🙄 można też wyjść z jakimś ustrojstwem na zieloną trawkę… lub wgrać sobie wczorajszą dyskusję językową z Dwójki PR (załapałam się na koniec) o imiesłowach i niekompetentnym nadużywaniu „idąc do szkoły padał deszcz” https://basiaacappella.wordpress.com/2009/12/02/idac-do-szkoly-padal-deszcz/ …
— Albowiem zaprawdę powiadam Wam, nie ma dwóch zdań, iż świadomość językową trzeba rozwijać. Wszechstronnie, nieustannie! 😀
1 lipca 2015 o 7:11 am
Do Uzurpatorów wszelkiej politycznej maści,
to się jeszce zobacy! Fudamenty są rózne, i nie takie my juz podminowaly. No ❗ 😐
1 lipca 2015 o 10:32 am
sekunde
przestepcza
wykorzystalem
stosownie
1 lipca 2015 o 10:33 am
tt
polubienie
tylko
po
zaprzyjaxnieniu
moge
rozwazyc
polajkowanie
1 lipca 2015 o 10:34 am
lecz
kto
zalozy
fejsika
malemu
niesmialemu
nietoperkowi
/pyt/
1 lipca 2015 o 10:38 am
p f
ja
latam
gdzie
mi
sie
zachce
drapie
tylko
tu
bo
tak
mi
sie
podoba
/wykrz/
1 lipca 2015 o 10:39 am
szczerze
1 lipca 2015 o 7:14 pm
Nietoperek drapie kapryśnie – seryjnie albo długimi tygodniami wcale 😉 …Ale niech tam – wolność i radość życia (latania, drapania) przede wszystkim! 😀
Co do polubiania (książeczek) – również uważam, iż powinno to nastąpić nie w ciemno czy inny czarny kot w worku, ale miękko, harmonijnie i stopniowo… po wielu seansach podpoduszkowych… 🙄 😀
1 lipca 2015 o 8:11 pm
czemu Ula przegrała?
– bo wczoraj zabalowała z siostrą i Martiną N.
czy to prawda, że przed niedzielą słonce spali Wimbledon, Francję, Holandię i część Polski? 😉
1 lipca 2015 o 8:11 pm
Wydaje sie, jak slusznie zauwazyla Gospodyni, ze koncept „lubienia” troszke sie zmienil od czasu przedfejsbukowego.
Teraz czesto postujesz znak „like” tak jak dawniej w szkole nauczycielka dawala w zeszycie „widzianke”: Teraz czesto znaczy to: bylem, widzialem moze mi sie nawet Twoj post spodobal (albo nie, ale lubie osobe ktora to zapostowala). Zaleta wstawiania „lajkow” (jesli sie cos naprawde lubi) jest to, ze beda przysylac wiecej.
A jak sie wobec tego z biegiem lat, z biegiem dni, zmienia koncept milosci???
Trybunal konstytucyjny USA narobil w tej sprawie wiele szumu w zeszlym tygodniu.
„Jak sie zakochac to nie indywidualne. Jak sie zakochac to tylko we dwoch.” — jak spiewal Wieslaw Michnikowski. Oczywiscie mowil/spiewal o czyms zupelnie innym.
1 lipca 2015 o 8:15 pm
„Wespol, w zespol, wespol, w zespol, by rzadz moc moc wzmoc.” Autor, j.w.
1 lipca 2015 o 8:18 pm
lubię, kiedy kobieta
to lubię
😉
1 lipca 2015 o 8:34 pm
lubie
czarny
kot
w
worku
;p
1 lipca 2015 o 8:35 pm
kod
1 lipca 2015 o 8:51 pm
@nietoperek:
Nie koperek,
Nie pietruszka
Pójdzie za mną
Dziś do łóżka. 🙂
i
co
\typ\
1 lipca 2015 o 9:22 pm
;D
1 lipca 2015 o 9:44 pm
😀
2 lipca 2015 o 5:28 am
Ostojo, A jak sie wobec tego z biegiem lat, z biegiem dni, zmienia koncept milosci??? Hmmm, romantyczny paradygmat miłości był zawsze jednym z wielu (chyba nie najważniejszym nawet w romantyzmie) – teraz to wychodzi jaskrawo na jaw, bokiem i inaczej. Jednocześnie gdy się odnajdzie, dobierze, włoży świadomy wysiłek dwoje wyznających te same wartości, marzenia — być może nigdy nie było lepiej… im, perspektywom „aktualizacji paradygmatu” 😈 ➡ Bo warunki są, powiedzmy dobitnie, krzycząco lepsze od lat… np. wczesnych czterdziestych, gdy ów paradygmat wcielali w czyn Dziadkowie…
„Lubię” to w polszczyźnie coś innego (wciąż), niż „podoba mi się”. Dlatego byłam za „podoba” oddającym ten odcień angielskiego ‚like’, o jaki nam chodzi przy pierwszym wirtu-oglądzie tekstu, sukienki, książki czy fotki.
Albo za lajkowaniem, bo ono właśnie w sam raz oddaje szybkie, doraźne wrażenie, o którym zapominamy w sekundę po „oświadczeniu się z nim”.
Polubienie brzmi idiotycznie i co gorsze zamazuje finezje semantyczne, ergo zuboża język. Zdarza się 😀
Pro-fanie, widzę tam na stole znane mi i lubiane herbatniki (digestives?) Impreza musiała się udać! 😈
Co do upału – niech się martwią Francuzy i Wimbledony. Tu cudny chłodny poranek, lód zamrożony na zapas, jest lato, najdłuższe dni, jak ma być, tylko gorąco! 😀
Nietoperku, Ty plus czarny kot w worku — to byłaby dopiero superkombinacja! 😈
TesTequ, tak, koperek, tak selerek musi dziś ze mną przyjechać ze sklepu! 😀
Asiu, sama widzisz… 😉 😎
2 lipca 2015 o 6:11 am
nietoperek
to
koperek
czy
selerek?
😛
2 lipca 2015 o 6:30 am
Za Dobrzyniem, przed Golubiem
Ktoś rzekł do mnie: „Ty polubie!
Ty faszerowany kmiocie!
Nie stój tak przy moim płocie!”
Płot był zacny, to się zdarza,
Szepnął: „Wybacz, gospodarza
Wybrać mi nie pozwolili.
Wszyscy inni są tu mili!”
Więc płotowi dałem lajka,
I tak kończy się ta bajka… 😉
2 lipca 2015 o 9:27 am
Albo – „tak zaczyna się ta bajka” 😀
Znajomi znajomych znali się od dziecka. Jakiś czas temu on zrobił sobie fejsa, ona się opierała ale w końcu też dostąpiła – na jego nalegania (podobno kolekcjonowanie dziesiątków czy setek frendsów to jeden ze sportów tamże)… no i tak zaiskrzyło po tych wymuszonych lajkach wstępnych (i w rozmowach fejsowych potem, jak rozumiem), że… spojrzeli na siebie w zachwycie twarzą w twarz… i są małżeństwem, drugie dziecko w drodze 😎
Maestro wzlata na szczyty maestrii swojej 😎
A Nietoperek to przecherek 😉 😀
2 lipca 2015 o 11:49 am
PS, oj, jakże cudnie zimno (pardon, zimnawo) było na rowerze tuż po siódmej. Lód zamrożony, arbuzy się chłodzą (morele, nektarynki, brzoskwinie, itp.) — Ciepełko 25-30 to typowa słodycz lata – normalna i zjawiskowa, chyba, że się kto zapcha o wpół do dwunastej w podejście górskie w mcu niskim i/lub nieprzewiewnym* – wówczas temperatura „jawi się” jako nieco mniej zjawiskowa, tak czy owak masz szansę gwiazdy nad tobą i gwiazdy pod tobą i dwa obaczyć księżyce… a w końcu o moc wrażeń w życiu chodzi, nesepa? 😉 😛 😀
W dodatku wczoraj powiewało rewelacyjnie, zupełnie jak nad morzem 😉 – nie pogardzą takimi skojarzeniami ludzie, którzy lubią i potrzebują pobyć latem w wielkim mieście… 😀
*** ** *** ** ***
Na samym początku marca obiecałam sobie i pewnemu zrzędliwie-żółciowemu jękole, że przez cztery długie miesiące (=1/3 roku!) będę meldować o szczegółowych radościach oraz ogólnym pięknie życia baaardzo malutko a najlepiej wcale. Pod moim własnym blogiem, doceni Jękoła, docenią Państwo Aktywni Czytelnicy (Pasywni też 😉 )
Oceniam, że tę dziwną próbę przetrwałam z godnością i tarczą — hurra, hurrrra, hurrrrrrraaa!!!
______
*nie zapomnę Ciepłego Żlebu pod Osobitą, w pocz. lipca 1992 – nie na darmo ma on swą nazwę… a my mieliśmy 2-3 próby dziennie i okolice Dol. Rohackiej eksplorowaliśmy TYLKO pomiędzy ćwiczebnymi pieniami
2 lipca 2015 o 12:33 pm
@basia chciała temu @Jękoła dogodzić, czy z niego zakpić?
@Jękoła zawitał tu kiedyś? jeśli tak – gdzie i czym się wykazał, jeśli nie – w imię czego ten zbytek łaski? 🙂
2 lipca 2015 o 12:57 pm
Nie bardzo pamiętam dyskutanta o takim nicku.
Jeśli troll – po co wchodzić z nim w polemikę, układy, i to poza blogiem?
2 lipca 2015 o 7:39 pm
Asiu, Pro-fanie, parę razy zauważyłam go w spamie* (dawniej lądowały tam często uwagi pisane z jednego komputera pod często zmienianymi nickami… „uczciwe” komcie również czasem wpadały/-ją do spamu; lecz spamersko-trolowskie – tym bardziej) —
Późną zimą 2015 wysmażył list przesiąknięty psim ogrodnicyzmem (ogrodniczym psizmem? 😆 ): akurat zaczął się W Post i poczułam się troszkę winna, że zabiedzona emocjonalnie istota uzależniona jest od podczytywania tego miejsca i miotana tak negatywnymi, niszczącymi ją emocjami.
Wspomniałam wówczas o tym incydencie (?)
Dziś też – nie żadne fanaberie, chimery i inne zwierzencja pociągowe, ale wątek pasuje idealnie do tematu i implikacji notki.
Zatem – lekko kpiąc – chciałam dogodzić. Albowiem jękolących miejsc, oskarżających wszystko i wszystkich (Tuska, własną matkę, zimę, lato, brzozę płaczącą i smoleńską) za własne nieudacznictwo i wiecznie wykrzywioną buzię – takich miejsc jest w sieci sporo. Na szczęście pozytywnych jest też sporo, w tym znacznie lepszych, niż niniejsze 😎
Tymczasem Agnieszka (czytam) przeszła jak burza do III rundy. jej antyfani prawdopodobnie piszą, że i tak przegra i się ogólnie skończyła a szczególnie jest cienka. Lecz nic to, Murray’owi też wypisują, nawet Heather Watson, jak się okazuje nie czyta uwag pod swoim twiterem… z powodu tchórzliwych trolli.
Zatem ja mam luksus, od ośmiu lat dziesiątki, setki rewelacyjnych Gości, wielu z nich baaardzo lojalnych, prawie wszyscy pozytywni, prorozwojowi. Raz na kwartał, pół roku trafi się ktoś na tyle zabiedzony emocjonalnie, że postanowi dać wyraz swej niedoli i bólowi. Ot, życie, normalne prawo sieciowej przyrody.
Można incydent odnotować, można równie łatwo przemilczeć (skopiować wraz z dokładnymi namiarami do pliku „kurioza”, natychmiast zapomnieć 🙂 ).
____________
*”aż” sprawdziłam, czy w przypływie wielkodusznej i wielkopańskiej łaski nie wpuściłam go czasem – najczęściej nie przeglądam spamu, po pewnym czasie sam się wynosi w niebyt, ale zdarza się zajrzeć bo raz na jakiś czas Komentatorzy też mogą tam wylądować (a nie zawsze się upominają 🙂 )
3 lipca 2015 o 8:45 am
Gdyby ktoś Basię zmusił, by już nigdy odtąd nie mogła napisać: „Cuuuudny dzionek!”, „Alle ciepełko”, „Niech Państwo korzystają z chwili”, to czy przez to Basia stałaby się jękołą?
Szczerze sądzę, że powątpiewam. 😀
3 lipca 2015 o 9:42 am
Różnie z tym bywa.
Z kilkuletniej obserwacji stosunków sieciowych widać, iż czasem „mocom ciemności” udaje się podłamać, doprowadzić do zgorzknienia, odwetu, nawykowej małostkowości osobowość, która wydawała się pozytywną, wielkoduszną, zdystansowaną.
A też – dla nauki, przestrogi – nie ma sensu udawać, iż wszystkie dziwne ataki, krytyki „spływają po nas, jak po kaczce”. Bo nawet gdy my sobie z nimi znakomicie i konsekwentnie radzimy – inni mogą nie mieć (jeszcze) tej umiejętności. Wszak chodzi też o nieustanne tworzenie, pielęgnowanie, odchwaszczanie „ogólnego” pola, klimatu do w miarę sensownej wymiany myśli. Logicznej, fair i tak dalej.
Za oknem przedszkolak i jego przed-przedszkolny brat ogłaszają światu gromkimi głosami, że idą na sanki. Ich mama myje ciśnieniowo rowery (w cieniu, a wiaterek wciąż mile powiewa!) a oni przy hydrancie sterują strumieniem wody… znaczy naśnieżaniem… 😎
➡ Czyż lato nie jest cuuuuudne?!!! 😀
Na przykład miasto przemierzane na rowerze tuż po 6 am…
(Prognoza na dziś 28C; prognoza na środę 38C… – jest pewna różnica… I bardzo wiele zależy od powiewów a zwłaszcza temperatur nocnych i długości trwania owej fali upałów.
Na razie cud, błogość, optymalność sama.)
3 lipca 2015 o 10:13 am
„A też – dla nauki, przestrogi – nie ma sensu udawać, iż wszystkie dziwne ataki, krytyki „spływają po nas, jak po kaczce”.”
„Madry glupiemu ostepuje
a glupi sie z tego raduje.”
Stale ustepujac – hodujesz jeszcze glupsza glupote.;(
3 lipca 2015 o 3:52 pm
jak to leciało?
„z każdego grzechu ma człek jaką-taką przyjemność, a z zawiści żadnej, ino mękę”.
nic dodać, nic ująć.
3 lipca 2015 o 4:57 pm
Jak to leciało?
Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało…
A może…
Jak to mruczało? Zapytaj, jak to mruczało.
Jak to mruczało, gdy ciało się przeciągało… 😛
3 lipca 2015 o 6:01 pm
Polacy ponoć ostatnio nie lubią Janowicza.
Bardzo pasjami…
3 lipca 2015 o 8:34 pm
Brawo Heather Watson! To było niezłe, bardzo pasjami niezłe! 😎
5 lipca 2015 o 8:56 pm
Agnieszka porozciągana ładnie. 🙂 Czysta zawiść ogarnia. 😉
6 lipca 2015 o 3:47 am
Droga Pani!
W ostatnich tygodniach obejrzałem wiele zdjęć w licznych albumach Pani na „Picassa”. Wyrażam wdzięczność i podziw. Chwilami dostawałem „zawrotu głowy” na widok tylu szczytów, dolin, miasteczek, do których nigdy nie trafi turysta podążający oklepanymi trasami. Gratuluję podejścia ekologicznego, pogłębiania wiedzy i zainteresowań kulturą narodów sąsiedzkich.
Z poważaniem
Mirosław
6 lipca 2015 o 7:51 am
Mru, na ile Cię poznałem na tym forum, nie myślę, byś „zawiścił” szczerzeAgnieszce Radwańskiej. Podziw, to co innego 🙂
Jeśli mowa o podziwie – w tych dniach darzę nim służby ratunkowe, w szczególności strażaków.
Uważajcie na siebie, tego Wam życzy dziadek, który uważa, 😉
6 lipca 2015 o 12:41 pm
Mój komentarz wciąż czeka.
Czy napisałem coś niewłaściwego?
6 lipca 2015 o 5:30 pm
M. Dz., witam Cię serdecznie! 🙂 dziękuje pięknie za miłe słowa!
Fakt, przez kilka lat nazbierało się tego trochę, ot ziarnko do ziarnka 😉
Opóźnienie w moderacji naj-pierwszych komentarzy nie wynikało z żadnych innych przyczyn poza weekendowo-wakacyjno-upalnymi 😎 — teraz już będziesz mógł wpisywać (pod tym samym nickiem i namiarami) co tylko zechcesz i kiedy zechcesz! 😀
…Mru, zgadza się… i tymczasem wygrała dwa kolejne mecze. Nie wiem, czy bardziej się cieszyć, bo lubię, gdy nasi wygrywają, czy że „zamknęła buzie” hejterom… na chwilę, bo na pewno zaraz jakiś wyskoczy, że jest cienka i to nie ona wygrała a przeciwniczki przegrały a uczciwy człowiek nie zarobi tyle (z nieśmiertelnej puli nagród) za cztery, sześć czy dziesięć godzin na korcie… 😛 😀
Ogólnie pięęęknie jest. Słońce, zapachy, saharyjski wiaterek, temperatury… Póki sucho, gorzej, gdy wejdzie poburzowa sauna! ➡ – Jak Szanowni widzą, zawsze staram się dostrzec „jeszcze gorzej/trudniej” 😈 …I Joszko 😀 ma całkowitą rację – gasić w taką pogodę pożary (zwłaszcza z dużą domieszką płonących tworzyw sztucznych) czy wycinać ofiary z wypadków, katastrof komunikacyjnych — o tym nawet myśli się trudno, nie mówiąc o działaniu…
Tak, niech Państwo uważają na siebie. Niektórzy ludzie są w okolicach przesilenia drażliwi – niezależnie od ekstremów pogodowych a zależnie od kolejnego dedlajnu, może dobitniejszego odczucia marnowania czasu teraz, gdy dzień znów nachylał się będzie ku mrokowi, jesieni, rozkładowi… do tego początek wyjazdów urlopowych i dotkliwszy syndrome of missing czy tam co? – najgorsze dla zawistników, którym zawsze mało przyjemnych stron życia, (niezasłużonych) darów losu — izolować się od takich grup i indywiduów stanowczo zalecam, bo wiadomo jak to bywa między wronami… 😉
PS, w mieście 35 celsjuszów, ale są i orzeźwienia! — voila!!! https://picasaweb.google.com/basia.acappella/WokoOrawskiegoMorza
6 lipca 2015 o 7:13 pm
Rozumiem.
Piękne zdjęcia rekompensują chwilową nieobecność Pani na blogu.
Dziękuję za powitanie. Miło mi Panią poznać, choć tylko.. korespondencyjnie.
Z poważaniem
Mirosław
6 lipca 2015 o 9:12 pm
brawo Agnieszka. brawo Roger.
u mnie temperatury letnie, ale komfortowe.
wszakże zazdroszczę wrażeń nadmorskich, gratuluję zdjęć. 😉 nie wiedziałem, że Słowacja ma taki wielki ocean. 😀
7 lipca 2015 o 7:50 am
Chciałby człowiek błysnąć oryginalną myślą, a musi szczerze napisać, że się mu bardzo się podobał reportaż Gospodyni znad Morza. 😉
Upały da się lubić, ot co! 😀
7 lipca 2015 o 8:30 am
Dzięki za wszystkie miłe słowa pod adresem paru orawskich obrazków! 😀 — Muszę jednak nieco „uczesać” podpisy; są zbyt spontaniczne, jak bywa w poweekendowej euforii, gdy czas bardzo goni, inne myśli absorbują i obniżają skupienie a człowiek chciałby się podzielić wrażeniami jak najszybciej 😳
…Czyli upały, tenis (i wciąż Agnieszka w elicie – znaczy na swoim normalnym miejscu – brawo, brawo, brawo!)… tudzież popracować trzeba… suuuper czas! 😎
Nb, 100 obrazów z ca tego samego czasokresu weekendowego w wykonaniu Konkurencji-Kooperacji 😎 https://picasaweb.google.com/103892840995890796596/Orawa#
7 lipca 2015 o 9:04 am
Euforia dobra jest! Na pewno na upały 🙂
7 lipca 2015 o 2:31 pm
nie wolno wnosić na londyńskie korty:
7 lipca 2015 o 5:49 pm
Ale co im namioty szkodzą??? O_O
7 lipca 2015 o 6:30 pm
…żeby strajku okupacyjnego nie urządzili? (a tu oficjele zmierzają do Royal Box)
…żeby trawki nie wypsuli na Murray Mound/ Heather Heap (dawniej Henman Hill)?
OK, widzę, że to już drugi set… 🙄 (and Serena a set down?! O_O )
7 lipca 2015 o 7:30 pm
…I mamy półfinał… Znaczy Radwańska ma a dokładniej jest na swoim miejscu 😎
Najbardziej rozweselają sformułowania typu ‚power versus craft’, ‚Brains overcomes brawn’, ‚Radwanska with a surgeon’s touch around the court’, etc. Bo gołotów i pudzianów to my już mieliśmy, superpałerskich ambicji już dawno się wyrzekliśmy byliśmy a ‚brains’ i inne gospodarki innowacyjno-wdrożeniowe, wysokie technologie, precyzje tudzież (epi)centra ekscelencji to piękna rzecz, prawda? 😎 😀
7 lipca 2015 o 8:47 pm
prawda. 🙂
7 lipca 2015 o 9:42 pm
Co się cieszycie? Coś Agnieszce wolno idzie! Wtorek, a ona dopiero awansowała do PÓŁfinału. A siatkarze już w piątek zapewnili sobie udział w finale! 😎
8 lipca 2015 o 8:08 am
Oooo, a to są jakieś siatkarskie rozgrywki teraz? O_O Bo jam tylko świadoma przyszłego hendbola, (odliczają do niego setki dni, godzin i sekund na lokalnym rondzie… 😎 )
Nb, wszystkie te sporty mają cechę wspólną, niestety: piłki są tak szybkie, że trudno nadążyć, więc równie dobrze można śledzić live text commentary – gem, set, równowaga, przewaga, przełamanie, lob, dropszot, serve&volley style, deuce 🙄
Jedno jest pewne – fajnie jak nasi wygrywają a skoro zawsze nie mogą wygrywać, niech choć robią dobry szoł (tu hejterzy Janowicza mogą się nie zgodzić „tak do końca”, lecz że ich nie ma zbyt wielu pod niniejszym blogiem… 🙄 )
…Około szóstej przeszła spora nawałnica a po niej burzątko…
8 lipca 2015 o 9:14 am
Kiedyś hendbola nazywali szczypiorkiem.;P
Tylko kto to pamieta?;D
8 lipca 2015 o 11:36 am
Ja.
Bułeczka z masełkiem i szczypiorkiem – tak, chętnie, poproszę. 🙂
8 lipca 2015 o 11:41 am
Biurko obok przeczytało (szpieg!) i poprawia:
z masełeczkiem, szczypióreczkiem i pomidoreczkiem. 😀
8 lipca 2015 o 2:06 pm
Daj se spokoj, myslisz zes wszystkie rozumy zjadla, najpiekniesza we wsi i oj jak mi dobrze.Nie wszystkim jest tak dobrze,nie kazdy jest narcyzem lustereczko powiedz przecie.
Ludzie chca ogladac i czytac net zeby sie dowiedziec o prawdziwym zyciu a nie patrzec na obrazki pod publiczke.zycie jest najcesciej trudne jesli piszesz inaczej to udajesz.
8 lipca 2015 o 4:44 pm
@TesTeq: siatka tenisowi nie przeszkadza. 😉
9 lipca 2015 o 11:48 am
nigdy nie próbowałem w tenisa, ale myślę, że bez siatki grało by się prościej:)
9 lipca 2015 o 1:37 pm
Siatka musi być, ale na końcu kortu, żeby nie trzeba było daleko latać po piłkę. 😀
9 lipca 2015 o 4:12 pm
Agnieszka, miałem nadzieję, żeś zmartwychwstała skutecznie, a Ty tylko na chwilę? 😉
9 lipca 2015 o 9:18 pm
Ale trzeba przyznać, że walczyła dzielnie. Nie było min, rzucania rakietą, grymasów. Profesjonalizm i gra do końca. Rywalce wszystko wchodziło w kort. Tak bywa. Jestem dumny z postawy Agnieszki. No i ma ładnego chłopaka… 😉
10 lipca 2015 o 7:38 am
Z pełnym przekonaniem podpisuję się pod opinią Szanownego Przedmówcy. 🙂
10 lipca 2015 o 11:18 am
Aga walczyła ile mogła z wymagającą przeciwniczką, od której p-oległy Woźniacka i Kerber.
Mecz był bez wątpienia ciekawszy, niż pojedynek Williams v/s Szarapowa.
Teraz życzmy Hiszpance wszystkiego najlepszego.
10 lipca 2015 o 7:29 pm
Panie i Panowie, ten tenis to jakieś szaleństwo niedocieczone… Mówię rzecz jasna o dwuipółsetowej (jak na razie) Roger Masterclass… choć Szkota mi trochę szkoda*… 🙄
A Agnieszka – znów, jak zawsze nie czytać, nie słuchać naszych (na ogół nobodies albo całkiem anonimowi żółciowcy) ale obcych, najlepiej multiszlemowców komentujących tenis, np. na stronie Wimbledonu… powiedzą Państwu wszystko, i jeszcze się lengłydża poduczycie przy okazji… nie żeby polski był tak zupełnie stratą czasu… przydaje się jeszcze, lecz coraz rzadziej… 😈
Tymczasem Roger wygrał
:
‚tighter than a snake’s sleeping-bag’ – ta fraza dość działa na wyobraźnię… 😎 działała, na samym początku… a może i wtedy była rodzajem wishful thinking ze strony brytyjskich komentatorów — przerzućmy się więc w klimaty żałobnego rozczarowania… 😉
________________
* http://www.theguardian.com/sport/blog/2015/jul/10/andy-murray-roger-federer-centre-court-wimbledon
11 lipca 2015 o 9:29 am
dobrze. pomruczę. czarownie. roz. za. 🙂
12 lipca 2015 o 8:27 am
Doczytuję Was z przyjemnością, Mruczków,i wszystkich innych. 😀
Serdecznie pozdrawiam, piękne lato,prawda?:-D
12 lipca 2015 o 8:34 am
Basiu, PAK,piękne to”morze” słowackie, a zachód słonka jak landrynka;-)
Wiecie coś, jak tam kosztuje wynajęcie sprzętu?
13 lipca 2015 o 4:49 am
[…] (i straganiarzy) taki bezlik, że zawrót głowy a niech ręka boska broni! I że człek nie znał wierszyka przypomnianego niedawno przez Kumatego… Choć goryczy bezsilnego odpuszczania kopaniny z koniem też niewiele doznał – […]
13 lipca 2015 o 11:07 am
13 lipca 2015 o 11:08 am
„J.K. Rowling @jk_rowling Jul 11
.@diegtristan8 „she is built like a man”. Yeah, my husband looks just like this in a dress. You’re an idiot”
13 lipca 2015 o 8:35 pm
Słowackie Morze Orawskie wygląda wcale atrakcyjnie. 🙂
Serena Williams i J.K. Rowling – także. 🙂
Pozdrowienia!
A.T. + 2 🙂
13 lipca 2015 o 11:41 pm
No prosze, a ja myslalem, ze J.K. Rowling to ta od serii ksiazek o Wlochatym Garncarzu.
„Pomylka to rzecz ludzka.” /jak podobno powiedzial Jez/
14 lipca 2015 o 6:01 am
„Jękoło”, witam Cię serdecznie! 🙂
Niektórzy pewnie powiedzą, że trolla tak nieskomplikowanego wewnętrznie nie może być w przyrodzie (i.e. musiałam go wymyślić 😛 )… Kiedyś nawet – ze sześć latek temu, jak tan czas leci!!! – ujawniałam szerszy adres, z jakiego pisał jakiś Twój poprzednik… w celu uwiarygodnienia 😈
Zważ i rozważ 😉 jedno – jest wielka różnica pomiędzy „życiem” (jakkolwiek go sobie urządzasz, doświadczasz, rozumiesz) a PUBLIKACJĄ…
Pozdrawiam. Nieodmiennie życzę Ci dobrze – bo z ludźmi, którzy się czują komfortowo w swoich skórach innym jest milej i korzystniej – zatem z czystego egoizmu zwanego też wyrachowaniem 😎
Fanie Tenisa, witam Cię serdecznie! 🙂
Aż czegoś brakuje (gdy się Wimbledon skończył), choć czasem „oglądanie” sprowadzało się do kilkusekundowego sprawdzenia wyników albo zerknięcia na relację tekstową z meczu popartą kilkoma ‚highlights’. Agnieszka sprawiła naprawdę miłą niespodziankę (sobie chyba też), Hiszpanka… – ma przed sobą przyszłość, co jej już powiedziała triumfatorka, więc żadna rewelacja.
(Kibicowałam jej, oraz Rogerowi, choć czy ten ostatni występował w roli ‚underdoga’? 😉 — Tak czy owak wygrali liderzy rankingów, co też jest piękne… sort of 😉 😀 )
Mru, czarownisiów zawsze pozdrawiamy serdecznie! ;D
Jankoro, nie, nie wiem nic o cenach prócz tego, co można (pewnie?) wyłuskać z sieci. Akwen wciąż za mną „chodzi”… 😀
Asiu, Pro-fanie, Rowling trafiła w punkt albo – jak oni mówią – spot on! 😀 😀 Swoją drogą zawiść ludzka (małość, podłość) kwitnie na każdej glebie i w każdym klimacie… — cieszyć się z tego czy smucić?…
Ostojo, a co, czyżby ostatniej nocy okazało się, że sagę Pottera napisał jej ghostwriter?… – Albo sezon ogórkowy, albo zaraz się o tym dowiem czegoś więcej… 😛 😀
14 lipca 2015 o 7:01 am
@Jankora: O jaki sprzęt chodzi? Do grilla? Czy o jakąś większą perwersję typu nurkowanie?
14 lipca 2015 o 8:23 am
Basiu, takiego Trolla Ty byś nie wymyśliła. Musiał się wymyślić sam. 🙂
Sprawdziłem, o co chodziło 6 lat temu – z „Tą Dwójką” wyszło na Twoje, wiem bo czasem słucham.
TesTeq, ja poproszę perwersję średnią – ponton i płetwy. 🙂
14 lipca 2015 o 10:14 am
zeby sie czuc komfortowo w swojej skorze trzeba ja miec –
fure skore i komore rozumiane w przenosni
nie doslownie;)
nieodmiennie cie podziwiam ze wpuszczasz mety jak ten
/”jekola” Says:
8 Lipiec 2015 o 2:06 pm/
wiem
sa argumenty i za i przeciw liberalnemu administrowaniu forum
ale
ja bym nie zdzierzyl
pozdro z trasy
robota ach robota:)
15 lipca 2015 o 6:22 am
Joszko, z Dwójką wyszło „na moje”, i to znacznie szybciej, niż przypuszczałabym. – Ale to normalka, każdy, kto rozumie i czuje procesy społeczne, przewidział(by) to swobodnie… 😀
https://basiaacappella.wordpress.com/2009/07/08/co-z-ta-dwojka/
Co do trolli autentycznych (i ewentualnie wymyślonych, bo przecież nie można wykluczyć przypadków, iż ktoś ma grzeczny nick podstawowy a upuszcza żółć i inne toksyny pod nickami sekundarnymi… a przecież nie powiemy, iż tylko ta gorsza twarz sieciowa jest jego „prawdziwą twarzą”) — trzeba czasem wpuszczać te stwory dla „prawdy życia, prawdy ekranu”. Lepiej, niech ta prawda o człowieku jest na wierzchu (dostępna dla ogółu czytelników), niż miałaby bulgotać pod spodem!
Pod moim blogiem jest to o tyle łatwe, że w ciągu ośmiu lat – będąc kilka razy (uzasadnionym 😈 ) obiektem zawiści, itp. – wyrobiłam sobie (ba, od początku miałam gotowy 😛 ) styl reagowania, który zniechęcał do prowokacji, ataków hejtu… To, co widać oraz ~10 mejli + ocalonych ze spamu* napastliwych komentarzy, przechowywanych dla badaczy stosunków sieciowych — jest raczej przejawem ataków bezsilnej frustracji. Troll (który siedzi w wielu niby „porządnych” ludziach**), orientuje się szybko, gdzie się pożywi/zabawi, a gdzie absolutnie nie.
Zatem wyluzuj Kiju Włóczy 😀 …i skończmy ten temat (najlepiej na wiele miesięcy) 😀
TesTequ, dla mnie perwersja lekkopółśrednia: materacyk dmuchany naprzemiennie z rowerkiem wodnym! 😀
(Widzę, że już można otwierać pod Babią Górą wypożyczalnię sprzętu 😎 )
_______
*jak wspominałam niedawno, coś też mogło bezpowrotnie uciec ze spamu w niebyt… lecz nie sądzę, by było tego dużo
**warunki i sposób ujawniania się opisano już, choć pewnie dałoby się to i owo dodać do diagnozy
15 lipca 2015 o 6:59 am
No bo gdyby się opłacało, to,kupujemy na spółę to orawskie morze i startujemy z biznesem!
15 lipca 2015 o 7:01 am
Za nadmiarowy przecinek odpowiada iPad. Jego inne błędy poprawiłem.
15 lipca 2015 o 8:54 am
„Troll […] orientuje się szybko, gdzie się pożywi/zabawi, a gdzie absolutnie nie”.
Dodałbym jeszcze komentatorów, którzy nie dadzą się sprowokować.No czasem Kij_włóczy, czasem Joszko,reszta luzik i kamienna twarz;D
15 lipca 2015 o 10:23 am
TesTeq, dla siebie poproszę to co Basia.
Mam jednak towarzystwo,co głębi się nie lęka,
tak że startuj z biznesem,wspomożemy!:-D
15 lipca 2015 o 11:56 am
Te, Kumaty, sam masz twarz z kamienia. Obluzowanego! 😀
15 lipca 2015 o 11:58 am
@Jankora: A co to? Fundacja jestem, że chcecie mnie wspomagać? Kto nie wchodzi ze mną w ten biznes, ten potem słono zapłaci za każdy duperelek! 😉
16 lipca 2015 o 2:46 pm
Nie wiedziałam,TesTeq, że z Ciebie taki rekin! 😀
16 lipca 2015 o 3:48 pm
Rekin-młot!
16 lipca 2015 o 7:07 pm
Biznes morsko-orawski! Tak! Po trzykroć tak Od czasów Ligi Morskiej i Kolonialnej nie było równie genialnego pomysłu! Mogę być jego rzecznikiem! Lub nawet wodnikiem! 😎
Taż dlatego wpuszczam (nie zawsze, ot na ogół 😉 ) ten jazgot, jojczenie, jękolenie (nadawane na innych falach, czasem ze zupełnie innej planety), bo wiem, iż na moich Szanownych Paniach i Panach Komentatorach mogę polegać jak na Zawiszy 😎
I że wspomaganie dobrych dzieł uraża? 😮 …obluzowane kamienie prowokuje?… 😯 .
..”Na ambit włazi” – powiedzieliby mieszkańcy moich stron rodzinnych 😎
Rekin cudo! (Trochę mi co prawda przypomina jedno z narzędzi do obróbki drewna (skrawaniem), lecz ostrości tym zwierzom nie uwłaczają – tak mniemam 🙄 ) 😎